Tani film drogi czyli Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach rusza na południe (1)

Do zrealizowania mocno offowego, bardzo niezależnego i teoretycznie niskobudżetowego filmu drogi
będą nam potrzebne – prócz braku scenariusza – następujące elementy:

* trasa: Warszawa – Wrocław – Kudowa Zdrój – Hradec Kralove – Praga – Pilzno – Regesburg – Monachium – Insbruck – Bolzano – Trento – Vason
* Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach czyli saab 95 z turbiną, średnim spalaniem 10/100 i przeterminowaną homologacją ciężarową
* ekipa aktorska w składzie: Zazie, Syd, Danny Boy i Kristof oraz mali mistrzowie drugiego planu

Pierwszy klaps naszej głęboko niszowej produkcji ma miejsce w piątek 11 lutego we wczesnych godzinach porannych,
kiedy to Superbadi Danny Boy porzuca swe stado owiec z zielonych walijskich wzgórz,
pakuje tobołek wielkości kolejowego kontenera i drogą lądową szturmuje Londyn,
by stamtąd drogą powietrzną dotrzeć do swej polskiej ojczyzny.
Tego samego poranka w Warszawie niejaka Zazie po raz pierwszy lokalizuje w GoogleMaps
włoską miejscowość o swojsko brzmiącej nazwie “wazon” – czyli Vason – i klnie pod nosem,
orientując się, że to jednak fchuj daleko i pod górę oraz że wyruszają za kilka godzin,
a wszyscy nadal są w proszku i może warto by było zacząć się pakować czy coś…
W tym samym momencie Syd – dokańczając w pracy tysiąc projektów na minutę –
wpisuje w wyszukiwarkę frazę “pogoda w Cielo Aperte” i z lekkim zdziwieniem oraz ulgą stwierdza,
że z sufitów naszego górskiego domu wczasowego deszcz na szczęście nie pada.
Co robi czwarty bohater tego dramatu – Kristof – na razie nie wiemy, ale napięcie rośnie,
gdy okazuje się, że jednak nie ma go tam, skąd po drodze mieliśmy go odebrać.
Tymczasem nastaje wieczór – Superbadi ląduje w stolycy, Syd spieszy go powitać chlebem i solą,
Zazie bieży co tchu pakować walizki, dowiedziawszy się uprzednio od specjalisty, że jednak –
owszem, ma kliniczną postać ADHD, zaś Quentin – mały mistrz drugiego planu –
w popłochu sprząta swój lokal na przyjęcie do przechowalni dwóch grubych parówek.
Zazie klnie i dopakowuje walizki, opróżniając przy okazji wszystkie szafki kuchenne z zapasów makaronu,
ryżu, konserw, zupek chińskich i butelek wina, zaś Kumok i Miszur histeryzują na okoliczność rozstania z mamusią.
Mopsia histeria po chwili ustępuje euforii na widok Superbadiego.
Danny Boy – który niemal 2 lata temu obdarował nas niespodziewanie przybyszem z kosmosu
(za co będę go wielbić forever ;) – zostaje momentalnie osaczony przez dwie grube dziewczynki:
Danny Boy oraz mopsy Kumok i Miszur
Jest miłość. I superprezenty od Superbadiego, który upychając do superwalizy
superposłanka i supermiseczki dla naszych mopsich dzieciaków, zapomniał o mnóstwie innych ważnych rzeczy –
z własnymi majtkami i spodniami narciarskimi na czele. Ale co tam ;) Miłość jest. I buziaczki.
Mopsy szczęśliwe.
Ale zaraz, zaraz… O_o, dzwoni Kristof, który siedzi już na walizce jakieś 450 km od Warszawy i pyta,
czy już dojeżdżamy, bo on chce jeszcze na drinka skoczyć.
Faktycznie, mieliśmy przecież gdzieś jechać… W popłochu ładujemy toboły do kombajnu,
bierzemy parufki pod pachę i ruszamy z kopyta do Quentina, gdzie oddajemy mopsy na przechowanie.
Narty Syda zostają, bo… eee… sięniemieszczą.
Akcja nabiera tempa, kiedy okazuje się, że nadal żadna z nas nie otrzymała jeszcze wypłaty,
na którą czekałysmy z utęsknieniem przez ostatni tydzień.
Nasz Kombajn rusza w trasę na oparach absurdu o 00:20 zamiasto o 20:00.
Tymczasem Kristof z drugiego końca Polski – znudzony czekaniem na nas – melduje,
że jest już mocno nietrzeźwy i idzie spać.
Około 6 rano nasz Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach dociera do Wrocławia,
gdzie okazuje się, że zamiast Kristofa mamy zabrać siatkę kiełbas z Lidla, wódkę oraz narty.
Zaś sam Kristof bawi 100 km dalej, w Kudowie. Hejże ho.
Oraz oprócz pierdyliarda pakunków i nart ma jeszcze deskę snowboardową z butami
oraz kolejne siaty z Lidla. Trzymajcie mnie!
Po otworzeniu bagażnika Kombajnu posypały się dobra wszelakie:
klient Lidla poleca smaczne wędliny
na widok których Kristof pospiesznie ułożył nam menu na najbliższy tydzień.
bagażnik saaba napchany jak cygański tobołeksztuka pakowania bagaży na 1.500 kilometrową podróż przez Europę –
jeśli ktoś ma pomysł, jak wpakować tu kolejne toboły, to gratuluję…
sztuka upakowania 5 ton bagażu w samochodzieczary mary i już! – Syd zapakowała kombajn od nowa,
a Kristof raduje się ilością miejsca na tylnym siedzeniu…

jak zapakować bagaże do samochodu

po drugiej stronie jest tyle samo miejsca, tyle że pasażer Danny Boy
jest na oko dwa razy większy od Kristofa…

jak się spakować w podróż

natomiast Zazie jest na oko trzy razy mniejsza, dlatego usiądzie z przodu…

czajnik bezprzewodowy na tle gór

– Halo, kochani! Jeszcze czajnik!!!

klient Lidla poleca smaczne wędlinyuff, nareszcie ruszamy…

pomnik Przyjaźni Harcerzy i Pionierów Kudowa Zdrój

w imię przyjaźni harcerzy i pionierów jedziemy w kierunku Pragi

reklama czeskiej wody mineralnej

spragniona malowniczych widoków fotografuję wszystko jak leci i rozgrzewam matrycę

zakupy w czeskim supermarkecie
jest 14.00. reszta ekipy niebawem minie Monachium, a my właśnie postanowiliśmy odwiedzić czeski supermarket
i zakupić wiele potrzebnych rzeczy, łącznie z mini deskorolką, na której przez chwilę
trenujemy freestyle na parkingu…

tajemnicza ręka znikąd

nie wiedzieć czemu bagażnik naszego Kombajnu do Zbierania Kur po Wioskach
znowu nie chce się domknąć. Potrzebna jest interwencja Tajemniczej Ręki Znikąd.

drogowa mapa Europy i nawigacja GPS

okazuje się, że nawigacja nie działa, a nasz papierowy samochodowy atlas Europy
jest przeterminowany o jakieś 10 lat…

klient Lidla poleca smaczne wędliny
emocje sięgają zenitu, Kristofowi puszczają nie tylko nerwy, więc dla niepoznaki
ostentacyjnie zasłania się poduszką, by odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia…

autostrada Via Carolina

Piękna słoneczna pogoda mija jak za dotknięciem laski maga, co ma na czubku gałkę
gdy tylko przekraczamy granicę czesko-niemiecką. Via Carolina nie zachęca do podróży…

enerdowska sportsmenka z wąsami

czuję się jak enerdowska sportsmenka z wąsami i galopującą depresją
w drodze na olimpiadę w Monachium

droga do Monachium

wdzięcznie brzmiące nazwy niemieckich miast… ten język zawsze kojarzył mi się
z głuchym dudnieniem zawalającej się sterty kartonowych pudeł albo waleniem kijem w cynowe wiadro…
jednak mam depresję, chcę wracać do Czech.

 

mali mistrzowie drugiego planu

mali mistrzowie drugiego planu – chłopcy z naszego pueblo chrapią w malowniczym bajzlu podróżnym

czerwona łuna nad Monachium

czerwona łuna nad Monachium. fotografuję jednym okiem, gdyż śpię.
mam już dosyć. mija właśnie 19 godzina naszej podróży do kresu nocy.

stadion Allianz Arena w Monachium

stadion Allianz Arena w Monachium. dziś na czerwono. Danny Boy gotów jest zboczyć z drogi,
by oddać mu hołd. zostaje jednak spacyfikowany. jedziemy dalej.

trasa z Monachium do Insbruku

pokonujemy kolejne setki kilometrów. to juz się robi co najmniej nudne.
podobnie jak poruszone, nieostre i zaszumione jak zdjęcia z trasy.
ale co tam, taki mam koncept. nudny film drogi. i już.

płatne autostrady do nieba

znów odzierają nas z pieniędzy… a przelewów jak nie było, tak nie ma. ahoj, przygodo!

Kristoff poleruje kombajn

podczas jednego z postojów Kristof wpadł na psychodeliczny pomysł wypolerowania

naszego Kombajnu do Zbierania Kur po Wioskach, mówiąc, że do Włoch to on musi wjechać
na bogato i z glamurem, bo tydzień wcześniej był w Mediolanie i fotografował się pod wystawą Vuittona,
więc mogą go jeszcze pamiętać…

Kristoff poleruje obuwie

przy okazji poleruje także trampki Superbadiego, żeby nie było wiochy

tunel na autostradzie

powoli odpływam w niebyt. mija 21 godzina podróży.

kolejny tunel na autostradzie

mija 22 godzina podróży. witamy we Włoszech przed państwem jeszcze jakieś 200 km.

kolejne tunele, kolejne godziny podróży

reszta ekipy od kilku godzin siedzi już na miejscu i pije wódkę.

kolejne tunele, kolejne godziny podróży

23 godzina podróży. mijamy Bolzano. zaraz zacznę wrzeszczeć.

skocznia narciarska we Włoszech

jesteśmy w Trydencie. przed nami jeszcze wjazd serpentynami na Monte Bondone.
nie jestem w stanie fotografować, bo pazurami trzymam się kurczowo deski rozdzielczej.
z każdym zakrętem jesteśmy coraz wyżej – Sardagna, Candriai, Vaneze, Norge…
Uff, Vason.
ciag dalszy nastąpi…

komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

[…] 1  |   2   |   3   |   4   |   5   |   6   |   7   |   8   |   9   |    […]

Scroll to top
1
0
Would love your thoughts, please comment.x