do matematyki mam stosunek raczej oziębły, ale jeśli wierzyć obliczeniom Arnalla
to właśnie dziś przypada najbardziej depresyjny dzień roku. a ponieważ ostatnio
depresji unikam jak ognia, odpędzając od siebie wszelkie podejrzenia
jakobym sama miała się w nią zapaść i nurzać do utraty tchu –
bardzo mi dzisiaj pasuje ten cholerny blue monday.
dzięki niemu tłumaczę sobie, że moje chujowe samopoczucie
jest najzwyklejszą wypadkową poniższych zmiennych:
niczym więcej.
łykam ziołowe tabletki na uspokojenie, zjadam skradzione Sydowi
pierdolone misie lubisie, chociaż wcale mi nie smakują,
ale przyzwyczaiłam się, że prawdziwy smutek zajadam podrabianą słodyczą.
nic z tym już dzisiaj nie zrobię. poczekam do jutra.