życie lalki Blythe – patrzącej na świat szeroko otwartymi oczami – pełne jest zaskakujących oczywistości, zachwycających drobnostek
oraz fascynującej rutyny. świat sprzyja jej osobliwemu jestestwu o plastikowym kadłubku i dyniowatej główce.
w końcu ktoś docenia tę jego lichą rzeczywistość i w codzienności znajduje nieprzebrane pokłady cudów i radości…
Oh, so many new things happening! Everything’s so lovely!
lubię się szwendać po obcych miastach. nie zwiedzać, ale właśnie szwendać, wtapiać w tłum,
wsłuchiwać się w melodię miejskich odgłosów, specyficznego walijskiego akcentu i nieustannej interakcji z „innymi”.
paradoksalnie – tam czuję się o wiele mniej anonimowa niż w centrum miasta, w którym żyję od urodzenia.
Orce jest w sumie wszystko jedno – ona wszędzie jest po raz pierwszy.
w sumie… ja też jestem wszędzie po raz pierwszy. ADD ma tę cudowną właściwość, że pozwala mi się zgubić nawet na własnym podwórku ;)
mogę tysiąc razy odwiedzić dane miejsce, a i tak za każdym razem zabłądzić.
i teraz zdradzę Wam tajemnicę:
jeśli ktokolwiek umówi się ze mną na Chłodnej 25, ma jak w banku, że przyjdę spóźniona, bo zgubie się po drodze ze trzy razy co najmniej.
nie wiem, na czym to polega. może mam niedorozwój jednej półkuli mózgowej albo inne zaburzenie czasoprzestrzenne. żyję z tym.
kiedy więc błądzę po mieście – w Warszawie, Newport czy Wrocławiu – Orka błądzi wraz ze mną. na szczęście nigdy nie narzeka ;)
przecież na każdym rogu czai się coś interesującego…
jest tyle cudownych miejsc, w których można się zgubić!
a potem biegać, schodami – w górę i w dół, szukać na oślep, kręcić się w kółko, pocić, złorzeczyć i śmiać się z samej siebie…
nie złoszczę się już na siebie. po prostu macham na to ręką i biegnę dalej, pstrykając na pocieszenie kolejną serię zdjęć.
tymczasem Orka chętnie zawiera znajomości na ulicy…
Betty Boop przypomina mi pullipową Byul ;)
Orka & lord Vader z papier-mache
Orka & Noddy
dwa pekińskie muflony zaokienne
telekomunikacyjny pomniczek brytyjski. taka mała wieża eiffla.
Dżordż spotyka Mildred przed apteką. chce zapytać o skuteczność nowej maści na hemoroidy.
Orka chce mnie zaciągnąć do herbacianej speluny ze stołami krytymi lepką ceratą
w miasteczku o wzgórzach krytych mokrą mgłą
powlekanych zeschłymi liśćmi
nakrapianych czerwonymi plamkami dzikiej róży
zanurzanej w szarym deszczu
w takich chwilach tęsknota za maślanymi ciasteczkami Walkersa objawia się ze zdwojoną siłą
Orka twierdzi, że nie ruszy się stąd, póki nie dostanie porcji maślanych ciastek.
chociaż nie sądzę, by były one właśnie za tymi drzwiami.
te drzwi także nie wydają się prowadzić do magazynu maślanych ciasteczek
te natomiast mogą wieść na drugą stronę rzeki Afon Wysg, ale to także nic pewnego.
niewiadomych jest wiele. wątpliwości jest mnóstwo. czasu jest mało.
tymczasem Orka wysyła kartkę pocztową – lotnego posłańca uczuć
– Pa pa! Leć szybko!
zielonooka i niebieskooka
kwintesencja brytyjskości
i reszta świata w krzywym zwierciadle
oraz Orka ze swoim nowym kumplem z Poundlandu
vinylowy kumpel okazał się na tyle nieokrzesany, że Orka musiała go szybko spacyfikować…
– No to cześć! Wracamy do domu na herbatę!
zachód słońca nad wschodnimi dokami portu nad rzeką Afon Wysg
i nad resztą miasta…
Mało Syd.
To o Orce, nie o Syd – gdybyś nie zauważyła.
Kiepsko prowokujesz, Mlang…
Gubię się podobnie jak Ty. Jeśli widzę jakieś miejsce z innej niż poprzednio strony, wydaje mi się całkiem nowe, wcześniej niewidziane. Po kilku zakrętach nie potrafię określić położenia punktu wyjścia. Zastanawiam się, z której strony są Łazienki – w prawo, czy w lewo. Z tego powodu stale korzystam z map. Uważam to za ułomność, poważny deficyt jednego ze zmysłów, ale właśnie – tak jest po prostu. Nie przeszkadza mi to w zwiedzaniu obcych miast. Staram się świadomie zapamiętywać punkty orientacyjne.
„W miasteczku o wzgórzach krytych mokrą mgłą” to ładny fragment poezji – jest i rytm i obraz, które tworzą nastrój.
Ha ha – maślane ciasteczka walkersa szkockim tradycyjnym wyrobem są! :-)
ło matko i córko, oglądam lalkę :) stara a głupia :)
Ależ ona ma wyraziste oczyska, jakby faktycznie.. a kysz, a kysz :)
Ojacie…..Orka ma świetny płaszczyk, od razu jej pozazdrościłam. Gdybym była Orką, tez bym czekała na te maślane ciasteczka do skutku……choć w sumie….to dość bezsensu bo po co te ciasteczka w sumie i co w nich takiego poza nieziemskim maślanym smakiem który rozpływa się w ustach.
Tymczasem podziwiam wystrój kawiarni z namalowanymi kieliszkami na białej ścianie. Strasznie mi się to podoba. Fajne miałyście spacery.
Każde zdjęcie z osobna wzbudza komentarz a ja tylko sobie pyszczek zatykam, poczekaj do końca, poczekaj do końca, wszystko chciałoby sięskomentować ochami i achami…..
a botki-sztybletki, Mar, jak Ci się podobają? bo mnie bardzo! i ten rabbit z Poundlandu wymiata. czy to taki typ, że jak mu się brzuch wciśnie, to mu gały jeszcze bardziej na wierzch wychodzą? fajny koleżka z niego :))
sztyblety na wypasie oczywiste to wszak
tymczasem rabbit to w ogóle jakby nie z tej ziemi czy planety, zagubiony w czasoprzestrzeni moim zdaniem mocno….myślę że Orka dla niego podporą….miałabym obawy, aby mu brzunio wciskać, co by mu gatki nie spadły, a może po to są aby spadły, wydaje się gotów na wszystko….hardcore jeden….tak się zastanawiałam z czym mi się jego przerażony wyraz twarzy kojarzy…już wiem- u sibie to widzę codziennie rano w lustrze, ło matko i córko…