o czekającej Kumoka operacji wiedziałyśmy od dawna – nasze Maue BiaueBoa jako typowy mops miało problemy z oddychaniem.
zbyt długie podniebienie miękkie sprawiało, że Glon się zapowietrzał, szybko męczył, a parę razy nawet zemdlał.
takie niedomaganie to prawdziwy problem dla Nindży szybkiej jak strzała, która w jednym momencie chce zbawić świat lub wysadzić go w powietrze,
wystukać kopytkami o podłogę „taniec z szablami” chaczaturiana, żonglować trzema piłeczkami, targać glusia z marlenką i elvisem,
wciągnąć naraz trzy porcje karmy suchej i dwie mokrej oraz zakrętkę od coca-coli, ładowarkę do komórki i kartę pamięci do aparatu,
a następnie zatłuc własną matkę piąstkami, a drugą wdeptać w sofę, by na koniec oszczekać dziko wentylator i dzwonek do drzwi sąsiada.
w takim momencie Nindży po prostu nie wypada się zapowietrzyć, schrumkać i zemdleć.
Bardzo Zajęty Kulfon nie ma także czasu na urojone niby-szczeniaczki, które swym osobliwym niby-jestestwem dręczą go od pierwszej cieczki.
co prawda Kumok zdążyła już nawet wybrać imiona dla swoich niby-mopsików (Ciastuszko, Placuszek, Wuzetka, Muffinek i Bajaderka),
ale dosyć szybko znudziła się koniecznością ciągłego spania, leżenia, sapania, znużenia, rozdrażnienia, karmienia
i przewijania swoich ciasteczkowych potworków. nastąpił konflikt interesów i życiowy dylemat – kim chcę zostać, kiedy dorosnę?
matką dzieciom czy mega nindżą?
oczywiście, że nindżą. wspólnie ustaliłyśmy również, że wprzypadku nindży zapowietrzenia i omdlenia są zjawiskiem wysoce uciążliwym,
zaś gromada małych jęczących stułbi potrafi skutecznie utrudnić podbój wszechświata i okolic.
aktualnie nie mam fryzury i przez jakiś czas mieć nie będę;)]
wstępna decyzja o chirurgicznym dublecie (sterylizacja + korekta mopsiego podniebienia) została podjęta zimą.
od tego czasu wszelkimi możliwymi i czarodziejskimi sposobami usiłowałam powstrzymać bieg wydarzeń.
na mieście mówi się bowiem, że w przypadku krótkodziobych mopsów podanie narkozy jestsprawą wysoce ryzykowną
i może być różnie, ale przeważnie źle. co się naczytałam w internecie, to moje ;P
i chociaż mamy cudownego, wspaniałego i kochanego Doktora Dolittle, superdiagnostę, chirurga i specjalistę od problematycznych mopsóww jednym
-któremu bez wahania sama dałabym się zoperować – to jednak myśl o położeniu na stole operacyjnym mojego najsłodszego Glona
przyprawiała mnie od miesięcy o ataki paniki, szczękościsk i migotanie przedsionków.
no więc zwlekałam. jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś. teraz za zimno, potem za ciepło. w końcu wspólnymi siłami ustaliliśmy, że operacja odbędzie się na początku września.
na ten termin wyznaczyłam sobie również koniec świata, trzęsienie ziemi, atak klonów i resztę plag.
i teraz słuchajcie… przyjeżdżamy w środę wieczorem na rutynowe czyszczenie mopsich uszu. szast-prast, nie wiem dokładnie jak to się stało,
ale odjechałyśmy z lecznicy umówione na nastepny dzień na…OPERACJĘ!!!
trzeba przyznać, że Doktor Dolittle wziął mnie na sposób – nie zdążyłam nawet umrzeć ze strachu!
co prawda miałam jeszcze chwile, żeby sie naczytać o zakażeniach ran pooperacyjnych, sączącej się ropie i martwicy tkanek,
łyknąć dwie tabletki hydroxiziny, rozegrać z Kluchonem mecz piłki mordo-nożnej i już trzeba było wieźć Gada na operację!
zdążyłam się jeszcze poryczeć na widok Parufki zaliczającej meeeeega odlot i po godzinie oddali mi ją z powrotem.
przebierała zawzięcie nóżkami, co prawda jeszcze wężykiem-wężykiem, ale bardzo żwawo.
ubrana w gustowne śpioszki, wymiziana przez panów doktorów, wycałowana przez obie matki i ulubioną ciocię
powróciła w chwale – z nieco głupawym jeszcze wyrazem twarzy – jako Niezwyciężony Nindża.
zaraz trzeba było obdzwonic i obesemesować wszystkie ciotki i wujków trzymających kciuki (dziękujemy, kochani!).
tymczasem Kumok dokańczał w skupieniu swoje haluny i psychodeliczne wizje…
mój Mały Wymęczony Tobołek, moja Grubiutka Dżdżownica…
otwiera jedno oko i merda na nasz widok tym swoim zakręconym świńskim ogonkiem. mam ochotę turlać się ze szcześcia…
o, Żabon wstaje… jeszcze mu się łapony rozjeżdżają, ale już już już….
o! stoi i się kiwa. cud natury pachnący kukurydzianym chrupkiem, masełkiem i mleczkiem.
rano nasza Gruba Dziewczynka była jeszcze trochę niewyraźna…
ale po godzinie już popierniczała świńskim truchcikiem i wykonała piękne siusiu na trawkę…
najdzielniejszy mops świata, najszczęsliwsze mamusie i najlepszy doktor pod słońcem.
jeśli ktoś kiedyś – z psem czy kotem – to tylko do niego.
namiary podaję mailem. chyba że mnie coś podkusi, to mu zrobię tu na blogu laurkę.
bo jest the best. nie tylko dla zwierząt :)
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl
[…] trzeba wam wiedzieć, o czym przekonałam się kilka lat temu podczas zabiegu sterylizacji Kumoka {klik!}, że to nie narkoza jest problemem w przypadku mopsów – ale to, KTO ją podaje, w jaki […]