przy ogromnym stole

2003-10-21

Przede mną sterty papierów zapisanych drobnym, czarnym maczkiem.
Stertom papierów towarzyszą moje gorące zaklęcia „żeby się nic nie rozlało” (coffee, tea, beherovka),
bo wtedy moje nitkowate hieroglify generowane wiecznym piórem spłyną jak woda po kaczce.

Siedzę, piję kawę. Na uszach muzyka – bardzo odpowiednia na tę porę roku – Tori Amos „Scarlet’s walk”.
Słucham i przypomina mi się listopad zeszłego roku…, a może początek grudnia?
Chodziłam cała zakręcona, pomieszana, poplątana – na okoliczność nieszczęśliwego „zakochania”

(które w moim przypadku było kolejnym, obsesyjnym zafiksowaniem) i tej płyty właśnie,
od której długo-długo nie mogłam sie uwolnić. Nawet wcale nie chciałam ;P

Chodziłam po ulicach, owinięta wielką, czarną, szydełkową chustą (tą, w której chowam cylinder, królika i szklaną kulę), wiatr wiał przeraźliwie, aż trzeba było mrużyć łzawiące oczy, więc momentami szłam z zamkniętymi, popychana z róznych stron przez wiatr i ludzi.

A ja szłam i strasznie mi sie chciało płakać z tej „miłości”, która przyszła tak nagle i zniszczyła poprzednią,

a ja czułam podskórnie, że ta nowa to jakaś straszna pomyłka, ale nic nie mogłam zrobić,
no bo co można zrobić?…
I Tori śpiewająca w mojej głowie, jak gdyby wgrana na twardy dysk mojej pamięci,
nie potzrebująca juz płyty.

Podczas jednej z sesji jogi, gdy złozyłam sie cała w paścimottanasanie,

a głowę przycisnęłam mocno do wyprostowanych kolan, słyszałam w głowie ogłuszające:

just keep your eyes on her
keep don’t look away
keep your eyes on her horizon

Ściśnięta w kokonie własnego ciała, ze łzami spływajacymi po policzkach,

czułam, że jest mi tak strasznie źle, a zarazem dziwnie słodko…
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x