a jednak przeprosiłam się z metylofenidatem.
nic tak skutecznie nie skraca moich myśli i nie szatkuje tych wewnętrznych dylematów klasycyzmu,
tych poematów dygresyjnych na łatwe do przełknięcia fraszki, fiszki i świstki.
tym bardziej, że teraz naprawdę muszę się streszczać, bo nikt nie ma tyle czasu
i przestrzeni, żeby mnie z tym wszystkim wziąć. i wysłuchać. albo tylko wziąć. i brać. mocno.
maszeruję sobie grzecznie w rytm dopaminy i noradrenaliny, nie myśląc, co dalej.
mam jednak nadzieję, że depresja nie upomni się o swoje. a raczej o moje.
zbliżają się moje 36 urodziny i wbrew powszechnej tendencji do umniejszania,
pomijania i dyskretnego przemilczania własnych jubileuszów –
mam ochotę na fajerwerki, konfetti, tańce i upojenie alkoholowe.
ale na przekór sobie – zachowam spokój.
tej jesieni będę tak spokojna jak nigdy.
pisałam już, że wróciłam na terapię?
i że będę grzeczna.
a to przyczepiło się do mnie i nie chce puścić:
ja – uwielbiam ją – ona tu jest – don’t think I could forgive you…
trzymam kciuki
Piekny profil :)