znalazłszy w październiku złotą polską jesień w Warszawie, Orka postanowiła w listopadzie
poszukać jej na zielonych wzgórzach Walii, samą siebie mianując ekspertką od tej kontrowersyjnej pory roku…
klasnąwszy plastikowymi łapkami, pogoniła nas pewnego mglistego poranka na wycieczkę krajoznawczą… bo tak. i już!
nie spać! zwiedzać!
kręcąc się w kółko pomiędzy Newport, Pontypridd, Mountain Ash, Aberdere i Merthyr Tydfil –
dotarłyśmy w końcu do Parku Narodowego Brecon Beacons, u wrót którego – na samochodowej polance w Gwaun Hepste –
mogłyśmy pozostawić nasz pojazd na pastwę potworów z deszczu, mgły i galarety, zaś same iść już dalej pieszo – po kolana w błocie –
ku tajemniczej Krainie Wodospadów (oraz wszelkiego bagiennego stworzenia). Orka była wniebowzięta, a ja klęłam i plułam sobie w brodę
na okoliczność występowania w tych pięknych okolicznościach przyrody w moich super-ekstra srebrnych kosmicznych bucikach… f.u.c.k.
nasza trasa wiodła przez błota, bagna, wertepy, śliskie kamienie, bulgoczące sadzawki oraz miejsca czarnego kultu pogańskich bożków,
strefy mroku strzyg i straszydeł oraz punkty przeładunkowe lokalnych wiedźm i czarownic. słowem: jesteśmy u siebie! czujmy się jak w domu!
no wprost nie posiadałam się – do cholery! – z radości. chciałam mieć święty spokój, mopsy zostały na Ochocie pod czułą opieką ciotek,
ja zaś chciałam sobie stylowo szoping mały w UKeju wykonać, zaś ten oto mały kasztan w wełnianej czapce
czas mi będzie wolny organizował! no trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!
tymczasem ten oto mały kasztan szykował się w najlepsze do przejęcia akcji i narracji na następne cztery godziny…
– Tu widzimy Bukę porośniętą mchem. Bo zabłądziła i się zgubiła akurat jak były roztopy…
– Uhm, jasne. A Muminki skamieniały i teraz ociekają błotem, szlamem i leśną ektoplazmą.
– To jest nieczynny przejazd kolejowy pomiędzy Mżawką a Dżdżem – kontynuowała Orka – Nieczynny, ponieważ i tak ciągle pada…
– Tutaj mamy złożony skrzek elfów… Albo ropuch. Ciężko powiedzieć… Trzeba czekać.
– Leśne węże wypełzły na powierzchnię i sunął w górę rzeki…
– Oh, so lovely!
– Jak nie chcesz, to mogę was nie oprowadzać… Ani mru mru! I zgubimy się bez słowa! –
nabuczył się mały kasztan, kopiąc kopytkami w wiklinowy kosz piknikowy.
las szumiał. mgła osiadała na twarzy. wilgoć wpełzała pod ubranie, a mały kasztan sapał
w oczekiwaniu na mój werdykt: spać czy zwiedzać.
w sumie i tak miałam już mokro w butach, więc gryzł to pies. zwiedzać!
– To jest drzewo świetlików, które świeci w ciemności, ale tylko latem, bo teraz jest zimno i…
… i… i świetlikom dupy marzną!!! – wrzasnęła Orka, zataczając się ze śmiechu.
– A tutaj? Co jest tutaj? – zainteresowałam się. Na serio.
– Tu przychodzą wilki. Lepiej stąd chodźmy…
– Tu można spływać korytami korzeni w canoe. Ale tylko wiosną, w czasie powodzi…
– Tylko trzeba uważać na tę sieć trakcyjną. Doprowadza prąd dla świetlików. Jest bardzo wrażliwa!
– Tu mamy elektrownię wodną. Za skałami są schowane turbiny, żeby nie straszyć ptaków i łosi.
– Taki las potrzebuje bardzo dużo prądu! Mamy tu pełną elektryfikację!
– Słońce jest na prąd. I pszczoły też.
– A wodospad pełni funkcję zegara. Jak się przeleje cała woda, to go odwracamy i lejemy w drugą stronę…
– Wszystko jest precyzyjnie ustawione! Dzięki temu pory roku występują tu bardzo regularnie. Nie ma mowy o pomyłce!
– Cały drzewostan to laboratorium chemiczne z tysiącami odczynników, na które reagują lakmusowe liście… Zobacz, jak zmieniają kolory!
– Teraz możemy iść do Muzeum Glonów albo do Luna-Solarnej Szklarni Golemów… Co wolicie?
– To może usiądziemy i zjemy kanapki? – zaproponowałam nieśmiało, strzepując z ubrania fosforyzujący pyłek drzewny.
Orka przystała na to nad wyraz niechętnie i w trakcie, kiedy my opierniczałyśsmy kanapki z jajkiem i kotletem,
badała strukturę skał i kryształów górskich…
– Na tej podstawie możemy określić dokładną datę opadów pierwszego śniegu tegorocznej zimy…
– Oczywiście nie mogę wam jej zdradzić, bo to tajemnica!
– Ale jak się dobrze przypatrzycie, to zobaczycie, że całe powietrze pożyłkowane jest już cieniutkimi pajęczynkami mrozu…
– Czy byłabyś łaskawa postawić mnie jednak na ziemi?! – zapytała Orka tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Nie wiem jak wy, ale ja tu mam jeszcze kilka spraw do załatwienia…
– Muszę sprawdzić Wielki Wodospad. Podobno ostatnio przeciekał i były skargi po drugiej stronie doliny. Więc same rozumiecie…
– O, patrzcie tam! Jedna ze skalnych półek się opuściła. Trzeba będzie ją uszczelnić…
– Muszę jeszcze sprawdzić wilgotność powietrza… – powiedziała Orka, wyciągając urządzenie pomiarowe.
– Cisza! Teraz dokonuję pomiaru! – pisnęła, poruszając swoimi małymi paluszkami.
powietrze wokół aż drgało od maleńkich cząsteczek wody, mieniąc się wszystkimi odcieniami mgły, galarety i tęczy…
tymczasem Orka w skupieniu mierzyła temperaturę, ciśnienie, aurę i wibracje atmosfery. na szczęście parametry trzymały się w normie.
wszystkie byłyśmy już przemoczone do ostatniej suchej nitki. poziom błota i bagiennych ingrediencji rósł natomiast z minuty na minutę…
– Spokojnie! Kiedy błoto osiągnie pułap chmur, dokona samokrystalizacji… – tłumaczyła nam Orka.
kiwałam ze zrozumieniem głową, choć prawdę powiedziawszy miałam to gdzieś. było coraz zimniej, coraz ciemniej i coraz wilgotniej.
– Myślę, że możemy już wracać…
– Tylko którędy… Wszystkie drogi wyglądają tak samo…
– Sprawdź, od której strony rośnie mech!
oraz od której strony nadciąga wielka stalowoszara chmura, hell yeah!
– Popatrz! To jest właśnie samokrystalizacja błota!
– Teraz zacznie powoli dryfować na południe, by spaść tam z nieba milionem żab…
[…] pamiętacie jeszcze rarkę Orkę? [ klik! – 1, 2, 3 ] […]
cudny ten las – ale wolę mopsy – Beata
Wilki chyba nie przyszły skoro mamy fotorelację.
Uwielbiam Orkę i jej opowieści
Ella
ależ magiczne zdjęcia!
Lubię ten gest Orki, którym rozstrzyga wszystko. Ten gest w którym rozkłada ręce wypowiadając dokładnie to, i tylko tyle, ile ma w danym momencie do powiedzenia.
Lubię też to, że nie zawsze wszystko wie, ale tak chętnie czyta otoczenie. I je rozumie.
Bardzo to lubię.
A drzewo świetlików mnie zaczarowało kompletnie. W ogóle…jeśli chodzi o drzewa, to wiedziałam, że takie własnie istnieją, a teraz nawet wiem gdzie!
I ten dialog:
– To jest drzewo świetlików, które świeci w ciemności, ale tylko latem, bo teraz jest zimno i…
… i… i świetlikom dupy marzną!!! – wrzasnęła Orka, zataczając się ze śmiechu.
czytałam jeszcze niedawno takiego jednego bloga, na którym było sporo takich dialogów, z ostrą i niespodziewaną puentą. teraz już tego bloga czytać tak samo nie można, bo sporo się zmieniło a Autorka nadaje już z innych rewirów i jakoś mnie ten fragment wzruszył szczególnie.
Orka, to nie Buka! to King Kong! nie słyszałaś, że po przejściu na emeryturę zamieszkał w walijskich lasach, z nudów czasem strasząc turystów jako spook? tutaj się trochę zasiedział właśnie na tym pieńku i mchem zdążył obleżć…
Piekne zdjecia.
Ależ piękne to powietrze pożyłkowane cieniutkimi pajęczynkami mrozu…:)
Wielce magiczny ten walijski las;)