rzeczywistość w pełnym świetle

Uczę się ciebie, człowieku. Powoli się uczę, powoli… leczę się z ciebie, człowieku. powoli się leczę, powoli… mijają miesiące. właśnie powoli mija mi kwiecień. patrząc wstecz na bloga, widzę, że lata temu pisałam notki/wrzucałam fotki – gdzie byłam, co robiłam, z kim się spotkałam, co widziałam. i pewnie to jest ciekawsze niż fakt że wróciłam...

„MY LIFE IS BESED ON A TURE STORY” czyli: “Moda jest sposobem na to, żeby powiedzieć, kim jesteś, zanim jeszcze się odezwiesz”

To będzie przydługa notka o tym, jak starzejąca się blogowa frustratka z pryszczem i mopsami – pod bezkształtnym płaszczykiem nonszalanckiej obojętności modowo-urodowej – cierpi na głębokie kompleksy estetyczne i marzy jej się smukła kibić, pantofelek na szpilce oraz płaszczyk (bynajmniej nie z obojętności, tylko z butiku), ale za cholerę się do tego nie przyzna, bo...

emocjonalne wyziewy, egzaltowane smarki, autorefleksyjne rzygi i egzystencjalna sraczka

za każdym razem, kiedy siadam do napisania notki – samoistnie wylewają się ze mnie wprost na klawiaturę wszelkie wewnętrzne nieczystości: jakieś gorzkie żale, słodko-kwaśne niepokoje i mdławe wątpliwości, wszelkie dramatyczne westchnienia i teatralne pauzy, niespełnienia i nienasycenia, półuśmiechy i ćwierćbęknięcia oraz pełen grozy suspens i reszta osobliwego badziewia, które muszę jak najszybciej z siebie wypisać. wyrzucić....

puste słowa, przeciąg w głowie i wiatr w szkatule.

po kilku dniach rozmaitych zawirowań i zwątpień – ponownie wracam na prostą. coś tam sobie uświadomiłam, coś zrozumiałam, na głos wypowiedziałam, coś poprzestawiałam w tym moim zakutym łbie i może zadziała. może. teraz albo niebawem. oby. dawniej mówiłam – spokojnie, ja poczekam. teraz mówię – nie mam czasu. i czekam dalej. tymczasem night falls instantly...

Majka Jeżowska w muzeum dizajnu

moi ludzie zrobili mi oto ślicznego nowiuteńkiego blogusia – takiego, jakiego się teraz powinno mieć w nowoczesnej blogosferze; takiego, jakiego mają blogerki modowe, dizajnowe i parentingowe. idea jest taka, żeby był ład i porządek z równiutkim kodzikiem hateemel – bez Zazowego upaćkania, kiczu, gadżecików, widżecików, wodotrysków i breloczków. bardzo mi się on podoba, aczkolwiek czuje się trochę jak Majka Jeżowska w...

Zazie portret własny

chciałam to mam. wiadomo – uderz w stół, a odezwą się nożyce, grzebień, grabie oraz widły do przerzucania internetowego gnoju. zacnie jest mieć hejterów, którzy – gotowi na każde wezwanie – usłużnie dopierdolą ci w komentarzach, bezinteresownie zmieszają z błotem w mailach albo zaspamują bloga swoim badziewiem. po ostatniej notce na chwilę włączyłam moderację komentarzy,...

słowa nienajlżejsze.

oto bardzo dobra piosenka i bardzo zły, kiczowaty i pretensjonalny teledysk w żenującej estetyce wczesnych lat 90. cały ten entourage prowincjonalnej artystki miejscowego domu kultury włazi mi pod paznokcie i straszy żałobą. przed wielu laty znajoma nazwała mnie – w kontekście mojego bloga – “ukraińską gwiazdą disco”. trochę się na nią wtedy obraziłam, bo oczywiście...

o tym jak po 12 latach blogowania wylądowałam na komisariacie…

Pisałam ostatnio, że jestem niesamowicie spokojnym człowiekiem. Dopóki się nie zdenerwuję. Bo jeśli to nastąpi, to nie sposób mnie zatrzymać, więc logiczne, że lepiej uważać. Od wielu lat – a dokładniej dwunastu – niektórzy z czytelników bloga Zazie sporadycznie testowali moją wytrzymałość nerwową na okoliczność bluzgów w komentarzach, prostackich wyzwisk pod moim adresem, czy niewybrednych...

za przeproszeniem.

w pisaniu bloga jestem tak samo chimeryczna jak w życiu. albo nawet bardziej. jasne, że nikt nie musi tego znosić, ale skoro mimo wszystko mnie czyta – to śmiem przypuszczać, że nieco się już przyzwyczaił do mojej uogólnionej abnegacji. ale ponieważ wiele osób nadal zgłasza – słuszne zresztą – pretensje, iż więcej niż często zdarza...

Scroll to top