wagony eonów

 

owszem, zasadniczo jest mi lepiej, aczkolwiek nie na tyle, by przenosić góry.

a to właśnie miałam w planach. siłą woli przemieścić kilka pasm, łańcuchów i masywów.

tymczasem siedzę. piszę. nie piszę. marudzę. pracuję. słucham smutnych piosenek.

nudno mi. ze wskazówki sekundy kapią. leje się za godziną godzina.

z zegara do wiadra. z wiadra do cysterny – czas.

patrzę przez okno na resztki światła i kopce żółtych liści. umarł rudy kot moich rodziców.

nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby mój tata tak bardzo płakał. mam ściśnięte gardło.

odkładam słuchawkę i sama zaczynam płakać. łzy zapycham ciastem drożdżowym.

dopijam nalewkę z żurawiny. macham rączkami obitsu. szyję pullipową piżamkę z flaneli.

rysuję na marginesach, wstydząc się sama przed sobą. obmyślam kształty. tulę się. zasypiam.

rano budzę się ze spokraczonym w głowie tekstem ‘nomady’:

 

w łazience coś nadajesz morsem

i moje serce siada na posadzce, chłonąc uziemienie…

 

i to jest niezbity dowód na to, że moja błazeńska podświadomość

wniwecz potrafi obrócić każdą jesienną melancholię.

 

 

2011-10-24

——————————————————

archiwalne komentarze z zazie-dans-le-metro.blog.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x