jedziemy po zioło pooo-ziooo-mooo….

jestem mistrzynią w ususzaniu żywych ziół w sadzonkach i zduszaniu ich wzarodku.
ambitne plany organiczno-wegetatywnego klonowania tychże regularnie spełzają na niczym,
bo ilekroć je zakupię w formie zalążkowej i w końcu dojrzeję wewnętrznie do uroczystego
ustanowienia hodowli doniczkowej, one już wyciągają kopyta. a raczej odnóżki.
na tej podstawie wysnułam nawet teorię, że zioła z supermarketu są genetycznie zaprogramowane
na wylogowanie się z globalnego systemu bytów rzeczywistych po 2 dniach daty zakupu
i przeniesienia ich w bardziej przyjazne miejsce niż supermarketowy stojak ulokowany pomiędzy
zgniłą cebulą a zdrewniałym awokado. no bo jak u mnie nie chcą rosnąć, to niby gdzie?!
tym razem się zawzięłam iposadziłam zielone dziadostwo zaraz po przytachaniu go do domu,
a że była już noc ciemna, no cóż… balkon mamy co prawda wzdłuż i wszerz urypany czarnoziemem,
ale czymże jest syf wobec piękna chlorofilu…? zapewniłam też rozrywkę syd, która musi teraz
po fakcie wywiercić wiertarką dziurki w metalowych doniczkach mojej plantacji, bo doczytałam w internecie,
że cośtam cośtami i w ogóle.  no więc dziurki. od spodu. a doniczki zasiedlone. więc wiesz syd – ostrożnie!

 

 

 

komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl
 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x