niewiarygodne! założyłam sobie w końcu własne konto na allegro!
no i co? no i kupuję, nabywam, gromadzę.
z całego kraju rwącą i wezbraną rzeką spływają do mnie śmieci, rupiecie, kadłubki,
pierdoły i reszta cudownego barachła:
Barbie, Fleur, Steffi… oraz wszystkie inne laski, które rżną lasy deszczowe. ooo, zemsta będzie sroga!
siedzę sobie na ławce pod blokiem, gdyż – nie uwierzycie – zapomniałam kluczy!
jak na zbawienie czekam na Syd.
i oto proszę – pani listonoszka spotyka mnie na tej ławce i wręcza mi dwie kolejne paczki…
w jednej z nich przybywa wańka-wstańka o roboczym, nadanym naprędce imieniu Mareczek.
mieszkańcy osiedla – nie wiedzieć czemu – dziwią się mojemu cygańskiemu mandżurowi
rozłożonemu na ławeczce i w jej bliskiej okolicy. tymczasem Syd nie dziwi się już niczemu.
gdyż przywykła.
a tutaj przyszło pół kilo czeskiej modeliny w stanie wskazującym na zaawansowane wyschnięcie.
cóż, trudno – Syd będzie wyrabiała masę nogami, gdyż ja mam delikatne rączki.
;P