strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
Wiecie co mam na myśli? Chyba nie do końca. A kawał o bacy znacie?Przyjechał turysta pięknym nowym mercedesem w góry. Wszędzie wolne kwatery.
– Baco, macie dzieci?
– Mom – odpowiada baca, a turysta bez słowa odjeżdża.
– Baco, macie dzieci?
– Mom – odpowiada kolejny baca, a turysta w obawie o swój samochód ucieka w popłochu.
– Ni mom.
– Ale na pewno? – dopytuje się turysta.
– Jak Boga kocham! – bije się w piersi baca.
Uspokojony turysta wynajmuje więc pokój i rusza na szlak. Kiedy wraca po południu do bacówki
– Baco!!! – woła zrozpaczony turysta – Przecież mówiliście, że nie macie dzieci…
– Bo ni mom… – wzrusza ramionami baca.
– A to kto?!!! – wrzeszczy turysta.
– To? Panie, to nie są dzieci… – wzdycha baca – To som skurwysyny…
Nie śpimy z psami od dłuższego czasu, bo się po prostu nie da.
No więc nie. Nie śpimy z mopsami – zgroza!Jest piąta rano. Nie śpię. Od tygodnia Miszur – przyżywająca swoja pierwszą cieczkę
trampek Syda metodą walenia młodszej siostry na odlew z liścia. Dosłownie.
Im też zdarza się “bad hair day”, kiedy wszystko idzie na opak, morda układa się krzywo,
– Nnno… witam, witam. Ale z daleka…
– Jesteś carna jak djabeu i sataaan! Pjeruny siarczyste ogniste!
z której strony nie spojrzeć – widzimy dwie krzywe mordy, kartoflane kadłubki i nóżki-platfuski.
czasem rozumiem dlaczego wielu ludzi mówi o mopsach: „tak brzydkie, że aż ładne”.
popisowy „dziab-dziab” Miszura w Kumoczą fałdę. gruba świnka nawet nie poczuje.
gruba świnka, pękając z dumy, biegnie do mamusi z piłeczką
a Miszur, wytrąciwszy śwince piłeczkę, spiernicza teraz w popłochu przed rozsierdzonym Kumokiem
i znowu od początku żmudna Kumocza procedura – uparte otwieranie zbyt małego dzioba i mozolne wgryzanie się gumowymi ząbkami w piłeczkę…
… i znów porażka!
Miszur własnie oberwała profilaktycznie po ryju.
a Kumok, usiłując polizać się po czole, przystępuje do kolejnej próby uchwycenia paszczą piłeczki
– Mamo! Ona się nie rusza! Zrób coś!
wtem!!! słońce przysłonił jakiś wielki
czarny cień…
na boisko wkroczyła Beja, by na oczach zdruzgotanego Kumoka lekkim gryzem pochwycić wielką i ciężką zabawkę. czyli: pacz na miszcza, śledziu!
czarna jak smoła prześliczność.
rącza niczym koń wyścigowy czystej krwi arabskiej. tuż za nią drepcze mój ukochany konik garbusek :*
uwielbiam to zdjęcie. oto mój Tata, który nie chciał psa.
i Miszur udający zajączka.
– Jakiś mały biały kulfon siedzi mi na ogonie!
– Ej, otscekaj to! To moja siostra!
– Bo Beja powiedziała, że mopsy to nie chsy…
– No to jej udowodnię…
– Bez sensu, mamo. Chyba mam depresję…
–
I jak tu być psem? Kadłubek kartofelka, zabawkowe ząbki, gumowy ryj i krzywe nóżki…
oraz absolutny brak nosa.
– Pociamkaj patysia, Kumok. To pomaga na smutki…
– Dobfe… Znalazuam akurat mopsiego patysia…
– Nie psejmuj siem Kumok, ja ciem kocham…
– Marne pocieszenie, Miszur. Ty kochasz nawet wiadro…
– Ej, ja też Cię kocham, Kumok! Jesteś mięciutka i dobra do turlania…
– Jejaaa… Naprawdę?!
– Serio, mówię ci.
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl