autohipnoza.

2002-07-02

Od kilku dni jestem cicha. Nic nie mówię. Nie ma we mnie słów.
Wstaję późno i niechętnie, wolałabym przespać cały dzień.
Przeleżeć w łóżku, z głową pod kołdrą, zwinięta w embrion,
a raczej w larwę motyla (nie lubię scenerii in utero, tak sądzę).
Jednak wstaję, jak gdyby dla niepoznaki,
jakbym chciała oszukać samą siebie, że jest normalnie.
Nie jest.

Rano długo stoję przed lustrem. Jestem brzydka, blada, wymięta.
Rozdzielam palcami ciemne pasma włosów, opadają na twarz.
Spokój. Spokój przede wszystkim. Tylko spokój może nas uratować.

Poruszam się w zwolnionym tempie. Tak mi dobrze.
Ostatnio znalazłam upodobanie w obserwowaniu procesów ciągłych,

monotonnych, mantrycznych. Hipnotyzują mnie.

Na przykład pranie. Włączam pralkę, siadam na podłodze w łazience i patrzę,

podglądam przez szybkę: – stanik – T-shirt – czerwone stringi – ręcznik –
sukienka w kwiatki – znów czerwone stringi – coś różowego – majtki w kwiatki
– nie-wiem-co – bluza K. – skarpetki – itd.

Lubię też ekspres do kawy: kap – kap – kap,

a z każdą kroplą kuchnia wypełnia się ciepłym aromatem.
Bawię się komórką – kretyńsko monotonna gra z latającą kulką i cegłami –
biję wszelkie rekordy: klik – klik – klik.

Monotonia wprowadza mnie w trans.
Trans jest mi potrzebny do
NIEMYŚLENIA.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x