media – owszem, ale z zdecydowanie bliżej eteru niż wielkich interesów.
pozbyłam się służbowej komórki, której smycz ostatnimi czasy coraz bardziej zaciskała mi się na szyi.
byle wytrzymać do lipca, a wrócę tam, skąd przyszłam.
a wtedy koniec z bon tonem i eleganckimi spódniczkami, na dyżury znów będę biegać w bojówkach.
grunt to znać swoje miejsce i umieć wyraźnie oznaczyć własne terytorium.
tymczasem w ramach detoksu – piszę, znajdując w tym przyjemność.
jesli tak dalej pójdzie, już wkrótce nadrobię wszystkie zaległe teksty dla wydawnictwa.
jezu, boże, jest wiosna. wychodząc z pracy o siódmej wieczorem, podziwiam pomarańczowy zachód słońca.
idę z astr. na herbatę, a potem żarcie u hindusa, który zamiast krzyczeć – patrzy ze znakiem zapytania.
powoli robi się ciemno, ja zaś odczuwam silną potrzebę czegoś pozytywnego.
wracam do domu-na-tym-drugim-końcu-miasta i próbuję przezwyciężyć wszystko to,
co od miesiący kłębi się w mojej głowie.
idę spać z mocnym postanowieniem rozpoczęcia jutrzejszego dnia od słonecznego musu z mango.