mżżżż…

odpadam w połowie. nie dlatego, że pada i mży. chociaż może trochę. ale nie do końca.idę na centralny.
po drodze mijam obleśne budki z zapiekankami, na które zawsze miałam ochotę. kupuję jedną. i tarczyn wiśniowy.
idę wzdłuż peronów. śmierdzi. minęły już czasy, kiedy gotowa byłam wsiąść w pociąg i jechać w noc. z przesiadką.
pobyć kilka godzin. i wrócić. teraz wszystkie drogi prowadzą mnie do domu. teraz wracam do siebie. zamykam za sobą drzwi.
jadę ostatnim dziennym autobusem. czytam spod zakrętki: obwód dłoni zwiniętej w pięść równa się zawsze długości stopy.

wszystko co moje, noszę przy sobie.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x