frajdej najt w fabryce ćciny szugarovej

 

zaczęło się gorzej niż źle. gdyż albowiem.
w godzinach poźnopopołudniowowieczornych siedziałam jeszcze w pracy,
zgłębiając naturę mej rozwijającej się depresji, badając ją z pasją – tak jak językiem bada się
rosnący gdzieś z tyłu ząb. dobra, koniec metafor – wesoło mi kurva raczej nie było.

więc zasadniczo nie ucieszyłam się, kiedy I. przypomniała mi,
że wieczorem idziemy do Fabryki Trzciny na FreeFormFestival.
– Aha, jasne. Cauj mię w nos – powiedziałam – Jestem brzydka, mam pryszcza na brodzie i bluzę od dresu,
nigdzie kurwa nie idę, a już na pewno do zasmarkanej fabryki ćciny,
a już na pewno nie do zakichanego wiprumu. Cauj mię w nos, ja jadę do domu szlochać i umierać!

niestety nie podziałało.
zostałam wywleczona za fryzurę z pracy, a kiedy zaczęłam piszczeć, że jestem głodna –
zapchano my ryja kebabem.
kebab jak wiadomo zawiera mięso ze szczura z towarzyszeniem cebuli.
ale co tam – zeżarłam. chuuuuuuch!

po chwili podjechało autko z dziefczynkami w środku.

– cześć [chuuuuuch] dziewczynki [chuuuuch] buzi buzi [chuuuuuuuuuuuuch] – uuuu zazu, żeś pojechała z tym kebabem…

chuuuuuuch, miałam ochotę umrzeć na miejscu.
przez całą drogę samochodem starałam się być małomówna i jak najmniej oddychać,
a w ogóle to umrzeć-umrzeć-zniknąć.
oczywiście zabłądziłyśmy gdzieś w mrocznych czeluściach starej pragi,
więc I. zaoferowała, że postudiuje plan miasta, ale na postoju,
bo w czasie jazdy z literami przed oczami zdecydowanie się porzyga.

no ale końcu dojechałyśmy na miejsce.
J. przypierdoliła jeszcze z gracją podwoziem o krawężnik
i już mogłyśmy wysiadać!

wysiadłyśmy, weszłyśmy, lans bauns.
mój zdecydowany sceptycyzm wyparował w tempie ekspresowym
przy dźwiękach przeuroczych francuzów z poni hoax,
a cebulę znokautowałam białym winem. jednym, drugi, trzecim…

po piątym kieliszku byłam zachwycona absolutnie wszystkim.
po szóstym kieliszku zaczęłam z A. rozmawiać na poważne tematy.
siódmego kieliszka nie było, bo skończyło się w wiprumie darmowe wino,
ale zostało piwo, więc siódme było piwo. a potem jeszcze jedno na spółkę z A.

a potem postanowiłyśmy, że chyba do domu.
– haloooo… halo… brywjeczur… czy to piiijak-taxi? chceeemyy dooo dooomuuu pszee paanaa…

nie wiem jak znalazłam się w łóżku.
ale jak otworzyłam oczy, to już było rano.
z miną i nastrojem niewyżętej ścierki poszłam do pracy.
w pracy z rozpaczy fpierdoliłam paczkę ciasteczek lu digestive
i poczułam jak z minuty na minutę rośnie mi dupa.

dzisiaj znów idziemy do fabryki ćciny.
gra jimi tenor.
i znów będzie wino.
jakie ja mam kurde ciężkie życie.

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x