nie dość, że na lalki Blythe jestem w stanie wydać każdą ilość pieniędzy (których przeważnie nie mam),
to jeszcze z rozkoszą i uporem maniaka dokonuję na mych „drogocennych” blajtkach
brutalnych zabiegów chirurgii plastycznej, transplantologii stosowanej
oraz demiurgii dla początkujących, zaawansowanych i niepoczytalnych.
po co? – zapytacie. dla przyjemności. sobie a muzom. ot, sztuka dla sztuki.
no dobra, nie do końca.
w procesie customizacji Blythe chodzi po prostu o to,
aby nasza lalka stała się jedyną w swoim rodzaju, one of a kind, one in a million,
by ukształtować ją dokładnie podług swojej wizji, zmierzyć się z materią,
sprawdzić, ile nowych form da się jeszcze wyłonić z pozornie martwego plastiku.
nad każdą lalką trzeba spędzić wiele godzin. poświęcić jej tyle czasu, ile zapragnie dana forma.
ani chwili mniej.
no więc zaczynamy. typujemy ofiarę i rozkręcamy jej głowę (=> co wygląda mniej więcej tak: KLIK!)
zdejmujemy skalp, wyjmujemy oczy i oddzielamy faceplate od reszty plastikowej czaszki.
gąbeczką ścierną pozbywamy się stockowego makijażu, wycieramy na mokro
i tak przygotowaną pacjentkę umieszczamy na stole operacyjnym
ja rozkładam sobie zawsze mokry ręcznik, bo – nauczona doświadczeniem – wiem, jak niefajnie i niezdrowo
jest nawdychać się plastikowego pyłu. a ten jest niestety toksyczny. podobnie jak MSC, którym potem utrwalamy make-up lalki.
i trzeba mówić o tym głośno, bo chyba nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.
sama widziałam jak na Blytheconie niektóre dziewczyny beztrosko psikały Mr Super Clear w zamknietym pomieszczeniu,
zupełnie jakby to był dezodorant albo lakier do włosów. a tymczasem to trucizna.
w miarę możliwości rzeźbienie i szlifowanie powinno odbywać się na powietrzu. jeśli nie mamy takiej możliwości,
to zaopatrzmy się w maskę filtrującą, wspomniany mokry ręcznik i miskę z wodą – aby opiłki plastiku spłukiwać z faceplate’u,
a nie strzepywać na stół lub co gorsza na podłogę.
przyda się tez zestaw pierwszej pomocy na wypadek ran kłutych, ciętych, dźganych i szarpanych
powstałych podczas zabawy nożykami modelarskimi, dłutami, szpikulcami i resztą narzędzi chirurgicznych.
rzeźbienie i szlifowanie to – przynajmniej u mnie – proces rozłożony na wiele godzin.
nie spieszę się i nie narzucam sobie żadnego tempa. przekonałam się już, że pośpiech jest najgorszą rzeczą w procesie customizacji lalki.
jeden nieprzemyślany ruch, drgnięcie ręki, zbyt głębokie cięcie i lalka zostaje ze szramą, którą potem trudno wyszlifować.
ale jest jeszcze coś. manualna dłubanina jest dla mnie najlepszą formą relaksu i super ćwiczeniem na koncentrację,
z którą mam ogromne problemy z racji ADHD/ADD. lalki są jedyną „rzeczą”, nad którą potrafię cierpliwie siedzieć
całymi godzinami, nie nudząc się, nie frustrując i nie dekoncentrując. mam zajęte ręce i oczy, a myśli swobodnie galopują…
spłukujemy kolejne warstwy pyłu. z blythe’owej sztancy powoli wyłaniaja się indywidualne rysy naszej lalki
dłut i noży używam tylko do pewnego momentu. potem już tylko szlifuję pożądany kształt coraz drobniejszym papierem ściernym.
jedna z wielu: wyszlifowane usta, nos i dziurki, rynienka podnosowa, podbródek i policzki.
każda z nich ma swoje własne rysy i z wolna wyłaniający się z nich charakter postaci…
wyszlifowane faceplate’y zabezpieczami jedną warstwą MSC i pozostawiamy do wyschnięcia
tymczasem bierzemy się za oczy – oddzielamy powieki od gałek ocznych i ich mechanizmu
a następnie „odmaczamy” stockowe rzęsy, by po chwili usunąć je pensetą
moim zdaniem oczy są najbardziej „newralgicznym” elementem lalki Blythe, dlatego przeważnie usuwam stockowe eyechipy
i zastępuję je ręcznie malowanymi i także „jedynymi w swoim rodzaju” (ooak)
wyjęcie stockowych eyechipów jest wbrew pozorom bardzo proste
rozgrzewamy pałeczki kleju uniwersalnego, dotykając gorącego czubka pistoletu klejowego
mocno przyklejamy je do powierzchni eyechipów
a następnie ruchem „wyłamującym” wyciągamy je z plastikowej gałki ocznej
jeśli mamy do czynienia z nową, stockową lalką – z wyjęciem eyechipów nie powinno być problemów:
jeden ruch i wychodzą z orbit. wystarczy potem nożykiem usunąć z „oczodołu” resztki fabrycznego kleju.
stockowe eyechipy możemy odzyskać, delikatnie odklejając je od pałeczek kleju – najlepiej nożykiem odciąć czubek pałeczki razem z chipem
i ostrożnie „zwałkować” go z powierzchni soczewki.
jeśli natomiast bawimy się w przerabianie starej lalki Blythe – która mogła być już wcześniej przez kogoś modyfikowana –
trzeba się liczyc z tym, że wyjęcie eyechipów może być problematyczne, bo niektórzy do ich przyklejenia używają
(zupełnie nie wiedzieć czemu) specyfików typu super glue. wtedy niestety nie mamy szans na bezbolesna metodę klejowo-pałeczkową
i musimy eyechipa rozwiercać śrubokrętem i wyłamywać po kawałku. owszem, zdarzyło mi się. oszaleć można.
stockowe eyechipy zastępujemy uprzednio przygotowanymi – własnymi, ooakowymi, ręcznie malowanymi
ręczne malowanie eyechipów to także inna bajka. wymaga mega precyzji, odpowiednio dobranych farb i mnóstwa prób.
o, brokat. kocham brokat w każdej postaci.
osobną historią jest także proces ozdabiania powiek lalki Blythe:
tutaj akurat robię coś w stylu: „idzie niebo ciemna nocą, ma w fartuszku pełno gwiazd, gwiazdy błyszczą i migocą, aż wyjrzały ptaszki z gniazd”
kocham ten stan. tak wygląda moje pole robocze. totalne rozpopkornienie rzeczywistości.
a oto gotowe makijaże poszczególnych lalek
to jest moja najmłodsza – Zoltar. ma lekką wadę zgryzu.
ta minka mówi sama za siebie.
oto Brodie w wersji a la Monika Brodka.
i mała Zoltar w wersji „brzydula i rudzielec, niby nic, a znaczy wiele”
wkrótce poznacie je wszystkie! ;)
Jeśli mogę spytać, jakiego kleju używać do nowych tęczówek? Czym przykleic je do szkiełka?
Cudne te buźki :)
Oh Zazie! Co za cudny post! Dziękuję za pokazanie tego, jak pracujesz. Robisz wszystkie na raz? Czy po kolei?
Zoltar ma fantastyczne oczko :) A Brodie przypomina mi Mandy z Mrocznych przygód Billego i Mandy. Chyba ten wyraz twarzy sprawia, że tak ją czuję.
A podobają Ci się Enchanted Dolls?
Boskie robisz te facepainty! Ja jestem ciekawa jak się robi eyechipy. Niektóre są tak brokatowe, że aż mi się bardzo podobają. :)
jezusmaryja!!! ZOLTAR mnie powaliła!!!!!!!!!
ZOLTAR rules ;]
Michalina mówi,że Zoltar jest w dechę
Zoltar będzie siostrą Orki. razem wywrócą świat do góry nogami! :))