oto złota warszawska jesień na Polu Mokotowskim:
Jesień… Jesień… Jesień… złote liście spadają z drzew Jesień… Jesień… Jesień… dzieci liście zbierają na w-f
Jesień… Jesień… Jesień… złote liście spadają w dół Jesień… Jesień… Jesień… Marcin znalazł tylko liścia pół
Jesień… Jesień… Jesień… za to Zosia aż cztery w całości Jesień… Jesień… Jesień… Znowu piątka w dzienniczku zagości
tymczasem Bianka (Dal Rot Chan) i Orka (Blythe Simply Chocolate) – niczym dwa małe dziki – wyruszyły na poszukiwanie żołędzi
Bianka badawczo skanuje oczami dookolną rzeczywistość, a Orka – jako człowiek z liściem na głowie – popadła w jesienną zadumę
– Liście, liście, tysiące złotych liści… kilogramy, tony, wagony… a gdyby je tak przerobić na jakieś kosztowności i opchnąć po drogości? –
rozmyśla Bianka cierpiąca na permanentny niedobór kieszonkowego
– Za czym kolejka ta stoi? – grzecznie zapytuje Bianka, dyskretnie badając rynek.
dowiaduje się jednak, że po szarość, kryzys i jesienną depresję, więc niepostrzeżenie wycofuje się na z góry upatrzoną pozycję…
– Nic z tego, stara! Idzie kryzys. Nie opylimy im liści! Nie kupią ani suszu, ani trawy…
– To może nalewkę z kasztanów?
– Nie ma szans! Wszystkie kasztany wyzbierane! Co do jednego! Upychają je po kieszeniach, przerabiają na ludziki i robią z nich
inne obiekty kultu pogańskiego, wierząc, że wyleczą ich z reumatyzmu. Oni są nienormalni, mówię Ci!
– No to na czym zbijemy fortunę?
– Może wymyślimy jakąś nową religię?
– To nie przejdzie. Nikt nam nie uwierzy…
– Dlaczego?!
– Bo jesteśmy z plastiku…
– Ja w siebie wierzę.
– A ja wierzę w ciebie. Ale to za mało.
– Zazie w nas wierzy!
– To nadal za mało na religię. I zero szans na zyski!
– A właściwie to po co nam pieniądze?
– No jak to po co?!! Na życie! Cukierki, ciasteczka, watę cukrową i wesołe miasteczko!
– No tak… Warszawa jest dosyć wesołym miasteczkiem…
– Rozumiesz coś z tego?
– Nie, ale to nie szkodzi. Przecież większości rzeczy nie rozumiem.
– A Zazie rozumie?
– Nie sądzę. Chociaż kto ją tam wie… Ale na pierwszy rzut oka to raczej na taka nie wygląda…
– Bianka, a ty się nigdy nie zastanawiasz, o co w tym wszystkim chodzi…?
– Nie. Po co?
– Ty też się nie zastanawiaj, Orka. Będziesz weselsza!
– Może masz rację…
– Serio, mówię Ci! Będziesz lepiej spać. I przestaniesz się bać.
– Nie da się nie myśleć…
– Da się! Po prostu nie rozmyślaj o niepotrzebnych rzeczach!
– A skąd wiadomo, które są niepotrzebne?
– Nooo… Po prostu wiadomo i już!
– Skup się i nie rozglądaj na boki. Rób swoje. Od rana do wieczora… I oddaj mi swój notes!
– Puszczaj! Puść!!!
– Aaaaa!!!
– Nie będziesz mi mówić, co mam robić…
– Nie będę. Mam dosyć, Orka…
– W sumie to jednak nie wiem, co ja mam robić….
– Rób cokolwiek… Uśmiechaj się.
[…] w październiku złotą polską jesień w Warszawie, Orka postanowiła w listopadzie poszukać jej na zielonych wzgórzach Walii, samą siebie […]