po dziesięciu dniach bujania się na falach Adriatyku i dwudziestu czterech godzinach kołyszącej podróży lądem –
doświadczyłyśmy twardego i bolesnego lądowanie na stołecznym betonie. stoimy bezradnie, rozglądając się wszem i wobec.
pod stopami nadal mamy rozhuśtany pokład jachtu, a w uszach szum jugo i rozwibrowany dźwięk want.
po warszawskim bruku stąpamy raczej niepewnie – trzymając się budynków, słupów i mas powietrza w imię świętej zasady –
„jedna ręka dla jachtu, druga dla siebie”. przebywanie w zamkniętychpomieszczeniach napełnia nas jeszcze klaustrofobiczną rozpaczą,
a oczy przyzwyczajone do wielkiego błękitu uparcie uciekają od ekranukomputera. siadamy więc na ławce przed blokiem i gapimy się w niebo.
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl