jądro ciemności. światłość dnia.

Całkiem niedawno zastanawiałam się, jak bezpiecznie i w miarę bezboleśnie opuścić moją strefę komfortu, wymoszczoną miękko na obrzeżach czasu i przestrzeni, podczas wielu jałowych miesięcy depresji. Bezpieczne ciche schronienie, czarny namiot rozpostarty pod codziennym deszczem meteorytów i gradobiciem niechcianych bodźców, mała jamka wydrążona pospiesznie w ciepłej wilgotnej ziemi.

Przyczajona nasłuchiwałam odgłosów świata, zrazu niechętnie, potem z zaciekawieniem, aż w końcu coraz bardziej łapczywie. Moja kolebka niemocy i niechęci – z kojącej kryjówki w końcu stała się więzieniem, z którego nie sposób było się wydostać. Próbowałam wielu sposobów: codziennego wystawiania twarzy do słońca, rzucania kamieniami w okoliczne artefakty rzeczywistości, chwytania za ręce przechodzących obok ludzi, pobożnych życzeń, upartych afirmacji, pisemnych deklaracji i tez przybijanych na drzwiach pogańskich kapliczek.

Wszystko na nic. Za każdym razem wracałam umęczona do mojej gnuśnej nory, odgrzewałam ciepłe kluchy i sama sobie nawijałam makaron na uszy, że “już od jutra zacznę żyć normalnie”. Dni mijały, a ja zasypiałam z poczuciem klęski i kiełkującym lękiem, że nie ma już dla mnie powrotu. Że odeszłam zbyt daleko i przez nieuwagę, a może całkiem specjalnie, wpadłam po uszy do króliczej nory i wyszłam już po drugiej stronie, cała na opak, nie pasująca do nikogo i niczego…

Z tych bezowocnych dywagacji, czczych rozmyślań i niekończących się wycieczek krajoznawczych po wertepach absurdu – wyrwał mnie ostry kop z półobrotu, zadany w najmniej spodziewanym momencie, czysto i celnie.

Poleciałam z impetem, wprost na śliską posadzkę u podnóża wysokich schodów, na które teraz próbuję się wdrapać, byle jak, byle tylko, na czworaka, każdego dnia o jeden stopień wyżej, podpierając się nosem, z lekko załzawionym wzrokiem i smarkiem z nosa, ocieranym pospiesznie rękawem. Wspinam się ku słońcu, twarzą do wschodu.

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ola

Trzymam kciuki za Twoją wspinaczkę. U ,mie kolejna nieudana próba odstawienia paroxetyny. Jak to zrobiłaś? Wcześniej też Ci się nie udawało, co się stało tym razem? Motywację w pełni rozumiem, ale łatwości wykonania, nie…

Leki są w dużym stopniu na grzeczność, to prawda. Na parkosetynie jestem prawie grzeczna, a sprawy pozostają niezmiennie chujowe, bo nie mam (całkiem) zdrowego odruchu zrobienia porządku.

Zazie, jak rzucić to cholerstwo? Jak się czujesz bez leków?

Scroll to top
1
0
Would love your thoughts, please comment.x