nie od dziś wiadomo, że pewne tajemne rytuały magiczne pomagają przywołać różne pożądana zjawiska –
typu rzęsisty deszcz w czasie suszy, puszysty śnieżek na gwiazdkę
czy też pryszcz na nosie nielubianej koleżanki tuż przed imprezą.
tymczasem my postanowiłyśmy przywołać wiosnę. do porządku.
w tym celu udałyśmy się do namaste na inaugurację plenerowego spożywania tak zwanego „hindusa”.
działa.
niniejszym wiosnę warszawską uznajemy za rozpoczętą!
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
studium głodu:
faza I: łoooo-hooo-hooo-hooo…..
faza II: jaaaaaa….haaaaa….
faza III: mmmmmm…..
faza IV: dużo. dużo. muszę dużo i natychmiast.
faza V: oboże, zaraz to zjem i już nie będę miała :(
faza VI: chwilo, trwaj! [butterchicken rzondzi]
zazie: „jak dorosnę i zarobię dużo pieniędzy, to codziennie będę się kąpać w mango lassi…”
iga: – mówi mało, bo je chicken-masala-dosa. w tak zwanym międzyczasie podchodzi do niej kobieta,
prosząc o rozmienienie 2 zł na drobne (sic!). w tym czasie zazie wyżera idze z talerza i stwierdza, że…
… chicken-masala-dosa jest dosyć mdły i czemu iga wciąż go zamawia?
iga zamyśla się, po czym stwierdza, że chyba idealizuje tę potrawę, bo za każdym razem, gdy ją zamówi,
stwierdza, że mogła zamówić coś innego. i kolejny raz zamawia chicken-masala-dosa.
zjadłam. jestem szczęsliwa, ale chyba zaraz pęknę.
ledwo powłócząc nóżkami, idziemy szukać wiosny.