strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
spałam źle. przyśniła mi się ex-dziewczyna, która podczas jednej z zażartych dyskusji
zaczęła rzucać we mnie gwoździami – a że miała ich na oko 5 kg w papierowej torbie, to sami rozumiecie.
nie wiem, jak się stamtąd ewakuowałam, ale sen z pewnością nie należał do relaksujących.
kiedy otworzyłam oczy, odetchnęłam z ulgą… znów byłam po słonecznej stronie życia.
po mopsiej stronie życia. tej ciepłej, kochanej i dobrej.
oraz strasznie zaspanej.
no i jak tu nie dać buziaczka tej słodkiej kochanej włochatej buzi?
po otrzymaniu buziaczka – włochata buzia oraz reszta pieska zaczyna się leeeeniiiwie przeciągać….
tymczasem to drugie już czeka. już przytomne. już sobie coś tam kombinuje w tej miękkiej puchatej główce
obleczonej jak gdyby futrzaną czapeczką na watowanej podszewce.
nasza poranna sielanka nie trwa wiecznie. zwłaszcza gdy na klatce schodowej
jedna z naszych neurotycznych sąsiadek (ta, która na „dzień dobry” reaguje pełnym zdziwienia milczeniem)
teraz – jak zwykle – doznaje zesztywnienia i wsobnej apopleksji na widok dwóch mopsów skaczących sobie po schodach.
sąsiadka uderza w skrzek, a my w popłochu zbieramy mopsy ze schodów.
to znaczy: ja w desperacji zbiegam na parter, z kopa otwieram drzwi i staję w wiosennym słońcu.
co oczywiście wnerwia Syda, jako że zostawiłam za sobą otwarte na oścież mieszkanie oraz dwa mopsy.
syczę, że świetnie, kurwa, co za udany poranek. może wrócę do domu, zawinę się w dywan i zniknę. tudzież odlecę.
mam chujowy nastrój, bo wciąż myślę o pieniądzach, których nie mamy.
normalny człowiek nie poleciałby do Barcelony, nie spóźniłby się też na powrotny samolot i nie dopłacałby kilku stów –
ale przecież nie jestem normalnym człowiekiem. jestem wkurwiona. tak ogólnie. dosyć tego frilansu,
tego artystostwa pierdolonego, tego żebrania o płatności za faktury i tej niepewności, co będzie za miesiąc.
muszę mieć normalną pracę.
no właśnie. skoro nie śpię, to się może na coś przydam.
choć podejrzewam, że wizualnie bardziej nadaję się na promotorkę nowej masarni
lub butiku dla puszystych czterdziestolatek.
chujże z tym.
wpadamy do Posłańca Uczuć, gdzie niemal rzucam się w ramiona Moniki i chcę zapłakać z żalu oraz wściekłości…
głodnych i spłukanych nakarmić – mówi Monika, gdyż jest aniołem ♥
podjęłam decyzję, że ilekroć będę miała ochotę skakać z parapetu, tylekroć przyjdę do Posłańca.
REGENERACJA UCZUĆ NASTĘPUJE TU BŁYSKAWICZNIE.
nawet mopsy czują te crazy vibes. bo tu są sami wariaci, a miłość jest krwawa.
Kumok doskonale o tym wie, bo naszą miłość przypłaciłam rozstrojem nerwowym.
dlatego teraz nie waham się mówić, że Kumok jest miłością mojego życia.
Mały Grubas również, ale bądźmy szczerzy – miłość do grubasa rodziła się w mniejszych bólach i paroksyzmach nerwowych ;)
a to już Kumeczek i jej nowy ukochany wujeczek – robią przegląd prasy…
– No i co tam pisooom? – zapytuje kurtuazyjnie Miszur.
– I tak nie zrozumies, tłucku! – prycha pogardliwie Kumok.
ojej no, nie trzeba wszystkiego rozumieć, żeby byc najpiękniejszym mopsikiem na dzielni!
ajjj… zabolało tu Kumeczka.
na kolanach Syda zakotłowało się gwałtownie i po chwili z chaosu wynurzył się Kumuś.
Miszur natomiast w bliżej nieokreślonych okolicznościach wylądował w dalszych jagodach.
no bo przecież to Kumus jest ukochaną córeczką mamusi.
Kumok jest z natury bardzo pewna siebie i zawsze egzekwuje to, co w danej chwili „się jej należy” ;)
i już. bo tak.
z poprawionym humorem wracam do domu i przez 5 godzin z rzędu słucham jednej piosenki Selah Sue.
bo tak.
I was always on the run – I tell ya
it was not an easy road
but now I’m ready to be enjoyin’ fire
the best things in life are sure
Chyba powinnaś się zatrudnić w Posłańcu Uczuć, albo filie otwórzcie.