2002-12-05
Nie wiem, być może zrobiłam najgłupszą rzecz w swoim życiu.
Powiedziałam K. o tym, co czuję. Nie był specjalnie zaskoczony.
Ze smutkiem stwierdził, że od dawna się tego spodziewał, że i tak długo z nim wytrzymałam.
Ze smutkiem stwierdził, że od dawna się tego spodziewał, że i tak długo z nim wytrzymałam.
Nic już nie wiem, nic już nie jest jasne. I chyba nigdy nie było.
Taki dziwny ten nasz związek od samego początku. Bo dziwny człowiek z K.
I z tą jego „dziwnością” żyłam każdego dnia przez ostatnie cztery lata.
I z tą jego „dziwnością” żyłam każdego dnia przez ostatnie cztery lata.
A dzisiaj? Dzisiaj stanęło na tym, że nadal się kochamy, ale nie możemy i nie potrafimy być razem.
I czuję, że z tą obustronną miłością to prawda, a nie rozstaniowy savoir-vivre,
żeby „nikomu nie było przykro” na zakończenie.
Nam już zdążyło być przykro przez te lata,
wzajemne ranienie się opanowaliśmy do perfekcji.
Czy to koniec?
Nie wiem. Nie chcę. Boję się. Boli mnie.