2003-08-22
Obudzona przez natarczywe pikanie komórki, spłukana rześkimi strugami prysznicowymi,
Rano było, więc myśleć mi się nie chciało zupełnie.
Plątaninę kabli na podłodze (ładowarka, komputer, wieżyca, itp.) wkopałam pod łóżko bosą stopą,
Łyknęłam sobie 4 tabletki Bodymaxa (ostatnio mam tendencję do przedawkowywania wszystkiego)
Schyłek lata nastraja mnie, jak zresztą wszystkich chyba, nieco nostalgicznie.
Kiedyś, jeszcze za czasów liceum, bawiłam w malutkim letnisku nadmorskim.
i łzy mi się w oczach kręciły. Jest taka piosenka the Cure „The last day of summer”.
Ale to było dawno i tej piosenki jeszcze nie nagrano,
Juuuż nieee maa dzikiiich plaaaż
Naaa któryyych zbieeeraaałam bursztynyyy
Gdyyy z pseem doo cieeebie szłaaam
Aa meeewy óseeemki kreeeśliiiiłyyyy , kreeeśliiiiłyyyy
Ta piosenka prześladuje mnie od dzieciństwa, bo obraz ładny i ckliwy w mojej wyobraźni tworzy.
Acha dziecięciem jeszcze będąc, zastanawiałam się – jak te mewy ósemki kręcą?! Czym kręcą?! Ogonem?!
A może w dzioby chwytają te ósemki i wywijają nimi w powietrzu?! A w ogóle co to za ósemki?!!!
Jako pięciolatka nie mogłam pojąć tej – skądinąd malowniczej – sceny.
Juuuż niee maaa dziiikiiich plaaaż
I baaarwneeej kaafeeejkiii przyy moooloooooo
Nieejeednaaa zniiikłaaaa twaaarz
I wieeeluuuu przeeegraałoooo swą młooodość, swą młooodoooość
I choć to nie jest piosenka o końcu lata, to mi nieodmiennie się z owym końcem kojarzy.