zjadłszy w pracy trzy cykorie, paprykę czerwoną sztuk jeden oraz miseczkę ryżu basmati,
wypiwszy kawę oraz febrisan [dziękuję Ci, Magdusia :*]-
przyszłam do domu i… RROARR!!!
wpierniczyłam porcję maślanego gingerchickena oraz dwa talerze zupy tajskiej. hell yeah!!!
moje drugie imię to Porażka.
pam pa ram pam!
a następnie umęczona gorączką i bólem gardła – zasnęłam.
śnił mi się długi czarny i ciasny tunel oraz pociąg.
jechałam tym pociągiem z pakunkiem stearyny na kolanach.
była także powódź, podczas której ludzkość płynęła ulicami na sofach
oraz innych tapicerowanych kompletach wypoczynkowych…
symbolika tego snu nazbyt jest zawiła, więc ją sobie podaruję.
mam natomiast problem natury technicznej – bo nie wiem,
czy na okoliczność porażki mam anulować dzisiejszy dzień jako pierwszy,
czy też brnąć dalej i nie zważać na drobne niepowodzenia? :>
może w ramach pokuty powinnam się pogimnastykować?
Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu
kochana, nie chcę być niemiła, ale jak tak dalej pójdzie, to z Twojej diety będą nici, bo grupa wsparcia jest jakby troszkę zbyt tolerancyjna! bierz się za siebie!
mój brat ma kilka niezawodnych sposobów na motywowanie się – np. powtarza sobie „jestem śmieciem”. nie wiem,czy w Twoim przypadku motywacja negatywna okaże się skuteczna, ale warto spróbować. a jeszcze bardziej warto spróbować normalnej diety. przestań kupować białe pieczywo – chleb wasa albo schulstard wystarczy. kup dużo błonnikowych rzeczy – płatki owsiane, otręby, błonnik w pałeczkach, makaron pełnoziarnisty. jogurty bez cukru. jeśli mogłabym podpowiedzieć, choć to trochę odważne – fajnie jest przejść na wegetarianizm, od razu odpada mnóstwo kalorii.
ale przede wszystkim, na litość boską – nigdy nie czuj się głodna! to Cię zniszczy! jedz błonniki i warzywa, najadaj się tym, co zdrowe i pij wodę. a poza tym wszystkim – masz bliżej do stadionu skry niż ja, a bieganie to genialny sport, który nie wymaga żadnego sprzętu. tym bardziej, że idzie wiosna. i piękna pogoda.
trzymam za Ciebie kciuki i mam na Ciebie oko!
Potraktuj to jako rozgrzewkę i zacznij od poniedziałku :-)
W ubiegłą niedzielę o 22 pożegnałam słodycze dokończeniem wiaderka lodów kawowych.
Działa hehe
rozgrzewka za rozgrzewką oraz przygrywka za przygrywką (do diety_
trwa już od roku… może powinnam sobie wytatuować, że PONIEDZIAŁEK to DZIŚ, TYLKO ŻE W PONIEDZIAŁEK.
Kazdy by sie rzucil do michy bo dwoch cykoriach i ryzu, moim zdaniem na takiej diecie pekniesz wczesniej czy pozniej;powinnas raczej jesc rzeczy, ktore podkrecaja przemiane materii( jod-sledzie, ostre przyprawy) i jednoczesnie nasycaja, czyli sa bialkowe i tlustawe, niestety, np porcja sledzika w smietanie z przezroczysta kromka czarnego chleba,
kiedy bylam na diecie na sniadanie byla czarna kawa, jedzenie zaczynalam kolo 12.00,podobno nie zdrowo, natomiast na pewno skute´cznie,
powodzenia!!
na sniadanie czarna kawa i pierwszy posiłek od 12.00 to chyba dieta kopenhaska.
przerabiałam wiele razy, ale nigdy nie dotrwałam do końca pierwszego tygodnia, bo zaczynały się… omdlenia ;/
Heh, mnie się wczoraj wydawało, że byłam grzeczna (bo jakoś tak zmobilizowała mnie ta „grupa wsparcia”), wróciłam do domu i pomyślałam, że jakoś mało żernie mi ten dzień minął //jupi. Potem niestety sobie przypomniałam, że przypadkiem wciągnęłam pół paczki czekoladowych wafelków, autentycznie przypadkiem, zupełnie nie wiem jak to się stało. Więc pocieszyłam się jakże rozsądnie białym winem i obiecałam sobie poprawę…miliardowy raz ;p
Idę teraz oglądać mopsofotki. Pa!
ja też czasem nie wiem, jak to sie dzieje, że nagle odzyskuję przytomność na środku chodnika, a w dłoni trzymam zmięty papierek po Snickersie :D
Nie od razu Krk zbudowano więc dzień 1 jest zaliczony. Prawda jest taka(są 3 prawdy…), że ciężko tak hop siup w jeden dzień zmienić nawyki żywieniowe i dostosować organizm do nowych warunków. Poza tym łatwiej będzie jak z lodówki wybędą dżindżerczikeny a pomalutku zastąpi je grillowany czy tam przygotowany na parze kurczak w mieszance ziół z ryżem basmanti i sałatką z cykorii. Takie zapasy niemile widzianego podczas diety jedzenia, to kusiciele są paskudni, no ale przecież szkoda wyrzucić….
no już wybyły dżindżerczikeny, bo je fpierniczyłam… mam jeszcze do zjedzenia tyyyyyle zapasów ;D
zrób wielką imprezę, przerób wszystkie zapasy na potrawy, poczęstuj gości i voila :) problem rozwiązany:))
miło mi (o podła ja) że też się męczysz. w pierwszej ciąży lat temu 10 przytyłam prawie 30kg i niewiele zgubiłam od tamtej pory. wiosna w drodze, więc drugi dzień latam z psami po polach, robię brzuszki, ale jestem non stop wkurwiona, bo UWAGA próbuję rzucić palenie. więc weź się kobieto za siebie to będzie mi raźniej w zmaganiach. albo będziesz mi wyrzutem sumienia, jeśli sobie odpuszczę ;)
buziaki
ale ciąża – choć stan zdrowy, to jednak wyjątkowy – więc tycie w ciązy jest poza naszym konkursem Masa Mutant 2012 :P
ja jestem taka idiotką, że nawet rozważałam wdrożenie się w palenie, gdyz podobno… odchudza.
nie wiem, gdzie ja to ku*va przeczytałam, chyba na hyperreal.info
do palenia jednakowoż mam awersję. pozostają mi więc tylko narkotyki twarde.
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,111997,11309542,Ekstremalny_sposob_na_odchudzanie.html
ja dziś rozważałam to ;.)
jak przeczytałam o ekstremalnym sposobie odchudzania w adresie linka, to od razu pomyslałam o tej metodzie wszczepiania sobie… żywego tasiemca, który w ramach pasożytowania wycieńcza i odchudza organizm
http://kuracjeodchudzajace.com.pl/2011/07/30/chcesz-sie-odchudzac-polknij-tasiemca-cz-2/
która chętna? :D
Palenie nieco przeszkadza w żarciu, bo ma się gębę zajętą, może dlatego. Widzę to teraz, gdy nie chcę już palić. I dobra, zagrożona ciąża zagrożoną ciążą, ale nie zgubić balastu przez dekadę? zgroza mnie ogarnia na tę myśl.
mogę ci przybić piątkę. bo dziś z byle powodu wywalili mnie z pracy jak psa zresztą bo jak wróciłam do biurka z wypowiedzeniem to mój komputer już nie działał. zabrali mi wejścióweczkę i do domu. dodatkowo jestem na diecie, ale byłam twarda wypiłam tylko 3 kieliszki wina. dodatkowo jestem ciągle gruba o mamo. co ja mam zrobić :). jak jutro się nie pocieszyć czekoladą? ćwiczyć tez mi się nie chce bo cała się trzęsę.
a ty brnij dalej nie przejmuj się. nie jest łatwo po wpadce, ale warto próbować codziennie od nowa. ja chociaż się pocieszę, że niedługo zleci mi waga bo oszczędności stopnieją :) nie wiem po co się tu wywnętrzam, chyba w ramach pocieszenia, że inni mają gorzej :). bo ja mam większe BMI :P
o mamo, strasznie mi przykro… to gdzie Ty pracowałaś, że tak traktuja tam ludzi? :(((
tylko błagam, nie załamuj się i pomyśl, ze… dobrze się stało, bo skoro tak Cie potraktowali, to nie warto zadawać się z takimi ludźmi.
co nie zmienia faktu, że szukanie pracy do superfajnych rzeczy nie należy.
ale kto da radę, jak nie MY?! :)))
ściskam Cię mocno i wywnętrzaj się, ile chcesz. blog zniesie wszystko :*
dzięki :) też tak sobie myślę. kurczę pracowałam w sporej znanej (nie będę wymieniać ;)) najgorsze jest to, a zresztą nie będę się nakręcać już tym . masz racje ciągle to sobie powtarzam, że nie warto się przejmować jak tak ludzi traktują :). a pracowałam naprawdę sumiennie. dodatkowo dowiedziałam się, że od poniedziałku mają kogo innego. więc planowali to już wcześniej (i pewnie jak to często bywa nepotyzm był grany). chyba potrzebuje po prostu już pójść spać…. , albo nie wiem prawnika bo powód był naprawdę z tyłka (no poprosiłam o powód bo nie musieli dawać, wiec prawnik chyba odpada)
staram się myśleć pozytywnie dlatego wchodzę na tego bloga właśnie bo zawsze mi humor poprawia ;). no może oprócz dziś bo mi działa na nerwy, jak piszesz o sobie per porażka kiedy to mój dzień pobił rekordy absurdu ;)
Blokujemy komentarze?
nigdy!
ani nie blokujemy! ani nie kasujemy! ani nie moderujemy!
jakies problemy techniczne?
Zazie, odchudzanie nie jest dla mięczaków. Udowodnij, że masz jaja i działaj. Wszyscy czekamy na Twoje postępy. Kiedy zrzucisz pierwszy kilogram, 2 kg, 5 kg?
AAA, już wiem!!! dzięki Tobie odkryłam w wordpressie istnienie… „spamu”.
własnie odkliknęłam w panelu administratorskim 9 (słownie dziewięć) komentarzy z ostatnich kilku dni, które – nie wiedzieć czemu – trafiły do spamu. Hmm..
to dziwne, zwłaszcza, że u mnie na blogu nie ma moderacji komentarzy i każdy wpisany komentarz automatycznie jest publikowany… Tak czy inaczej – dzięki za zwrócenie uwagi – juz wiem, żeby codziennie sprawdzać spam w panelu administratorskim
a co do mięczaków – to owszem, pulchność implikuje miekkość. ale szybko sobie z tym poradzę. co nie?
realnie minus 5 kg to tydzień odchudzania? czy ile?
Zaz, rano mnie zmobilizowałaś, a wieczorem …cóż. Poćwiczę jutro.
o, nie! ewa! wieszaj się na drzwiach i tak jak pani na obrazku pokazuje: wymachy nogą! raz-dwa!!!
usmiechnij sie do siebie, ciesz sie z tych porannych cykorii, wybacz to sobie… nie czekaj, na „pierwszy dzien” ktory bedzie idealny. idealne pierwsze dni nie istnieja… posluchaj sie, wsluchaj sie, nauczysz sie siebie, znajdziesz takie jedzonko, ktore bedzie Cie cieszylo, ktore nie bedzie wyrzeczeniem.
bo jesli dzisiaj powiesz „od jutra” ten dzien bedzie taki, jak wszystkie inne.
zawsze, kiedy udawalo mi sie spieprzyc cokolwiek, dawalam sobie radosne przyzwolenie na utaplanie sie w blocie od stop do glow… a nastepnego ranka bylo juz tylko ciezej (dodaj do trudow poczatku poczucie winy dotyczace niespelnienia sobie danej obietnicy…)
wiec ja sie madrze, pisze nieskladnie, mowie jak ladnie, ale Zazie, nie odpuszczaj, nawet, jesli opierdzielisz dzisiaj 3 tabliczki czekolady i wiadro kinderbueno a poprawisz cukierniczka wraz zawartoscia…
nazwij ten dzien pierwszym, ze wszystkimi jego cieniami, bo jesli niczego nie spieprzysz, nigdy nie nauczysz sie budowac.
policz dzisiejsze wystepki, zastanow sie, ktorych jutro nie chcesz popelnic. idz malymi krokami, ale idz, konsekwentnie.
jeszcze raz powtorze: nie czekaj na idelny dzien, na idealna Zazie, na zrzucenie 10 kilo w tydzien. ciesz sie z kazdych 100 gram.
i wybacz mi ten ton. ja Ci zycze. dobrze ci zycze, najlepiej jak potrafie po wszystkich swoich przegranych wojnach. i jednej wygranej (15 kilo), choc nadal tocze male, slodko-gorzkie bitwy. z usmiechem od ucha do ucha, bo po tym wszystkimmozna juz tylko sie smiac.
aha. i jeszcze. duzo przypraw. curry, kardamon, cynamon, i wszystkie ich kolezanki. dodawac w ilosciach nieograniczonych do produktow lekkostrawnych tak, zeby nam naterczikeny po lbie wyglodnialym nie chodzily…. to sie sprawdza. tluste zastepuj chudym, ale rownie smacznym.
probuje Ci powiedziec, ze odchudzanie moze byc radoscia.
badz dla siebie dobra, Zaz. nauczylam sie siebie rowniez dzieki Twojemu blogaskowi, choc to pierwszy moj wpis tutaj. za serce mnie zlapalo. chyba sie jeszcze rozpisze, chyba ze mnie pognasz z tymi moimi madrosciami.
a mam ich cala szafe.
i nie mam dzis polskich literek, ale musialam tu. teraz.
trzymaj sie prosto i dzielnie, bo to TWOJ PIERWSZY DZIEN.
masz rację. w sumie to się cieszę, ze były to trzy cykorie, a nie trzy snickersy.
i faktycznie moim problemem jest od lat syndrom „od jutra / od poniedziałku”, przez który stawiam sobie nierealne cele, że niby nagle z dnia na dzień zacznę budzić się z radosna pieśnia na ustach, uporam się z ADHD, nie spoznie sie do pracy, zdążę iść o 7.00 rano na siłownię i jeszcze przez cały dzień utrzymam dietę… i tak co dnia. hell yeah!
Twoje mądrości są bardzo na temat i trafiają w punkt! poproszę o więcej! :)))
:*
Po pierwsze: widzę, że i w komentarzach, i w tekście, pojawił się Prosiak :) (pojawił się też namiot)
Po drugie: kuchta to dziś kucharka, a dawniej pani zawodowo zajmująca się prowadzeniem domu – więc nijak się nie łapiesz. A poza tym są ważne Kuchty, np. Zygfryd Kuchta, trener (czego – nie wiem, pobieżne przejrzenie notki w wiki zatrzymało się na imieniu: „Zyg co? ZYGFRYD?”
Po trzecie: zapomniałam napisać, ale prowadziłam kalendarz i oznaczałam dni – pisałam o tym, co zjadłam „zakazanego” (potem przeanalizowałam zapiski i doszłam do wniosku, że w domu nie może być sera) i dawałam sobie znaczki – że niby spoko, albo że dno. Potem liczyłam – i fajnie było mieć więcej „spoko”
Po czwarte: niezależnie od decyzji zostało zaklepane, zaplute i zapamiętane, że oto minął dzień pierwszy – teraz może być tylko lepiej
P.S. Jedz więcej w ciągu dnia, najwięcej kalorii potrzeba rano i w południe, bo one się spalą i pójdą w mózg – a te wieczorno-nocne – jednym w boczki, innym w za duży brzuch, innym – w za duże cycki
A poza tym sądzę, że można i robić zdjęcia, i pisać o mopsach, i o śmiesznych sprawach, i mniej śmiesznych, i odchudzać, i zachwycać lalkami. Jakoś nie łapię gdzie tu sprzeczność, skoro przed chwilą były zdjęcia z manify.
Trzymaj się, i jutro wsuń coś bardziej odżywczego, niż cykoria :)
o bożuniu, jakże ja bym chciała, żeby mi kalorie szły w mózg i w cycki… normalnie zawojowałabym cały świat!
a tak… wszystko idzie w dupę w rozmiarze Masa Mutant… yh.
oraz: Manifa odchudza (spacerowanie!) oraz laleczki (oszczędności na kolejne modele!)
czyli jednak nie mogę anulować tego Pierwszego Dnia…?
może to i lepiej…
poszły konie po betonie, a prosiaki idą w krzaki…
no dobra, jutro dzień drugi…
:)))
z pieśnią na ustach!
haha świetna ta metoda gimnastyczna!
chyba zaraz spróbuje, tylko nie wiem czy w XXI wieku robią takie solidne drzwi i futryny na moją wagę ;p
ja czuje sie zdruzgotana, bo Syd zabroniła mi wykonywania tego ćwiczenia na drzwiach,a mieszkamy w masywnym przedwojennym budownictwie, więc mogę się tylko domyslac, jak Syd ocenia moje mozliwości w rwaniu futryny…
no mówię: Masa Mutant.
Haha! Może nie jest aż tak źle ;p