wejść? nie wejść? ostatwecznie nie weszłam, bojąc się, że mopsy pobiegną za mną i nie będę wiedziała,
kocham wodę. kiedyś pływałam w jeziorze, w którego taflę uderzały pioruny.
przez lata wiodłam więc swój szczurzo-lądowy żywot na skrawku stałego lądu.
jak długo można stać w miejscu, ze związanymi stopami i spętanymi dłońmi, śniąc o lataniu,
nie trzymajcie nigdy swoich dzieci pod kloszem. bo potem – spuszczone z łańcucha – będą obsesyjnie
pchac palce między drzwi, wchodzić na miny i szukać guza.
tymczasem – rzeczona krypa. obiekt sztuki konkretnej. materializacja marzeń.
dumne i budzące respekt. tak po prostu.
łódź przepołowiona. po walce z rybą, jak mniemam. jak chcę mniemać.
zrobiłabym z niej domek kempingowy.
bo wiecie – jest wielkanoc. i mam jakieś takie skojarzenia religijne. choc całkowicie agnostyczne.
tu się Gdańsk kończy i zaczyna przygoda.
jedziemy na Elbląd drogą na Ostrołękę.
i domostwo z kaprawym oczkiem
relikt minionej epoki – dom wczasowy „Drogowiec”
sweet seventy-six! :*
teren prywatny, lecz pozbawiony ogrodzenia i na pierwszy rzut oka – żywej duszy. a więc wchodzę!
a tutaj bogata w substancje odżywcze obfita pryzma gnoju z daleka przypominająca kultową wiedźmę Ple-Ple.
wielka stodoła. tak wielka, że aż usiadłam z zachwytu.
rzut boczny stodoły z sobliwą instalacją kształtem przypominającą teleskop, armatę lub wyrzutnię rakietową.
po bliższych oględzinach składniam się jednak ku bardziej prozaicznej opcji typu partyzancka 'wędzarnia’
imponujący park maszynowy za stodołą
wspaniała glebogryzarka ze spulchniarką
miotacz gnoju i rozrzutnik kompostu
a tutaj biureczko plenerowe Jana z Czarnolasu z wrosniętą weń lipą
a to jest… eee… sortownica gnoju? młynek do obornika?
jedno jest pewne – oto narzędzie do gównianej roboty
tymczasem stodoła chwieje się złowrogo na wietrze i skrzypi równie niezachęcająco…
podparta resorem sprężynowym – nieco juz wysłużonym
monumentalna i klekocząca obluzowanymi deskami
osałamiająco prześwietlona słońcem
ile skarbów! ile tajemnic! ile olśnień! …. – ale oczywiście nikomu nie chce się na mnie czekać!!!
wszystkich bardziej jara domek krasnoludków nad pobliską kałużą
i zachód słońca nad budką z piwem
w drodze powrotnej do stolycy zahaczamy o wielmożnie cuchnący dworek przerobiony na kurzą fermę
oraz zamek krzyżacki z przełomu XIII/XIV wieku w Radzyniu Chełmińskim
na szczęście nie było w nim ani Krzyżaków ani drobiu.
no taka tam, wiecie… pocztóweczka.
i dywanik z trawy.
oraz naburmuszona mopsia królewna na wieży.
i pokoik głównego komtura.
i przydomowy ogródek.
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl