rzadko Was o coś proszę, bo w sumie nie oczekuję niczego od ludzi
czytających mojego bloga, bo niby z jakiej racji.
jednak ostatnio – po wielu miesiącach wzlotów i upadków
spowodowanym moim blogowym kryzysem
naszła mnie taka oto refleksja:
12 lat pisania w internecie i wychodzi na to, że o “prawidłowym” blogowaniu
wiem tyle, co nic. już pal licho, że mój blog nie zarabia,
nie pojawia się w rankingach i wygląda jak wygląda,
ale faktem jest, że miesięcznie Zazie.com.pl ma ponad 25.000 odsłon,
a komentarzy pod notkami na blogu jest jak na lekarstwo.
komentują tylko najwierniejsi i najbardziej wytrwali czytelnicy,
a ja – albo im odpisuję, albo nie, bo lecę już dalej na tej swojej adhd’owej karuzeli.
no cóż, nigdy nie miałam zadatków, ani tym bardziej ambicji,
na koronę Miss Publiczności, nie jestem ładną szafiarką,
wyszczekaną publicystką, modną trendsetterką,
mistrzynią przepisów kulinarnych czy inspirującą artystką.
jestem tak niszowa, że aż mnie nie widać.
jestem Zazie i mam muchy w nosie.
dziwi mnie i smuci, że ludzie mnie czytają,
ale zupełnie nie komentują.
codziennie wchodzi tutaj ponad tysiąc osób.
i wychodzi. bez słowa.
pod linkami do blogowych notek, zamieszczonymi na facebooku,
owszem – pojawiają się lajki, ale w sumie nie za bardzo wiem,
jak je interpretować? “byłem, czytałem, pozdrawiam”?
nie wiem, nie mam pojęcia. mam za to kryzys.
co robię nie tak? – zadałam to pytanie na facebookowej grupie WordPressa,
a rozmaici specjaliści od blogowania (z doświadczeniem 2-3 lat w blogosferze),
zasypali mnie milionem dobrych rad, począwszy od “pisz bardziej inspirujące teksty”,
“wychodź bardziej do czytelnika”, “nawiązuj kontakt z innymi blogerami”;
przez „zmień tematykę bloga na bardziej popularną”, „przestań pisać o sobie”,
a skończywszy na propozycji zamknięcia bloga i pisania pamiętniczka do szuflady.
nie wiem, może po prostu zrobię bloga na hasło dla garstki komentujących Czytelników.
statystyki spadną na łeb na szyję, ale dzięki temu nie będę musiała tyle bulić za ruch na serwerze…
Czytam twojego bloga od tygodnia, nie czytam innych bo nie mam czasu i ochoty. Lubię twój styl pisania i podejścia do życia. Pozdrawiam, MS
Czytam Twojego bloga intensywnie chyba od 2 lat, często ze śmiechem (mopsy, bo sama mam), ze zrozumieniem (choroba), z pasją (lalki), kibicując (odchudzanie), z zainteresowaniem (wszystko)… a kilka razy z irytacją. Jestem jednak bardzo nieśmiała i zwykle sądzę, że mój głos w dyskusji jest nieciekawy, niepotrzebny. Bloga gratuluję – może i niszowy, dla mnie bezkonkurencyjnie najlepszy z tych, jakie czytam! Gratuluję :)
Czytam ;) Lubię bardzo, choć nie ze wszystkim się zgadzam ;)
Odmienne zdanie w komentarzach jest bardzo cenione :) Zapraszam do dyskusji!
Jak dobrze wiesz, czytałam Cię w epoce kamienia łupanego, potem zaczęłam się rozmnażać, a potem znów doczołgałam się do kompa i odkryłam, że Ty nadal w nim jesteś ;) zatem czytam znowu ;)
ludzie robią takie twórcze rzeczy jak rozmnażanie się, a ja nic, tylko piszę tego durnego bloga ;))
Ja czytam namiętnie i regularnie przeróżne blogi, w tym twój, ale nie komentuję za często, bo nie zawsze i wszędzie mam ochotę się logować, nie muszę podawać moich danych na prawo i lewo. Odkąd pojawił się Disqus, powiedziałam pal licho, założę sobie po prostu jedno konto i teraz mogę komentować:) Lubię twój blog, bo jest normalny. Taki życiowy, personalny, o tobie i twoim życiu. Nie lubię za bardzo tych wszystkich lifestylowych, pseudo-opiniotwórczych itd. Lubię twój:)
Ha, czyli jednak Disqus ma zwolenników! :) super, cieszę się, że będziesz się odzywać! ściskam :)
W zasadzie czytam a może pochłaniam Twojego bloga od wczoraj, weszłam tu
przez przypadek szukając informacji o metabolic balance. Niestety nie stać mnie
na wydatek 2 600 PLN tyle kosztuje ten program w tej chwili w Warszawie.
Chciałam Ci zadać pytanie odnośnie tego programu jeśli oczywiście mogę,
przed dietą robione są badania bodajże 35/36 parametrów, czy mogłabyś zamieści
informację jakie parametry są sprawdzane? oraz jaką masz grupę krwi?
chciałam zobaczyć czy te produkty które podałaś w diecie zgadzają się z
produktami jakie należy spożywać mając określoną grupę krwi. Z góry dziękuję za
informację. I trzymam kciuki za dalsze poczynania w ty temacie :)
A wracając do bloga, nie mam porównania z innymi bo po porostu ich nie
czytam, ale czyta się go a w zasadzie pochłania jednym tchem, zarówno styl
pisania, jak i grafika 10 pkt na 10 pkt:)
Zapisało do sobie w
ulubionych i na pewno będę tu zaglądać:)
Aga, moja grupa krwi to 0 RH+
co to badanych parametrów krwi – faktycznie jest ich aż tyle;
ale żeby podać Ci je dokładnie, musiałabym poszukać wyników.
Tak z pamięci podając:
– morfologia ogólna wraz z rozmazem białych krwinek,
– enzymy wątrobowe alat/aspat
– cały lipidogram
– OB, CRP
– żelazo, potas, wapń
– hormony tarczycy
– glukoza na czczo
z hormonów tarczycy, pewnie TSH, FT3, FT4, ATPO i ATG. To są główne współczynniki. Ps. medycznie zawsze mogę pomóc ;-)
Marta, właśnie tak! Ja nawet nie pamiętałam tych wszystkich skrótów :) dzieki!
Dziękuję:) Pomyślałam, żeby zrobić jednak te badania – 35 parametrów, skonsultować z lekarzem wyniki i zastosować dietę na bazie kluczowych zasad mb, wyliczyć kalorie Twoich posiłków, a bazować na produktach, które zalecane są dla mojej grupy krwi, bo wydaje mi się, że mb ma wiele wspólnego z produktami, które powinniśmy spożywać w zależności jaką grupę krwi mamy:). Zatem jeśli udałoby Ci jakimś cudem odszukać te badania, żeby podać te wszystkie parametry to byłabym bardzo wdzięczna:) Tak czy siak mam niecny plan, żeby spróbować i jestem przekonana, że mój TO może się udać:)
czytam regularnie. bardzo regularnie. to jak piszesz -OMG – po prostu rewelacja. zazdroszczę, że tak pięknie to wszystko składasz. czytać Cię jest obowiązkowe. przepraszam pisać nie lubię. pozdrowienia :)
zazwyczaj wszystko składam niedbale, o ile w ogóle cokolwiek składam ;) pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)
A ja kiedyś próbowałam dodać komentarz, nie wyszło mi, kazało się logować/zapisywać/nie pamiętam co jeszcze – w efekcie mnie zniechęciło i już nie próbowałam. Chociaż, jak zobaczyłam fotę z Sylwestra to palce mnie świerzbiły, żeby napisać – Zazie, Ty lasko jaka jesteś chuda! Jeśli mi się uda zamieścić to dziś to obiecuję, że będę komentować częściej:)
No własnie ja nie wiem o co chodzi z tym logowaniem, u mnie nie ma żadnych problemów, ale zapytam moich specjalistów jak można cały ten proces ułatwić ;)
Czytam każdziutki wpis ,obiecuję komenty, tylko ,ze mogłabym być Twoją babcią, co z tego,że „nowoczesną ” ;) „szarowy” mój wiek skłania raczej do żenadowego lekceważenia mnie .No ,spróbuję bo uwielbiam lekkość nielekkiego bycia , dystans, i fajne życie jakie sobie ścielesz Zazie.
Na pewno nie babcią :) ja sama jestem juz niemal „panią w średnim wieku”, więc na różnice metrykalne nie zwracam uwagi żadnej. tym bardziej mi miło, że tu jesteś, Zoja ;)))
Zazie, czytam i sie jaram. Uwielbiam Twojego bloga <3 rzadko komentuję, bo się wstydzę :-D
w czasie uporczywego poszukiwania diety odchudzającej, wpadłam też na genialny w swym debilizmie pomysł jarania nikotyny, która rzekomo odchudza. no kretyn, głupia ja ;)
Czytam już Cię dłuuugo, rzadziusieńko komentuję, ale czytać uwielbiam, a już posty ze zdjęciami imprezowo-mopsowymi to kocham. Pozdro.
mopsów nigdy dość! :)))
Przyznaję bez bicia, że nie komentuję ale tylko z braku czasu, choć czytając dzisiejszy wpis, mam wyrzuty sumienia, że to co robię jest bardzo nie kulturalne, biorę, a nic nie daję, poprawię się, obiecuję, bo uwielbiam to o czym piszesz i Ciebie całą też ;-)
To ja obiecuję, że będę odpisywała na komentarze ;) dzięki! :)
Czytam już bardzo długo. Z wielu powodów. Czytam, bo uwielbiam swobodę słowa i prawdę, która bije z Ciebie promieniami, I cóż. Jesteś dla mnie w jakiś sposób inspiracją… może z nutą optymizmu. Bo kiedy czytam, często się uśmiecham. Gdzieś dookoła tego wszystkiego są Kumok i Miszur, które mnie rozbrajają – dosłownie. Podsumowując – wspaniałe słowa, muzyka, psy, różnorodność tematów i podobieństwo. To trzyma mnie przy Twoim blogu. M.
Kumok i Miszur to dwie małe przywry, jak dopadną człowieka, to juz nie puszczą ;)))
To prawda, są urocze ! My planujemy niebawem adoptować puga ;-)
człowieki już wszystko powiedziały, nie będę dublować
rozwaliła mnie porada „przestań pisać o sobie”
te 25000 wejść to raczej nie z powodu pisania o sytuacji politycznej w Kambodży
gdybym to ja wiedziała, co się dzieje w Kambodży… :) ja nawet nie wiem, co się dzieje w mojej głowie :D
W odpowiedzi na notkę o karierze w Polityce wysłałam @. Czytam Cię z radością, choć nieregularnie. Nie komentuję, bo coraz mniej odnajduję się w wirtualu. Blogosfera czasem jest fajna, czasem okropna. To świat, w którym tak samo łatwo wyznać komuś miłość, co 5 minut potem wylać mu wiadro pomyj na głowę. Nie lubię tego. Nie lubię też zatłoczonych tramwajów, koncertów i gadania z trybuny, a blog z natury rzeczy jest czymś takim. Przykro by mi było, gdybyś go zamknęła.
no megaspójnie mi wyszło, aż się sama nadziwić nie mogę. skrót myślowy, co się zgubił: to, że nie lubię atmosfery koncertów, nie oznacza, że nie lubię granej tam muzyki. Cieszę się, że pozwalasz jej posłuchać także blogowym [coraz bardziej] outsiderom.
ha, no to mamy podobnie! tak jak nie lubię tłumów koncertowych, a muzykę kocham – tak nie pragnę blogowej sławy pokroju Kominka czy szafiarek, a na czytelnikach i ich komentarzach bardzo mi zależy; tak samo jak na daniu „znaku życia” od outsiderów blogowych pozostających w cieniu. tym bardziej dziękuję! :)
po ..uj ci komenty? żeby potwierdzić się w swej wspaniałości, czy miałkości? ważne, że czytają. dlaczego szukasz jakichś potwierdzeń na zewnątrz? – wybieraj to co chcesz mysleć o swym blogu i znajduj to w sobie. „sobie a muzom” jest mocno niespójne z kryzysem związanym z brakiem komentarzy… mordeczka
Rachela, moim zdaniem jest bardziej spójne niz na pierwszy rzut oka się wydaje. „Piszę bloga sobie a muzom” = oznacza, że nie piszę go po to, by być sławną blogerką koleżanką Kominka czy innej szafiarki; że nie wybieram tematow pod publiczkę, nie naginam poglądów żeby były bardziej medialne itp. Ale kiedy już coś pisze od siebie, czasem rzucając w przestrzen jakies pytanie, czasem zastanawiając się nad czyms, albo po prostu marudząc – to fajnie by było przeczytać pod notką cudze zdanie. Nie jako „zewnetrzne potwierdzenia” bycia fajną/niefajną, ale znak tego, że do kogos dotarło i że oto dzieli się ze mną swoim zdaniem, doswiadczeniem, przemysleniami. Napisałam, że oczekuję komentarzy, a nie pochwał. Buzia :*
Czytam Twojego bloga nawet nie pamiętam od kiedy, ale strasznie lubię Twój styl pisania i że nie omijasz żadnych tematów, choćby nie wiem jak były ciężkie.
Mopsy są cieżkie! Miszur wazy juz prawie 13kg! :D
i tak je uwielbiam! :)
Czytam Twojego bloga i wpisy na fb od ponad roku. Jesteś genialna, inspirująca, zabawna, przenikliwa, inteligentna.
Tyle komplementów, że aż się wstydzę. Dziękuję! Ale lubię też krytyczne komentarze – żeby nie było ;)))
Żaden krytyczny komentarz nie przychodzi mi do głowy. Przeciwnie. Wstrzymywałam się przed falą ochów i achów jakie zalewają mnie, kiedy Cię czytam.
Ja czytam od czasu do czasu tzn. kiedy Łaskawca FB pokaże mi Twój post z linkiem do nowego wpisu. Nie komentuję, bo nie wiem co napisać :D Ale kibicuję, trzymam kciuki i podziwiam! :)
W takim razie fajnie, że tym razem się odezwałaś! dzięki :))
Czytam od chyba niemal 3 lat, przyszedłem po linku z bloga Chustki. Czytam, bo jesteś interesująca, inspirującą i piszesz o rzeczach o których ja nie mam pojęcia. I mam nadzieje nadal czytać. Nie komentuję, bo na większości poruszanych przez Ciebie tematów po prostu nie mam nic do powiedzenia. Ale jesli kiedyś kupisz sobie odrzutowiec chętnie podyskutuje i udzielę fachowej porady.
Pozdrawiam,
K.
Ha! A ja Twoje odrzutowce oraz prześmiesznego jamnika z uszami myszki miki obserwuję na fb! :D swoją drogą – strasznie mi te samoloty imponują :P
Dzieki :)
I ja zaczytuję się tutaj namiętnie ;] od 3 lat …a może i dłużej .I prawie nie komentuje( może ze dwa razy mi się zdarzyło)… może czas zacząć ?! Pisz Olga jak chcesz i o czym chcesz…najważniejsze, że bez „napinki”.Czyta się Ciebie wyśmienicie.Zawsze.W Punkt.
pozdrawiam Ciebie i Twoje dwie cudowne PARÓWECZKI :)
Nie mogę się napinać, bo mi gumka w spodniach dresowych strzeli i będzie po zabawie ;) a Paróweczki merdają! dzięki! :)
oessu! no przestań! czytam Cię chyba od 2006 roku, to dłużej niż najdłuższy
mój związek natury romantyczno seksualnej. Komentuję rzadko albo wcale ale to nie znaczy, że nie ma mnie :)
oj noc co, focha mieć nie wolno po tylu latach?! drama podgrzewa związek :P
No bo co tu komentować? Się czyta, się cieszy, że obrze jest, się idzie dalej.
Się może by napisało co u Was? ;P
Ok, jako gosc. Nie umiem pisać skladnie i z sensem, czasem się odezwę, i na blogu, i na fejsie, głupio mi co chwila wyskakiwac z komentarzem- i ja, ja też tak mam, piszesz o mnie. Bo to takie niewiarygodne jest. A że często i tym myślę, to inna sprawa.
Zainspirowałaś mnie do usunięcia opcji komentowania poprzez login FB. faktycznie to było głupie, że wyskakiwało publicznie.
Olga, bardzo lubię Twojego bloga, czytam go pasjami. Cieszy, śmieszy, czasem smuci i zmusza do refleksji. No i najwazniejsze- dzięki niemu mamy dwa cudowne mopsy! (W tym jeden adoptowalismy po wyciągnięciu go z pseudohodowli). Tak więc nie załamuj się, nie dołuj, pisz dalej. Dla nas i dla siebie! Ściski i lizki (od mopsow)!
A ja właśnie czasem potrzebuję tej energii od Was, od Waszych mopsów, od wszystkich, którzy mnie czytają. Serio, serio. Dziękuję! :* Całusy dla mopsików! :*
Nie sobie a muzom a dla mnie.
Rzadko komentuje- fakt, ale czasem wolę pomilczeć niż pleść trzy po trzy. (Gromy za taką postawę biorę na klatę).
Ja plotę trzy po trzy, od 12 lat. I co, można? Można! :*
Ale JAK pleciesz :)
I muszę niestety ponarzekać, że za mało mopsów!! ZA MA ŁO!!
Super! Czyta się bardzo przyjemnie ? nie rozumiem dlaczego tak mało osób komentuje! Jest naprawdę ok. Wszystko. Styl. Szata graficzna. Po prostu super. Nie łam się, pisz dalej, powodzenia! Cel osiągnięty? Pytam, bo blog odkryłam dopiero wczoraj tj. 29 grudnia 2015.
dziewczyno, nie przejmuj się, piszesz bo chcesz, wiesz że czytają, bo masz statystyki. czego więcej potrzebujesz?
Jestem tu po raz pierwszy, ale obiecuję że sobie poczytam!
Głowa do góry, przecież robisz to dla siebie, a to jest najważniejsze ✌
No to witam :) Jestem jedną z tych wstrętnych czytelniczek co to robią ruch w cyberprzestrzeni i nic nie mówią. Bloga czytam regularnie od jakichś – hm – 6 lat chyba. Anonimowo wracam i po cichu martwię się przerwami. W ciągu tego czasu ujawniłam się może ze dwa razy. No i miałyśmy kontakt mailowy przy okazji obrotu przeczytaną literaturą. Czemu tak? Arono. Po pierwsze ja sama nie odnajduję się w Web 2.0, chociaż w internetach upływa mi duuuża część doby. Po drugie chyba nie jestem za bardzo social. Tak, jestem z grona tych dziwnych bez Fejsa i Twittera (chociaż z Instagramem ;)) Po trzecie (związane z drugim) jakoś nie bardzo jestem w stanie uwierzyć, że ktoś z jednej strony tak spełniony w sensie kontaktów międzyludzkich, a z drugiej mający często dosyć ludzi, których zna/kocha/lubi (wszystkie Twoje wpisy z „gorszych” dni) może naprawdę zwracać uwagę na to, czy ktoś tak anonimowy jak ja się tu odezwie. All in all, uwielbiam Cię czytać. Myślę sobie, że wiele nas łączy – w tym ten fantastyczny początek PESEL-u. ;) Nie zmieniaj bloga pod kątem podbicia serc targetu pls – treści na to obliczonych jest w sieci do urzygu, a Zaz tylko jedna. To się rozpisałam – raz a dobrze. Trzymaj się ciepło i keep on going. Poczytam :)
Ja po prostu Cie bardzo polubiłam i czytuję dość regularnie. Uważam że jesteś fajną wrażliwą osobą.
Mocno inspirujesz. Jestem pod wrażeniem twoich pasji.
Nie piszę komentarzy bo zawsze mi się wydaje, że to co napisze jest okropne i juz się wstydzę że to napisałam i szybko klikam opublikuj żeby się nie rozmyślić tym razem.
Ela, obiecaj, że będziesz częściej klikała „Opublikuj!” ;))) uwierz, że ja też mam czasem z tym problem, ale jakoś od 12 lat klikam ten nieszczęsny przycisk „Opublikuj” i ciąąąągnęęę tego bloga ;)
Dobra :-) ale Ty obiecaj, że nie będziesz się śmiać ;-)
Czytam, bo lubie:))) Bo jestes dla mnie niezwykla I odwazna. No i mieszkasz na Ochocie:)))
Nooo nieee… No nieee…:))) Podaj chociaż pierwszą literę ulicy, przy której mieszkasz! ;)))
ZAZIE,
Słownik podpowiadal mi słowo „ZAZIElenisz” a ja na to – no lenie się, lenie :) ale zmotywowalas mnie lepiej jak Chodakowska. Wiec napisze komentarz, co by w podzięce pomachać łapką ze jestem tu i czytam Cię. Przylazlam od Chustki. Na początku chyba żeby wypełnić pustkę po jej wpisach. Potem z coraz większa czestotliwoscia zagladalam i fukałam, 'nie ma nowego wpisu jeszcze? Ten już czytałam’ – wchodząc kilka razy dziennie :p
Fajnie piszesz o rzeczach oczywistych w sposób nieoczywisty – i może teraz się ZAZIElenie z zazdrości – bo robiąc to na automacie i pełnym spontanie jesteś jeszcze bardziej realistyczna i bliższa każdemu z nas, po trochu, w czymś innym, gdzie indziej. Ale jesteś. I bądź. :)
w większości życiowych tematów nadal jestem zielona ;)) dzięki! ;)))
Zazie, nieeee, tylko nie do szuflady!
Czytam Cię namiętnie (kiedyś zarwałam kilka nocy, żeby pożreć wszystkie teksty) i wiernie. Sama walczę od lat z depresją, więc pod niektórymi wpisami jedynym komentarzem byłoby „story of my life”.
Jest bosko, ciekawie i niech tak zostanie <3
w sumie masz rację: nie po to „wyszłam z szafy”, żeby teraz zamykać się w szufladzie ;))
ja nie zostawiam komentarzy i pytań bo zostają bez odpowiedzi. Sylwia od mopsów dwóch i syna z autyzmem – pozdrawiam! ;-)
yh, no yh… przepraszam po wielokroć. pracuję nad zmianą tego stanu rzeczy!
czytam czytam lapczywie a potem po chamsku znikam bez slowa bo co ja bym tu mogla powiedziec? ani nie jestem specjalnie madialno-wokalna, polskich slow mi czasem brak, zwykle czytam na telefonie miedzy zajeciami, czasami sie obrazam na Ciebie ze przestajesz pisac a ja wchodze i wchodze, wiec potem przestaje wchodzic aby wrocic i przeczytac wszystko jednym tchem.zachwycajac sie twoim stylem jezykowym i jakims takim niewymuszonym czarem osobistym i polotem. czytam od dawna, i ciagle czekam zeby sie dowiedziec czy dziadzio Kazek przezyl powstanie ( https://zazie.com.pl/2011/08/1-sierpnia-swieto-slonecznikow/ )
pozdrowienia z Kalifornii :)
Och, strasznie się wzruszyłam tym pytaniem o Kazka! <3
otóż młody Kazek przeżył powstanie, odnalazł się i żyli jeszcze z Zosią wiele lat, mając w sumie troje dzieci. tyle że Kazek okazał się lekkoduchem i Zośka, zaprawiona już wojną i powstaniem, przegoniła Kazka na cztery wiatry! Rozwiedli się, ale Kazek przez następne kilkadziesiąt lat cały czas trzymał się blisko - i wspólnych dzieci, i wspólnych wnucząt, i samej Zośki. Zawsze na święta razem, urodziny, imieniny, odwiedziny - zawsze koło Zośki.
Wnuczęta zawsze się trochę dziwiły, że Babcia Zosia i Dziadek Kazio mieszkają oddzielnie, no ale w sumie... kto by tam dociekał. Dopiero jako bodajże 12-latka dowiedziałam się, że jakiś rozwód i te rzeczy.
A Zośka na starość opiekowała się chorującym na raka Kazkiem, który odszedł do krainy wiecznych łowów jakieś 15 lat przed nią. Acha, mimo formalnego rozwodu - ani Zośka, ani Kazek, nie ułożyli sobie zycia z kimś innym. Do końca żyli tak jakby razem, ale w bezpiecznej odległosci od siebie. Taka to historia :)
bardzo Ci dziekuje! strasznie mnie mecza niedokonczone historie a ta babcia Zosia, kozuch i Kazio jakos tak sie zaszczepili w mojej glowie i mi to nie dawalo spokoju.
No widzisz, ja komentuje, ty odpowiadasz, koniec swiata pani Zazie! Pani sie trzyma ramy to sie nie … ten tego :)
Traktuje twojego bloga jak literature (w tych przedziwnych czasach cyfrowej zarazy) i tak jak nie przyszloby mi do glowy wysylac swoich komantarzy autorowi jakiegos opowiadania, tak i nie sadzilam, ze Tobie bedzie to do czegos potrzebne. Tak wiec, ten tego, nastepnym razem, jak mnie twoj tekst skloni do jakiejs mysli, to sie podziele ;)
To jest „literatura trudnej chwili dziejowej” czyli mojej wielkiej wojny toczonej ze światem i sobą samą ;)))
Zaz, nie pamiętam już, jak trafiłam na Twojego bloga, chyba rok temu przez zupełny przypadek. I wsiąkłam. To piękne, szczere miejsce. Chyba za tę szczerość cenię Cię najbardziej, za bezkompromisowość w pewnych sprawach.
I jesteś absolwentką wydziału, który za chwilę skończę. Nie żeby to miało jakieś znaczenie, no ale może trochę ma, bo bracia poloniści, siostry polonistki, zmarnowane życia ;)
Mocno trzymam za Ciebie kciuki.
Tak jak Ty nie umiesz w angażowanie czytelników, tak ja nie umiem w pisanie komentarzy – przeżywam to strasznie, piszę godzinę, wydaje mi się, że jest pozytywny, a potem ktoś się obraża albo uważa, że obrażam kogoś innego, albo w ogóle ma moje zdanie między pośladkami, albo sama mam ochotę pacnąć się w czoło, bo wyszedł głupi, więc już nawet nie próbuję.
haha, pięknie napisane – „bracia poloniści, siostry polonistki, zmarnowane życia ;)” – absolwenci tegoż zacnego wydziały chyba jako jedyni maja poczucie „zjebania sprawy” :D
a co do treści komentarzy, to naprawdę się nie przejmuj. internet zniesie wszystko, a ja jeszcze więcej – więc cięty język, ostre pióro czy niezważanie na konwenanse są w komentarzach bardzo przeze mnie pożądane! ściskam! ;)
Pisze ten komentarz juz trzeci raz, wiec mam nadzieje ze sie uda :) Czytam Twojego bloga juz od dluzszego czasu, nie bede ukrywac, ze przyciagnely mnie do niego wasze Dwie Gwiazdy na czterech nozkach ;)Nie musze oczywiscie ukrywac, ze jedne z moich ulubionych wspisow to wlasnie te z Kumokiem i Miszczurem. Wiele rzeczy znam z autopsji, bo same mamy prawie 2letniego mopsa Jaggerka, ktory zreszta bardzo kibicuje obu pania, choc sam ma juz dziewczyne ;P
Twoja notka wraz z fajna sesja o zwiazkach partnerskich jest po prostu MISZCZOWSKA!!! To glos wielu z nas, ujesty w bardzo dobre slowa, lepiej nikt z nas pewnie tego by nie napisal!
Podziwiam Cie rowniez za to, ze nie boisz i chcesz pisac o swojej chorobie. I choc moze to temat, z ktorym moge sie najmniej utozsamic, to i tak chetni czytam.
A na koniec powiem jeszcze, ze jezeli ty tylko chcesz to pisz dalej, nawet dla jednego czytelnika. Kometarze sa fajne, ale dla mnie fajny jest proces samego tworzenia i to co z tego wszystkiego dla Ciebie wyniknie. Pamietam jak same mnie lub wiecej intensywnie z zona, owczesna dziewczyna pisalysmy bloga. Nie ukrywam, ze znikoma ale choc jakas tam „popularnosc” bardzo nas ciszyla i lechotala nasze ego. Ale tak prawde powiedziawszy blog dla mnie jest wtedy ciekawy, jezeli piszemy go dla siebie a nie pod publike. Na szczecie nie jestes szafiarka, Ma…cos tam i nie musisz sie naginac dla lajkow. I ja za to Cie lubie. Nie ukrywam, ze nowy dizajn bloga :) jest super! I oczywiscie nie jest to zadna tajemnica, ze pare pikantych brazylijskich dramatow z Sydem, kilka zakreconych historii z twego zycia a la Bridzet Dzons czy wiecej organizowanych walk Miszczura z Kumokiem ozywilo by poczytalnosc bloga, ale dla mnie i wielu tutaj zagladajacych nie o to chodzi. Pisz o czym chcesz i nie trac swojej autentycznosci!
Pozdrawiamy z Hanoweru
Syd skutecznie wybija mi z głowy brazylijskie dramaty, do których mam wrodzona skłonność ;) ale Kumok z Miszurem powinny zrekompensować ten blogowy deficyt! <3
Zazie,
prowadzisz jedynego w swoim rodzaju bloga, którego śledzę z ogromnym zaangażowaniem. Nie komentowałam do tej pory, choć kilka razy zaczynałam, ale zniechęcałam się procedurą rejestracji. Mimo częstych smutów, które serwujesz dodajesz kolorów. Dajesz do myślenia. Lubię Cię i nie przestawaj.
ale tu właśnie nie ma żadnej rejestracji! możesz wpisać cokolwiek w którekolwiek okienko i ENTER! ;)) tym bardziej dziękuję za Twój dzisiejszy komentarz :))
W zasadzie wracam tu i uciekam. Pamiętam Ciebie sprzed mopsów i chyba nawet jeszcze w innej domenie :). Nie komentuję, bo czasem mi to zbyt bliskie, a czasem po prostu brak mi słów. Ale czytam. Czasem mnie coś ruszy trochę, a czasem bardzo. Lubię być czytaczem. Jestem introwertyczna, co pewnie sporo tłumaczy. Może po prostu przyciągasz takich jak ja :).
„Zazie przed erą mopsów” :))) aż mi się wierzyć nie chce, że kiedykolwiek mogłam zyć bez mopsów! :D
a moja poprzednia domena to http://www.zazie-dans-le-metro.blog.pl – najdłuższa nazwa świata ;)))
Oooo, to! To właśnie! Ten adres pamiętam, choć jak przez mgłę. Znalazłam Twój blog gdzieś koło roku 2007, ale 3 zmiany komputerów zabiły w pewnym momencie wszystkie moje zakładki i odstawiłam blogi na jakiś czas. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, kiedy znajoma polubiła rok temu Twój wpis i mi się objawiłaś na fejsie.
PS. Stary adres to czysta hipsteriada. Minęło parę lat i wszystkie szafiarki po Tobie papugują :D.
Ja czytam od dawna. Z rzadka komentuje. Czasem sie z czyms nie zgodze. Czasem przegladam sie w tutaj jak w lustrze… Ale jednak dalej nie wiem co robisze ze masz taaaaaakie piekne wlosy (foch!) ;) (chyba zem gdzies byla przegapila wpis o czuprynie? w takim razie kajam sie i proszem uprzejmiem o linka)
ależ był, był wpis o włosach! :))
https://zazie.com.pl/2014/04/szafiarsko-wlosiarsko-badziewiarska-notka-tylko-dla-dziewczyn/
to w nim objawiłam Wam moją miłość do oktopusi ;))
To i ja się ujawniam. Czytam od 3 lat i czytać będę, bo mi dech zapiera, że tak można UMIEĆ PISAĆ. Pozdrawiam Ciebie, Syd i mopsy ( ja jestem kociara). Ewa
Wspaniałe objawienie! Dziękuję!
Czytam. Bardzo. Nie komentuję chyba dlatego, że trochę się wstydzę a trochę dlatego, że nie nawiązujesz „rekorespondencji” (jest w ogóle takie słowo? w sensie „rekonrespondencja” jak „rewizyta”?) i tak się trochę pisze w próżnię. Raz skomentowałam a potem mi było głupio, że pewnie to był tak chujowy komentarz, że nie opłacało się na niego odpisać. A z drugiej strony nie lubię tego kółka wzajemnej adoracji na innych blogach. Czyli tak źle i tak niedobrze… Przyszłam od Chustki kilka lat temu. Zostałam. Przeczytałam wszystko. Ucałowania.
ale ja już teraz obiecałam grzeczność i poprawę! ;) będę zawzięcie rekorespondowała! :))
To i ja będę starała się bardziej aktywnie komentować. Buzi! :)
W sensie, że ja Legumina będę się starała. Rączka do komentowania nie nawykła powyżej nicka nie wpisała.
Ja tez czytam. Nie pamietam jak dlugo. Mam ADHD i mam chyba jeszcze gorzej niz Ty. Ale przynajmniej nie jestem z tym goofnem calkiem sama. Pozdrawiam.
ADHD to goofno, racje. Ale wiadomo, że w KUPIE raźniej! ;)
Jak wszyscy dzisiaj komentują, to ja też ;), chociaż naprawdę rzadko mi się to zdarza i nie potrafię powiedzieć dlaczego. Blog jest rzeczywiście niszowy, co w moim mniemaniu oznacza wyjątkowy, nietuzinkowy, szczególny i to pod każdym względem. Tylko takie czytam. Od kilku lat czytam parę blogów, na których też niewiele osób komentuje.
Może czasem mam wrażenie, że wyczerpałaś temat i wszystko zostało już napisane a moje komentarze przy Twojej wirtuozerii słownej tylko oszpecą myśli okraszone mistrzowską grą słów.
Pochodzę z mopsiej rodziny: moje życie z mopsami trwa od ponad dwudziestu lat, więc każdy kto przygarnął mopsią istotę jest mi bliższy nawet wirtualnie od osoby, która niewirtualnie poucza mnie jak mam żyć.
Kiedy długo nie pojawia się Twój wpis i wchodzę tu kolejny dzień, napotykając „brak”, wychodzę zawiedziona, jak małe dziecko, który wychodzi z pustego sklepu opatrzonego szyldem „Zabawki” ;). Zdarza mi się martwić, czy u Ciebie wszystko dobrze, budzą się nie raz matczyne instynkty do tego stopnia, że przejeżdżając trzy razy w tygodniu w pobliżu Raszyńskiej, zastanawiam się czy nie powinnam wpaść w tamte okolice, składając Ci niespodziewaną wizytę i obsypując czułością natrętnej mamuśki ;) Naprawdę, Olgo :)
Jeśli tylko napiszesz, że Twoje oczekiwanie na komentarze jest zbliżone do niecierpliwości, jakiej doznajesz odliczając czas do kolejnego posiłku, to obiecuję solennie, że będę komentować regularnie :)
Chcesz zrobić eksperyment i założyć nowy blog? Bardziej trendy? O modzie? Proszę bardzo! Ale ten zostaw taki, jaki jest :)
Baaardzo Cię pozdrawiam i ściskam
Beata, dziękuję Ci za ten piękny komentarz! <3 Aż mi się ciepło zrobiło! Ściskam!
Chcę Was u mnie, z psami rzygajacymi i innymi takimi. Nie komentuje, choć czytam lat wiele, bo obrażona jestem baaaardzo! Chcę książki które zamówiłam sto lat temu! Kupić chcę! Jak się nie da, to nic, w zamian oczekuję odwiedzin. Serio, serio:-)
omaryko, czy jakieś książki zamówione/zapłacone, a ja nie wysłałam?? Syd by mnie chyba gołymi rękami zatłukła! To niemozliiiwee. Jakież ksiazki???? Od-obraź się prooszę!
A może ja po prostu nie odpisałam, bo zapomniałam i pobiegłam dalej…? Strasznie mnie nurtuja te ksiazki! Napisz proszę, które to! Bo nie zasnę… :)
Czytam często, od dawna i bardzo lubię :)
Ale wiesz co? Przerażają mnie Twoje lalki… Jest w nich – dla mnie – coś przygnębiającego, depresyjnego…
No to poleciałam osobiście ;)
Ania, ja właśnie nie twierdzę, że lalki i moje zamiłowanie do „nierzeczywistości” są z gruntu pozytywne, „zdrowe” i pełne radosnej beztroski. Ale od dziecka interesowałam się właśnie takimi tworami jak manekiny, kukły, lalki, androidy i chyba nie było w tym nic wesołego ;)
Wiesz, ale tak na marginesie – rozmawiałam kiedyś ze znajomymi o pisarstwie Sylvii Plath i wszyscy twierdzili: „o boże, to takie smutne, przygnębiające, rozdzierające…” – a ja własnie czułam, że jest mi to bliskie i że wcale nie widzę tam samego smutku czy negacji. Nie wiem, czy wyraziłam się jasno, ale chodzi chyba o to, że smutek mnie nie smuci… :)
Rozumiem. To jest smutek przerobiony w sztukę – jak np. muzyka Radiohead. Sztuka jest w pewnym sensie zwycięstwem nad smutkiem.
No i wiesz – ja wcale nie twierdzę, że mój lęk przed Twoimi lalkami jest zdrowy ;)
zazie, zagladam czesto. Gdy tu trafilam bardzo mnie zdziwilo, ze ktos kto tak fajnie pisze ma tak malo komciow, ale wykoncypowalam, ze moze gdzies kiedys w tworczym szale napisalas, ze jesli nie ma sie nic madrego do napisania to lepiej milczec, i ze moze teraz wszyscy milcza, to ja gooopia nie bede sie wygloopiac. ;)
Lola, wręcz przeciwnie! Ja sama często pierniczę głupoty na blogu – to po pierwsze. A po drugie ci, którzy tu bywają wiedzą, że chętnie przyjmuję także negatywne krytyczne komentarze – pod warunkiem, że rozwijają kontrargumentację ponad kilka inwektyw pod moim adresem ;) także ten… – nie milczeć, pisać! ;)
Od paru lat Twój blog jest w kanonie moich codziennych lektur. Zdecydowanie chciałam zaprotestować przeciw zamknięciu blogaska na hasło. Czytam Cię codziennie do kawy. Jak nie ma nowych wpisów, to szperam po archiwum i podglądam facebooka. Twoje komiksy lalkowe czytam z córką (obie jesteśmy lalkarami do potęgi), Twoje komiksy narciarskie na głos mężowi (bywało, że kwiczeliśmy aż dostaliśmy czkawki). Zdarza mi się płakać czytając Twoje słowa – najczęściej z radości/wesołości, ale ze smutku też się zdarza. Jakiś czas temu pracowałam na Pasteura i za każdym razem wysiadając z autobusu strzelałam oczami dookoła głowa, czy przypadkiem gdzieś Cię nie ma w okolicy. No Cię nie było. Ale się mocno zastanawiałam, co bym zrobiła, jakbym Cię spotkała – mogłabym wyjść na jakąś psychofankę chyba. ;) Bardzo lubię Waszą rodzinę, kibicuję Wam serdecznie w zmaganiach z rzeczywistością. A nie komentuję, bo ja jestem raczej z tych mało komentujących – w maglu bym się chyba nie odnalazła. ;)
Foxy, kolekcjonujesz lalki z córką? jakie? jakie? :)))
A wiesz, że zdarzało mi się spotykać w różnych częściach Warszawy osoby, które okazywały się Czytelnikami mojego bloga i rozpoznawały mnie na ulicy? :)) To było strasznie śmieszne i miłe, ja zazwyczaj wtedy strasznie dużo mówię i macham rękami – i to raczej ci ludzie myślą, że jestem jakaś „psycho” ;)))
Więc bez obaw – spotkania mnie cieszą! :D
Zazie, kolekcjonowanie to wielkie słowo. Póki co trochę tylko zbieramy, a za to bardzo dużo czasu spędzamy wspólnie na gadaniu o lalkach, robieniu dla nich różnych tworów, szyciu, dzierganiu, urządzaniu domków. Głównie ja coś dłubię, a córka się bawi. Marzenia mamy obie wielkie i rosną w miarę odkrywania coraz to nowych lalek. W tej chwili córka ma barbie i monster high, a ja głównie blythe (LPS, ale przyjdzie też czas na te prawdziwe). A oprócz lalek – 3 tysiące ton badziewia, które „może się przyda na coś do domku”, „może by z tego był stolik”, „z tego da się chyba zrobić prysznic”, „a to jest doskonały materiał krafterski, tylko jeszcze nie wiem do czego” itd. Ostatnio usłyszałam od mojego dziecka (5 lat), że marzy o tym, że jak będzie dorosła, to dostanie moją pierwszą barbie, którą dostałam jako dziecko.
Kurde, ja też dużo gadam i macham rękami. A już zwłaszcza, jak chcę coś mądrego/ważnego powiedzieć i dobrze wypaść. ;) Nawet pisząc ten komentarz nie mogę usiedzieć. ;)
Zaziu, parę razy widziałam Ciebie, Syda i mopsy na spacerach po ochockich parkach. I co – i nico, strasznie dziwne wydało mi się podejść do osoby którą jakoś tam „znam”, a która o mnie nie wie nic. Podejść i co, powiedzieć „Cześć Olga, jestem Olga”? Eeee, śmiałości mi brakuje. Więc pozostaję czytelniczką zamaskowaną, wierną i z rzadka komentującą :)
Ola, właśnie tak! „Cześć Olga, jestem Olga” – następnym razem daj jakiś tajny znak-sygnał, to ja wygłoszę tę kwestię :)))
Czytam z lubością wielką. Nie komentuję, ponieważ pisać nie umiem.
Umiesz, bo właśnie komentujesz! :) dziękuję! :)))