południowa Walia wita nas iście angielską pogodą:
Montypridd leży 12 km od Cardiff. jest piątek. charity shops otwierają swe przyjazne podwoje.
w jedym z nich grono lokalnych starszych pań miauczy sobie walijska angielszczyzną miejscowe ploteczki,
a my grzebiemy w koszu z przeterminowanymi ludzikami z Lego i resztą niepotrzebnych istnień z polipropylenu.
w miejscowym markecie przezywam ekstazę godną świętej Tereski.
w hali przypominającej rustykalny domek dla lalek
wytrzyjcie buty – wchodzimy na salony!
nie zaglądajcie do stróżówki ;/ tu od 15 lat gnuśnieje niezaradny życiowo i ekonomicznie
tymczasem na salonach unosi się dyskretny aromat wyrafinowanego dania – fish&chips…
anglosaska mieszczańska rodzina lada chwila zasiądzie do obiadu…
nie, cholera jasna, nie! nie mogłabym tak mieszkać! i te dwa osobne kraniki z piekła rodem!
w brytyjskiej wannie mozna się ugotować lub poddać krioterapii. nic pomiędzy.
sypialnie z nieodłącznym szumem deszczu za oknem. klimat liryczny.
tymczasem infantka Jenny przeżywa kryzys światopoglądowy na jednym z dębowych krzeseł.
sytuacji nie ratuje bynajmniej ścienna ozdoba w fomie talerza…
upamiętniająca jakies ważkie brytyjskie wydarzenie, o którym nie mam pojęcia.
tutaj kadr z filmu: "Co się zdarzyło Baby Jane?". Joan Crawford jako Blanche przykuta do krzesła…
oraz Bette Davis jako Jane upojona whisky…
zaś na poddaszu kwili sobie ciuchutko Dziecko Rosemary…
jaki film kojarzy wam się z wanną? oprócz Pretty Woman rzecz jasna.
uśmiech bez kota. kot bez uśmiechu. przy kominku.