wiosnę przywitałam w nastroju bardziej niż ponurym.
no cóż, zdarza się. biorę to za dobry znak udanego sezonu –
na przekór wszystkiemu nie dopadł mnie słomiany zapał, okołosłoneczna euforia
i płonny entuzjazm wiosennej równonocy.
odwrócona plecami do wszystkiego
czekam na.
cokolwiek.
Znalazłem tu wpis o owocach 'goji’ i bardzo mnie w sobotnie przedpołudnie rozbawił. Widzę że fest fajny ten blogasek, muszę wieczór go przekartkować całego.
ale sinusoida:):):):)
Zazie, uwielbiam Cię… myślałam, że tylko ja tak mam, i że tylko ja patrzę na to, co dookoła z mieszanką niechęci i obojętności. jak dobrze wiedzieć, że nie… Choć z czystej sympatii wolałabym, żebyś miała się lepiej niż ja… Nic to – minie, zwykle mija…