polska, mieszkam w polsce

zanim zdążylismy się zorientować,
ktoś podpieprzył nam państwo.

nie wiem dokładnie, w którym momencie,
może wtedy, gdy – w przeciwieństwie do szwadronów babć wracających z niedzielnej mszy –
nie chciało nam się któryś z kolei raz iść i wrzucić kartkę do odpowiedniej skrzynki,
czy wtedy, gdy z poczuciem wyższości prychaliśmy, że polityka mnie nie interesuje
a niech oni się wszyscy pozagryzająw tym sejmie,
po czym ostentacyjnie przełączaliśmy telewizor na kanał discovery,
a może wtedy, gdy wydawało nam się – o, święta naiwności! – że „pewne kwestie są oczywiste”.

otóż, jak się okazuje – nie są.
kawałek po kawałku dajemy sobie odbierać to, o co walczyli nasi rodzice.
wolność.

moje dzieciństwo to lata 80-te.
ten czas znam nie tylko z opowieści rodziców.
sama pamiętam, że wychodząc POZA dom, należalo trzymać dziób na kłodkę,
żeby nie chlapnąć czegoś, czego mogło się potem gorzko żałować.
przez co tatuś lub mamusia mogli mieć poważne kłopoty.
granica między „trzeba” i „nie wolno” była aż nazbyt wyraźna.
tak samo, jak podział na „dobre” i „złe”: myśli, ludzi, książki, gazety, muzykę, sztukę.
obowiązywała jedna, jedynie słuszna prawda i wizja świata.
nie było wyboru.
do czasu.

do czasu, kiedy nagle w latach 90-tych okazało się,
że świat wcale nie musi byc czarno-biały
i to, czy widzę go w sepii, pastelach czy palecie szarości,
zależy tylko i wyłącznie ode mnie.
od nikogo innego.
z roku na rok czułam się coraz bardziej wolna,
horyzont poszerzał się i wydłużał.
wszystko powoli zaczęło nabierać właściwych,
a przynajmniej akceptowalnych, proporcji.

do czasu.
teraz ten świat na powrót kurczy się i karleje.
wielobarwność i różnorodnośc przestają się mieścić w sztywnych ramach jedynie słusznej rzeczywistości,
więc trzeba je zniszczyć, zdusić, obwarować zakazami.
nawet śmiać się nie wolno zbyt głośno.
a już na pewno nie publicznie.
jeśli nie wiecie, o czym mówię, wszechpolscy chłopcy
wyjaśnią wam to z nieskrywaną przyjemnością.

w 1988 manuela gretkowska napisała na krakowskim murze „strzelaj albo emigruj”.
i wyjechała z polski na wiele lat.

w 2006 piszę na blogu „krzycz albo spierdalaj”.
i wcale nie mam ochoty uciekać.
bo niby z jakiej racji? jestem przecież u siebie.
wyjechać to żadna sztuka. uciec tym bardziej.
pozostaje wrzeszczeć.

skoro z definicji mam wolną wolę,
a z konstytucji wolny wybór,
od rzeczywistości oczekuję
po prostu
wolności.

zbyt wiele?

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x