Codziennik Zazie • Zwyczajne życie w słowach i obrazach
stan nieważności
Mogłabym powiedzieć: Nawet nie wiem kiedy minął ten tydzień! Ale wiem. Wiem doskonale. Bo choć robiłam, co do mnie należy i choć milczałam, to jednak czekałam. Że jednak. Że a nuż. No jednak nie. Czas nieustannie żłobi między nami coś na kształt Rowu Mariańskiego, który wciąż pogłębiamy, każda ze swojego – nomen omen – końca.
now I’m just somebody that you used to know
You can get addicted to a certain kind of sadnessLike resignation to the end, always the end Droga Pani, Niniejszym informuję, z nieskrywaną satysfakcją i dumą towarzyszącą poskromieniu własnych emocji, że mnie już nie ma. Zabrałam swoje nieświeże afekty, przeterminowane pretensje, wypłowiałe oczekiwania, zasuszone wyznania i zwietrzałe argumenty. Wróciłam do siebie, tam gdzie
Śnił mi się dzisiaj koniec świata i totalny kataklizm.
Zaczęło się od torsji pana menela na rynku jednej z europejskich stolic, potem na arenę wjechał Marek Kondrat i Ralph Kaminski, a następnie wszystko uległo widowiskowej demolce. [ilustracja dzięki uprzejmości AI] Na pocieszenie dodam, że większość z nas przeżyła, ale byliśmy lekko pogubieni. Tłumy wygnańców przemierzały kontynenty w scenerii post apo. A potem nastało słońce
Minus 21 kilogramów
Zupełnie niepostrzeżenie… schudłam. 21 kilogramów, osiągając tym samym wagę dwucyfrową. Owszem, na zastrzykach Saxendy/Victozy, które jednak wcale nie są takie magiczne jak mogłoby się wydawać. Tak, zamierzam o tym wszystkim pisać, bo jeszcze długa droga przede mną i wiele się może wydarzyć, dlatego nie nie ma fanfar, confetti i celebracji wielkiego sukcesu. Jasne, że nie
w blokach startowych. stojąc w ciszy za firanką.
arytmetyka nieprzyjaźni
Naprawdę potrzebujesz dowodów? Wystarczy jeden, matematyczny. Zobacz, z czterech wspólnych dni odjęłyśmy jeden problematyczny wieczór i… pyk! czary-mary! nie została z tego wszystkiego nawet mała niezobowiązująca kawa, wypita wspólnie gdzieś w przelocie – w centrum handlowym czy na stacji benzynowej. Dlatego nie mów mi, że musimy ratować to, co jeszcze między nami. Możesz co najwyżej
distorted
Ile jeszcze razy musisz się przekonać, ile razy sparzyć, rozczarować, zawieść, trafić kulą w płot, ilu bzdur wysłuchać, ilu kłamstw, wyznań, przeprosin, obietnic i zapewnień, żeby w końcu to zrozumieć: No one. No one. Nobody. Przynajmniej o to możesz być spokojna. I wszyscy razem: No one. No one. Nobody. The Cardigans, Sabbath Bloody Sabbath
piękne wonie. poorane skronie. spierzchnięte usta. zaczerwienione oczy. przesuszone dłonie.
kolekcjonuję perfumy. kupuję je sobie z powodu odczuwanego smutku i żalu, na okoliczność niespełnionych marzeń, zawiedzionych oczekiwań i niedotrzymanych słów. mam wielką kolekcję oszałamiających zapachów i pięknych flakonów, z której wcale nie jestem dumna. to taka moja wstydliwa przypadłość. ot, pocieszanie wonnościami złamanego serca. [obrazek dzięki uprzejmości AI]
Przeważnie milczę.
obrazek powstał dzięki uprzejmości AI Milczę uparcie, notorycznie i z premedytacją. Czasem wręcz milczę zuchwale, ostentacyjnie i bezczelnie. Ale kiedy milczeć przestaję – a zdarza się to rzadko, na skutek dziwnego splotu okoliczności, specyficznej osobowości domniemanego słuchacza, przelotnego kaprysu lub glitcha w matrixie – słowa wylewają się ze mnie w sposób niekontrolowany. Jak ze starej
Albo i nie.
Śnię, siedząc z otwartymi oczami, uśmiechając się do ludzi i dla niepoznaki pierdoląc trzy po trzy. Nie ma mnie tutaj tak bardzo, że aż czasem – po to tylko, by utrzymać się powierzchni – łapię rozpaczliwie czyjąś rękę i ściskam ją zachłannie dopóki ten ktoś nie wyszarpie jej z mojego potrzasku. Uważnie przyglądam się mijanym
Moon, a hole of light
Tego bloga w zasadzie nikt już nie odwiedza, więc na powrót mogę czuć się bezpiecznie. Po raz kolejny przywiódł mnie tu wstydliwy przymus rejestrowania własnych upadków emocjonalnych. Marnuję czas i przestrzeń, liczę straty. Kiedyś po prostu zdechnę z tego smutku i zachwytu nad światem. Jak my wszyscy.
uśmiechnięty tasiemiec na arypiprazolu
skończyłam 45 lat i zupełnym przypadkiem, przysięgam! naprawdę przypadkiem, wjechał na pełnej arypiprazol, zasilając mój niezawodny dotąd duet paroksetyny i bupropionu Oprócz tego wjechały zdjęcia z dzieciństwa, równie przypadkowo znalezione archiwalne artefakty niemowlęco-gównięce, a także pierwsza popełniona przeze mnie książka… Trzeba Wam wiedzieć, że jako mała dziewczynka miałam pewien fetysz i obsesję, a mianowicie
Jest! ❤ Kolejna perełka w mojej kolekcji!
I znowu cudownie odnaleziona po latach! Ostatnio męczyłam moją Mamę, gdzie jest ta cudowna buteleczka ekstraktu perfum Climat (1967) Lancome z wczesnych lat 90-tych, którą kiedyś dostala w prezencie. Biedna Mama zarzekała się, że nie pamięta, a ja cisnęłam – zaniepokojona tym, że moja rodzicielka, której ten zapach niespecjalnie się podobał, mogła te perfumy po
altanka Szatanka
coraz bardziej tęsknię za moimi lalkami… za szlifowaniem i polerowaniem ich obrażonych usteczek za tworzeniem niepięknych i dziwnych twarzyczek za pielęgnowaniem ich tajemniczych ogrodów i z tej tęsknoty postanowiłam przerobić jeden z domków dla Barbie na domek dla Szatana ;) przy okazji kątek oka zauważyłam, jak w sąsiednim domku jakichś
Glitch w Matrixie, przysięgam.
Do tego stopnia, że wali mi serce i drżą mi ręce. Robię porządki w moich zbiorach artefaktów do lalkowych swiatów. I nagle w jednym z pudeł widzę puzderko z kory brzozy, które 26 lat temu mój nieżyjący już ex chłopak kupił mi na straganie Jakutów podczas festiwalu ludów północy nad Bałtykiem. Uśmiecham się i wzdycham,
Kto dzisiaj kończy 13 lat?
🎂Miś Miszur! ❤️ Zróbcie hałas dla tej najdziwniejszej, najwrażliwszej, najbardziej chimerycznej i kocurzastej mopsiczki na świecie! ❤️ Miszurku, jesteś naszym szczęściem, radością i słodką tyranią, której każdego dnia poddajemy się z pokorą i zachwytem nad Twoim niezłomnym ego! 😂 Twoi rodzice, Twoje Małe Czuczu i szef gangu Kumok ❤️
Ha! Wiedziałam! :)
Wiedziałam, że jest gdzieś w mieszkaniu! :) Po kilku latach znalazłam zapodzianą w papierach i szpargałach miniaturkę IDYLLE Guerlaina! Rocznik 2010! Zapach bez zmian, czysty i świetlisty!
strzeż się, strzeż.
Przejechałam się na tak zwanej przyjaźni. I to grubiutko. Na pełnej kurwie wbiłam z deszczu pod rynnę, biorąc zakręt zbyt ostro i kończąc widowiskowym poślizgiem. Refleksje w przydrożnym rowie, tuż po dachowaniu, mam raczej gorzkie. Ale wmawiam sobie, że odrobiłam jakąś tam lekcję, o którą teraz będę mądrzejsza. Niby co innego mam powiedzieć? Przecież nie:
Czego na tym blogu jeszcze nie było?
Chyba raka podstawnokomórkowego skóry. Dlatego ziomeczki, badajcie się! Wczoraj dostałam wyniki hist-patu. Jestem bardziej niż zaskoczona, serio. Poszłam prywatnie do dermatologa z jakąś pierdółką, ale lekarka była na tyle przytomna, że sama zainteresowała się inną ZUPEŁNIE NIEPOZORNĄ zmianą na skórze i zdecydowała, że trzeba ją natychmiast wyciąć! „Oeza, no dobra…” – pomyślałam i trochę mimo
terminologia zastępcza
Nie mam szans na lifting, botoks, laser i wypełniacze, więc jesień życia zmuszona jestem przyjmować z pogodną rezygnacją, starzejąc się z rigczem i od czasu do czasu plując się, że ageizm, chore standardy i kult młodości. Chudnę bardzo opornie, więc nie pozostaje mi nic innego jak zawieszenie broni i ciałopozytywność. Wciąż nie mam kasy, by
schron z widokiem na kosmos
21 lat temu, zakładając boga Zazie, napisałam: „moja bezdomność, bezpańskość i nieokreśloność zapragnęły nagle MIEJSCA. właśnie tego miejsca w bez-czasie i bez-przestrzeni, gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie mogę się schronić.” Przybiegłam wtedy na bloga oszołomiona mnogością bodźców płynących ze świata, przytłoczona chaosem zdarzeń i międzyludzkich sytuacji, których do końca nie rozumiałam i nie potrafiłam
droga Zazie, za łapę i do psychiatry!
Facebook od jakiegoś czasu bezlitośnie ironicznie podrzuca mi we wspomnieniach foty z okresu gdy byłam naturalnie szczupła, a potem z czasów mojego uporczywego odchudzania pod czujnym i srogim okiem mojej ówczesnej Towarzyszki Życia: Hahaha! I pomyśleć, że odchudzałam się z 65kg na 55kg Droga Olu z przeszłości, moja rada brzmi: gdybyś w porę (a
Who’s that girl?
Pamiętacie jak ostatnio szukałam flakonu perfum „Currara” Comindexu? Dzisiaj zastanawiam się, czy napisać do koleżanki z liceum (które skończyłam jakieś 26 lat temu) z pytaniem: „- Słuchaj, jak się dokładnie nazywały te perfumy, które podkradałaś Mamie i którymi w 1994 pachniałaś tak, że nie mogłam oddychać na matmie?” Myślicie, że pamięta? Bo ja bardzo dobrze pamiętam
Podobno światem rządzą najbogatsi.
I podobno ten świat zmierza ku zagładzie… I tak sobie myślę, że nic dziwnego, że to wszystko w końcu jebnie… … skoro tymi najbogatszymi okazują się ludzie, którzy bez wahania wsiadają do beczki sterowanej padem do playstation i nawigowanej na podstawie wiadomości tekstowych przesyłanych z bazy nawodnej, którą to beczką – siedząc w kucki i