idąc do pracy trzeszczącym od mrozu chodnikiem, usłyszałam zupełnie wiosenny świergot ptaków.
to był pierwszy dobry znak tego poranka. drugim – niewątpliwie – był złocisty słońca blask.
trzecim zaś – choć jeszcze niewiadomym – kwit awizo, który ściskałam w zziębniętej dłoni…
po chwili trzymałam w niej kopertę ze znaczkiem, którym zachwyciła się pani z pocztowego okienka:
– Ojej, jaki piękny!
i faktycznie – Kaczka Dziwaczka przeglądająca się w lusterku :)
a zaraz za Kaczką – wprost w śnieżną zaspę –
wyskoczyła maleńka Mtunzi Makeba! :D
Mtunzi Makeba zaanonsowała się kilka dni temu mailem od Asi
(fantastycznie piszącej o książkach na blogu www.matyldabo.blogspot.com),
z którą spędziła całe – swoje i jej – dzieciństwo.
i powiedziała, że teraz ma ochotę na podróże i przygody.
a ja jej na to, że będzie się nazywać Mtunzi.
chyba jej się spodobało, skoro przyszła dziś rano
wraz z tabliczką ręcznie wyrabianej czekolady z pomarańczą :))))
(którą to czekoladę pochłonęłam CAŁĄ, jadąc do pracy autobusem :D)
a najpiękniejsze jest to, że kiedy dotknęłam wypukłego brzuszka Mtunzi… –
przypomniałam sobie!!!!
że miałam w dzieciństwie dokładnie taką samą laleczkę!!!
nie mam pojęcia, gdzie teraz jest i co się z nią stało…
pamiętam tylko, że była zniszczona, przetarta i potargana.
a Mtunzi Makeba jest piękna!!!
dziękuję!!!! :*
Ja też,ja też miałam taką laleczkę!!! Jakieś butelki sprzedałam,jakieś grosze Mamie podebrałam i musiałam ją mieć!!!
Cała przyjemność po mojej stronie :))