nie dla mopsów jemioła. a dla weta – szkoła.

strona główna > codziennik > mopsy  > kumokmiszur > czuczu

 


nie wiem, co nas w tym roku podkusiło, by kupić jemiołę.
oczywiście pocałunków nigdy dość, ale-ale.
gdzieś już kiedyś czytałam, że jednoczesne posiadanie w domu
psów oraz jemioły to niezbyt fortunne połączenie. z przyczyn ogólnotrujących.
ale kto by tam psa karmił jemiołą, prawdaż?
dlatego zawisła dumnie na resztkach żyrandola,
co to mam go artystycznie i recyklingowo przyozdobić, tyle że doprawdy nie wiem kiedy.
zawisła nad kanapą, dyndała radośnie i… podsychała sobie w najlepsze.


aż do dziś, kiedy – wróciwszy z pracy – spostrzegłam, że:
całą kanapę pokrywają pokawałkowane mopsimi zębami pędy i owoce jemioły. hopsasa!
pierwsza myśl: – Miszur, żesz kurwa! dawać go tu!
ale momentalnie nastąpiła chwila refleksji.


Miszur, owszem – skacze na metr wzwyż, ale dwa i pół w porywach do trzech, to raczej już nie.
uhm, czyli że sama spadła. kurwasz! co teraz, droga redakcjo?
mopsy? są. wyglądają dość żwawo. pytanie: ile tego zeżarły i która więcej?


spokojnie. tylko spokojnie. lekki dygot, do opanowania.
dobra, dzwonię do Naszego Weta, który zawsze, ale to zawsze
potrafi mnie rozbroić, uspokoić i wytłumaczyć. mówię, co i jak.
– oj, trzeba przyjechać. to trujące. pies może dostać zapaści – rzecze Ów poważnym głosem.
jestem zesrana ze strachu. dzwonię do Syd: – Wracaj do domu, jedziemy na Gocław. naaał!!!!!
sama biorę muflony pod pachę i prowadzę wierzgającą trzodę do Pobliskiego Ochockiego Weta,
o którym dotąd nie miałam najgorszego zdania. dotąd, czyli do dzisiaj.


wpadam zziajana do gabinetu, dysząc, że jemioła, że zeżały. i potrząsam kulfonami.
Pan Główny Doktor o Bardzo Uczonej Minie (PGDoBUM)
patrzy na mnie pytająco w tonacji: Uot De Fak…?
więc ponownie potrząsam, sapiąc, że jemioła.


PGDoBUM: – Hum…. Uhm… A to trujące jest…? Hum… Nie wiedziałem…
ja: [w duchu] – <kurwa, czy ja przez pomyłkę do solarium przyszłam…>
PGDoBUM: [beztrosko] – Jemioła… Hehe… A co to robi?
ja: [cedząc przez zęby] – ZAPAŚĆ. ZAPAŚĆ ROBI.
PGDoBUM [szczerze zdziwiony] – Taaaak? Oooo…
ja: {facepalm}
PGDoBUM: – Proszę tu poczekać, ja zajrzę do książki…[i oddala się na zaplecze].


Nie ma go. Siadam z muflonami na podłodze i autentycznie odczuwam MIŁOŚĆ do Naszego Weta.
oraz lekki szok sytuacyjny.


PGDoBUM prezentuje się zacnie, studia kończył zapewne jakieś 20 lat temu,
może coś sie zmieniło w tak zwanym międzyczasie, może wcześniej nie truła, a teraz truje,
może pan doktor był nieobecny, kiedy przerabiali jemiołę, może ja histeryzuję, a może…


Wtem PGDoBUM wchodzi do gabinetu z miną “A to ci heca!” i komunikuje:
– No faktycznie! Zapaść! Podajemy psom atropinę na serce i modlimy się, żeby przeżyły.
Tyle możemy zrobić. Noo… może jeszcze węgiel im pani podać…

– Cccooo…? – zamurowało mnie.
A podekscytowany PGDoBUM już szykuje strzykawki i drapie się w głowę, nad wielkością dawki.
– Zaraz, zaraz! Ja bardzo przepraszam… Atropina, tak? Na serce, tak? Kumok ma arytmię,
Miszur jest nadpobudliwa… Ile pan im chce tej atropiny podać? – dopytuję się, zasłaniając muflony własną piersią –
A jesli one tylko pogryzły te gałązki, a nie zeżarły? To co wtedy? Atropina nie zaszkodzi?
– Aaa… to nie wiem. Pani musi podjąć decyzję – wzrusza ramionami PGDoBUM.
– Ja?!!!! To PAN jest lekarzem! – tracę zimną krew.
– To jak? Mam podawać czy nie?
– To ja może się skonsultuję z weterynarzem prowadzącym…
– Taaak?!! Świetnie. To dziękuje bardzo, do widzenia. Niech weterynarz prowadzący się tym zajmuje!!!
PGDoBUM prawie mnie wypchnął z gabinetu.


Stanęłam z muflonami na ulicy i płacząc ze złości i strachu, dzwonię do Naszego Weta.
Uspokaja mnie, tłumaczy, że mamy czas, że to się tak szybko nie wchłania, że teraz trzeba im podać po ćwiartce atropiny,
która nie zaszkodzi nawet zdrowemu psu i spokojnie do niego przyjechać.
Wracam więc do PGDoBUM i mówię, co następuje. Że dwa razy ćwiartkę poproszę.


A on na to:
– Ja nie zrobię żadnych zastrzyków, bo pani podważa moje kompetencje!!!


CO??!!! – zachłystuję się wewnętrznie – Jakie kompetencje?!
Człowieku! Na dzień dobry się przyznajesz, że nie odróżniasz jemioły od jemiołuszki
i jeszcze się plujesz o jakieś podważanie kompetencji?!! EHEM?!!
Tyle wewnętrznie.
Bo zewnętrznie to się po prostu rozpłakałam z bezradności i mega wkurwienia.


– Niech TAMTEN robi zastrzyki! – bulgocze wściekle Pan Główny Doktor o Bardzo Uczonej Minie,
a ja trzymam w ramionach moje dwa Serduszka, moje dzieci najdroższe,
moje mopsy najukochańsze, które MUSZĄ dostać lekarstwo.
A ten mi tu kurwa urządza jakąś psychodramę z własnych kompetencji i kompleksów.
W końcu jednak łaskawie dokonał iniekcji, fukając przy tym 65874 razy i przewracając oczami.
Dziękuję, do nie-zobaczenia!


Kiedy Syd dotarła na miejsce, pojechałyśmy wolniutko (nadal rozbitym!) autkiem do Naszego Weta.
Mopsy dostały zastrzyki, kroplówki i buziaczki.
My dostałyśmy zastrzyk spokoju, serdeczności, dobrej energii i autentycznej troski o nasze psy.
Jak zwykle.


Panie Darku, kocham Pana! :***


Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kundelrudy

ojej, nie za wesoła historia ale ważne, że z happy endem:)
Jemioła jest trująca, to każdy wet winine wiedzieć!!! Masakra, co za czasy, tak na przyszłość to ja swojemu Rudemu jak coś zeżrę daję łyżkę wody utlenionej to powoduję wymioty,ale to działa wówczas jeśli się jeszcze nie wchłoneło dziadostwo, ale tak na przysżłośc dobra rada od psiarza- psiary
ale w każdym badz razie chciałam napisać, ze fajnie się czytało:) zapraszam na swojego blog.apetete.pl :)

Benio De Beneficjent

Pani Kumokowa zagubiłem Twe GG i mi smutno :(( Odezwij sie na 827477 :D

tak już żartując :D mufloniki miały chyba niezła faze :D ty pilnuj jemioły mogą ponownie jej żarzyć :D

Perpetua Immaculata

Na przyszłość – zrób mi przyjemność i nie zachowuj swoich komentarzy dla siebie, jeno dziel się z interlokutorem. Na tym opiera się zarówno (stłumiona w kobietach przez te kurewskie normy kulturowe i dobre wychowanie) asertywność, jak i gotowość na poznanie cudzego punktu widzenia. Najwyżej będzie Ci łyso, jak Cię przekon do swoich racji, ale przynajmniej będziesz superbohaterem. Chociażby w oczkach swoich prosiątek i konkubiny:)))

D.

Który to gabinet? coby omijać ochockim szerokim łukiem?

taleyah

Zawsze jak jestem z moimi baraninami i weterynarza zazdroszczę im lekarzy. Owszem spotkałam kilku dla ludzi, ktorzy byli całkiem ok, ale do Weterynarskiego Tria im daleko. Cierpliwość do właścicieli mają nieziemską:).
Panu(tfu) PGDoBUM sraczki życzę, lub czego równie miłego.

Scroll to top
5
0
Would love your thoughts, please comment.x