Bruno Schulz, Ulica Krokodyli [fragmenty]

Był to dystrykt przemysłowo-handlowy z podkreślonym jaskrawo charakterem trzeźwej użytkowości.
Duch czasu, mechanizm ekonomiki, nie oszczędził i naszego miasta i zapuścił korzenie
na skrawku jego peryferii, gdzie rozwinął się w pasożytniczą dzielnicę.

 

stara wystawa sklepowa fryzjer retro PRL Warszawa

Wadliwe, mętne i brudne szyby, łamiące w falistych refleksach ciemne odbicie ulicy,
nie heblowane drzewo portali, szara atmosfera jałowych tych wnętrzy, osiadających pajęczyną i kłakami kurzu
na wysokich półkach i wzdłuż odartych i kruszących się ścian, wyciskały tu, na sklepach, piętno dzikiego Klondike’u. 

 
stara wystawa sklepowa fryzjer retro PRL Warszawa

Tak ciągnęły się jeden za drugim, magazyny krawców, konfekcje, składy porcelany, drogerie, zakłady fryzjerskie.
Szare ich, wielkie szyby wystawowe nosiły ukośnie lub w półkolu biegnące napisy ze złoconych plastycznych liter:
CONFISERIE, MANUCURE, KING OF ENGLAND.

 
stara wystawa sklepowa fryzjer retro PRL Warszawa

Panienki sklepowe, smukłe i czarne, każda z jakąś skazą piękności (charakterystyczną dla tej dzielnicy wybrakowanych artykułów),
wchodzą i wychodzą, stają w drzwiach magazynów, sondując oczyma, czy rzecz wiadoma (powierzona doświadczonym rękom subiekta)
dojrzewa do punktu właściwego. 

 

 

stara wystawa sklepowa fryzjer retro PRL Warszawa

Panienki sklepowe przesuwają się coraz częściej pomiędzy szeregami książek, szare i papierowe, ale pełne pigmentu w zepsutych twarzach,
ciemnego pigmentu brunetek o lśniącej i tłustej czarności, która zaczajona w oczach, z nagła wybiegała z nich zygzakiem lśniącego karakoniego biegu.
Ale i w spalonych rumieńcach, w pikantnych stygmatach pieprzyków, we wstydliwych znamionach ciemnego puszku zdradzała się rasa zapiekłej, czarnej krwi.
Ten barwik o nazbyt intensywnej mocy, ta mokka gęsta i aromatyczna zdawała się plamić książki, które brały one do oliwkowej dłoni,
ich dotknięcia zdawały się je farbować i zostawiać w powietrzu ciemny deszcz piegów, smugę tabaki, jak purchawka o podniecającej, animalnej woni.  

 

 

stara wystawa sklepowa fryzjer retro PRL Warszawa

Ta rzeczywistość jest cienka jak papier i wszystkimi szparami zdradza swą imitatywność. Chwilami ma się wrażenie,
że tylko na małym skrawku przed nami układa się wszystko przykładnie w ten pointowany obraz bulwaru wielkomiejskiego,
gdy tymczasem już na bokach rozwiązuje się i rozprzęga ta zaimprowizowana maskarada i, niezdolna wytrwać w swej roli,
rozpada się za nami w gips i pakuły, w rupieciarnię jakiegoś ogromnego pustego teatru. 

 

 

galeria czułość warszawa koszyki

Przez korytarze książek, pomiędzy długimi regałami czasopism i druków wydostajemy się ze sklepu i oto jesteśmy w tym miejscu Ulicy Krokodylej,
gdzie z wyniesionego jej punktu widać niemal całą długość tego szerokiego traktu aż do dalekich, nie wykończonych zabudowań dworca kolejowego.
Jest to szary dzień, jak zawsze w tej okolicy, i cała sceneria wydaje się chwilami fotografią z ilustrowanej gazety, tak szare, tak płaskie są domy, ludzie i pojazdy. 

 

 
galeria czułość warszawa koszyki

Wchodziło się do jakiegoś krawca, żeby zamówić ubranie – ubranie o taniej elegancji, tak charakterystycznej dla tej dzielnicy.
Lokal był wielki i pusty, bardzo wysoki i bezbarwny. Ogromne wielopiętrowe półki wznoszą się jedne nad drugimi
w nieokreśloną wysokość tej hali. 

 
galeria czułość warszawa koszyki

Kondygnacje pustych półek wyprowadzają wzrok w górę aż pod sufit, który może być niebem –
lichym, bezbarwnym, odrapanym niebem tej dzielnicy. 

 

 

galeria czułość warszawa koszyki

Natomiast dalsze magazyny, które widać przez otwarte drzwi, pełne są aż pod sufit pudeł i kartonów, piętrzących się ogromną kartoteką,
która rozpada się w górze, pod zagmatwanym niebem strychu w kubaturę pustki, w jałowy budulec nicości.

 

 

galeria czułość warszawa koszyki

Ulica Krokodyli była koncesją naszego miasta na rzecz nowoczesności i zepsucia wielkomiejskiego.
Widocznie nie stać nas było na nic innego jak na papierową imitację, jak na fotomontaż złożony z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet.

 

 

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x