moi drodzy,
Ci, którzy mnie znają osobiście, wiedzą, że szybciej gadam niż pomyślę – tak samo piszę.
czasem bywa to zabawne, czasem mniej.
ale tym razem jestem winna przeprosiny.
nie tylko Mamie Oskara, która napisała do mnie maila w związku z ostatnią notką o mopsach,
ale także wszystkim moim Czytelnikom.
w notce, o której mowa, bezmyślnie użyłam określenia „dałny” w odniesieniu do mopsów:
„Ej, dałny!” – to szczeniacka odzywka dzieciaków z podstawówki – beztrosko używana na równi z „Ej, ziomy!”.
i w takim właśnie kontekście pojawiła się w foto-scence z rozbrykanymi mopsami „gadającymi” między sobą.
dopiero Mama Oskara uświadomiła mi,
co tak naprawdę napisałam.
a ja po prostu nie pomyślałam.
wyszło fatalnie.
strasznie mi wstyd.
nie czas ani miejsce udowadniać teraz,
że nie ma we mnie uprzedzeń względem osób z zespołem Downa.
bo naprawdę nie mam.
spędziłam trochę czasu z dziećmi z zespołem Downa ze Stowarzyszenia „Bardziej Kochani”
oraz dorosłymi niepełnosprawnymi intelektualnie oraz z zespołem Downa
podczas integracyjnego pikniku Fundacji „Pomocna Dłoń” w sierpniu 2008 roku,
a także robiąc fotoreportaż z ośrodka Fundacji przy ul. Odrębnej 10 w Warszawie.
poznałam nie tylko ich samych, ale także rodziców niektórych podopiecznych.
jedliśmy wspólne posiłki, bawiliśmy się, tańczyliśmy do hitów disco polo, wygłupialiśmy się i było naprawdę super.
nigdy nie myślałam o tych ludziach w kategoriach „dałny”.
i nigdy nie wyśmiewałam ich natury.
sama należę do „mniejszości” apelującej o szacunek i tolerancję,
więc szczególnie powinnam uważać na słowa, które mogą ranić innych.
dlatego tym bardziej mi głupio, że tak wyszło.
zamiast o mopsach pisać – tak jak dotąd – „kulfony” czy „muflony”,
bezmyślnie wrzuciłam to nieszczęsne określenie.
jeszcze raz bardzo przepraszam wszystkich,
którzy poczuli się dotknięci moją niefrasobliwością.
Określenie 'dałny’ jest mega niefajne. Żaden argument nie potrafiłby przekonać mnie do jego użycia, nawet żartobliwego
Klasa, że potrafiłaś przeprosić. Jesteś zuch dziewczyna;)
Pozdrawiam.
a ja mysle, ze super, ze Zazie przeprosila, to naprawde jest klasa. bo nie nam oceniac, czy 'down’ to jest określenie pejoratywne, tylko osobom, które poczuły się dotknięte. znam osoby, których określenie 'pedał’ czy inne podobne w ogole nie ruszają, a inni się czuja dotknięci – wtedy wypada przeprosić i zweryfikować słownik. no big deal chyba? to mniejszości wytyczają swoje granice – a nie my im.
„to mniejszości wytyczają swoje granice – a nie my im” – święte słowa.
– znam gejów, którzy sami o sobie mówią żartobliwie „pedały”.
– przez wiele lat pracowałam z osobami ze społeczności żydowskiej i niektórzy z nich, mając mega dystans do siebie i świata, opowiadali np. tradycyjne kawały „o Żydach” (o ich kulturze, przywarach, stereotypach) – dowcipy, które dzisiaj brzmią – delikatnie mówiąc – kontrowersyjnie.
ale ONI mogą. bo mówią o sobie.
bo sami wyznaczają sobie granicę.
a ja sie zastanawiam czy jak mowie do kogos „slepa kuro” np to czy mam przepraszac kury czy niewidomych? troche wiecej luzu mamie oskara trzeba zyczyc, niestety wszystko to jest tak pomyslane ze czasem podworkowe hasla z dziecinstwa zyja wlasnym zyciem i nikt sie nad nimi nie zastanawia ani nie odnosi ich od jednostek chorobowych ;)
Martyna, myslę, że na „więcej luzu” w pewnych kwestiach mogą sobie pozwolić osoby, których dany problem nie dotyczy bezpośrednio. Dlatego całkowicie rozumiem stanowisko Mamy Oskara i nie oczekuję tutaj żadnego „wyluzowania w temacie”.
Ja sama z kolei nie jestem wyluzowana w tematach, które dotyczą bezpośrednio mnie i mojej rodziny: dlatego jeśli ktoś beztrosko mówi o lesbach, pedałach i zboczeńcach, a moje ADHD (przez które autentycznie cierpię) nazywa „umysłowym pojebaniem” – to reaguję natychmiast.
(Tak się zastanawiam – zupełnie i całkowicie teoretycznie)
Czyli za każdym razem, kiedy będę pisała „kretyn”, „matoł”, „idiota”, „debil” albo „imbecyl”, muszę dopisywać małym druczkiem, że nie mam na myśli jednostki chorobowej?
ekhm, wypowiem się jako dyplomowana polonistka:
debilizm, imbecylizm i idiotyzm to jednak archaizmy z dawnej diagnostyki psychiatrycznej,
teraz już nie używane jako terminy stygmatyzujące osoby niepełnosprawne intelektualnie –
właśnie przez to, że weszły do potocznego języka jako inwektywy „debil”, „imbecyl” i „idiota”.
więc aktualnie w języku funkcjonują bez swojej dawnej konotacji medyczno-psychiatrycznej.
i choc nie należą do szczególnie wysublimowanych „zwrotów interpersonalnych” można je stosować w jakims sensie „bezkarnie”, nie dotykając osób chorych, wobec których używa się teraz bardziej „opisowych” kryteriów diagnostycznych – np. niepełnosprawność intelektualna w stopniu lekki, średnim i ciężkim.
więc akurat tymi przykładami językowymi nie da się usprawiedliwić mojej bezmyślności…
Łeee, ja się nie wypowiem jako dyplomowana, bo jeszcze nie mam polonistycznego dyplomu w kieszeni :(
(;))
Zazie, w świecie poprawności politycznej niczego nie możesz używać bezkarnie, bo a nuż!
Z jednej strony rozumiem Mamę Oskara, z drugiej – zawsze mi się wydawało, że dalece ważniejsze jest to, co rzeczywiście masz na myśli, a do tego to, co robisz codziennie i że opiera się to wszystko na wzajemnym zaufaniu i założeniu, iż drugi człowiek nie istnieje po to, by cię skrzywdzić.
'Down’ w mojej świadomości funkcjonuje na przykład wyłącznie jako podwórkowa inwektywa, zupełnie oderwana od swojego pierwotnego znaczenia. Ba! Powiem więcej – nigdy w życiu nie nazwałabym osoby cierpiącej na zespół Downa mianem 'downa’, bo kojarzy mi się to z czymś diametralnie innym. Wszystko, jak mi się wydaje, rozbija się o pytanie, czy bardziej istotna jest wewnętrzna struktura językowa danego człowieka, przy pomocy której opisuje on świat, czy to, co twierdzi słownik.
Chcialam odpowiedziec Loobeensky´emu, ale Zazie mnie uprzedzila. Ale nic to. Nie ma jednostek chorobowych „kretyn”, „matoł”, „idiota”, „debil”, „imbecyl” . „Matol” i „idiota” nawet w przeszlosci nigdy nie byly.
Istnieje jednak „zespol Downa”.
Duzy szacunek dla Zazie.
Pani Lilko,
wyjdę na formalistkę, ale jednak to napiszę: w SJP wszystkie choroby, od których pochodzą wymienione przeze mnie słowa, na przykład 'matołectwo’ i 'idiotyzm’, opisane są jak najbardziej jako terminy medyczne. Rzecz ma się podobnie z samymi tymi słowami; nie wspomniałabym o tym wszystkim, gdybym wcześniej nie sprawdziła. By jeszcze doprecyzować: chodziło mi o 'osoby chore na daną jednostkę chorobową’, ale nie uznałam dopisywania tego za potrzebne.
Taktowność Zazie jest jak najbardziej chwalebna, ale i tak mam mieszane uczucia.
Loobeensky, formalistko! ;D
teraz ja będę się czepiać – dla zasady ;)
Słownik Języka Polskiego to jednak trochę co innego niż aktualny stan wiedzy i standardów stosowanych w diagnostyce i orzecznictwie psychiatrycznym – to po pierwsze ;)
po drugie – jakkolwiek dyskusja ta jest interesująca z językowego punktu widzenia, o tyle – moim zdaniem – jest bezzasadna z uwagi na to, że dyskutowany tutaj problem nie dotyczy tyleż języka, co raczej tolerancji, szacunku i wrażliwości społecznej.
Mama Oskara napisała do mnie mądry i wyważony list. Uznałam, że ma rację w 100%.
Nie będę więc dyskutowała na temat językowego aspektu tego nieszczęsnego „wydarzenia leksykalnego” ;]
Nie o to mi chodziło, Pani Lilka pisała, że 'matoł’ i 'idiota’ nie były. No więc – były. Z mojej strony EOT ;)
Przyznaje racje A.L. , „matolectwo” i „idiotyzm” istnialy w przeszlosci jako pojecia medyczne. Wykreslam z mojego poprzedniego wpisu zdanie numer cztery.