tak na szybko melduję, że jesteśmy, żyjemy i mamy się świetnie.
było cudownie, bosko i rodzinnie, zdjęć mam pierdyliard i ciut ciut
ale nieustający sajgon warszawskiej rzeczywistości
porwał nas z miejsca i kręci młynkiem niczym powietrzna trąba.
więc na fotorelację i opisy wszelkich wiechlickich przygód mopsich
oraz radości międzyludzkich trzeba jeszcze chwilę poczekać,
bo ja tu niniejszym usiłuję się zorientować czasoprzestrzennie,
ale wciąż nie nadążam i w piętkę gonię. panikuję. bałaganię.
a do tego przestawiam w domu meble, przenosząc pracownię do salonu
i po raz enty dziesiątkuję nasz księgozbiór (wkrótce do nabycia TUTAJ).
poza tym – bolą mnie oczy odzwyczajone od kompa. facebook nuży i wkurwia.
głowa napierdala oraz śnią się dziwne i krwawe sny. że jestem
młodym meksykańskim transwestytą ściganym przez siepaczy
w labiryncie podziemnych korytarzy jakiegoś dusznego bordello.
a do tego w ramach poniedziałkowo-deszczowo-pracowej rozpaczy
chciałam wracać do Wiechlic na piechotę. więc sorry.
no właśnie Zazie, my tu czakamy, kukamy… a dalej pusto
oj źle nas traktujesz …. zaniedbujesz ;p
no no! no właśnie!
Zaz! gdzie się szlajasz? my tu czekamy na nowości i relacje!
Wiele Was W Wiechlicach :)
Dobrze, że już jesteś :-) To fakt, że wszystko, co przyjemne mija zbyt szybko i chyba najpiękniejszy jest ten okres oczekiwania, kiedy wszystko jeszcze przed nami. Szybkiego i w miarę możliwości bezbolesnego powrotu do rzeczywistości życzę. Czekam z niecierpliwością na fotorelację :-)
Ja też bym chętnie wróciła na łono natury, z którego zostałam brutalnie wydarta i ślęczę przed monitorem wytrzeszczając gałki oczne. Ale już tylko parę dni i znów człowiek zostanie wtłoczony, zassany w machinę do wyciskania ostanich życiwych soków.