długie zimowe wieczory, na całej połaci śnieg, święta, święta i tak zwana ludzkość w obłędzie. oraz koniec świata.
a gdybym wam powiedziała, że…
kaboom!!! świąt nie będzie!
ani śniegu, ani ślizgawek, ani gwiazdek, ani choinek,
ani mikołajów, ani reniferów, ani nawet kevinów samych w domu
i całej reszty tego białego szaleństwa!
sami przyznacie, że zima wydaje nam się tak oczywista jak jesienna depresja i wiosenna awitaminoza.
otóż nic bardziej mylnego.
zima jest bardzo skomplikowana i złożona.
z miliona małych drucików, iskierek i prądów.
coś o tym wiem.
to znaczy nie do końca ja, ale Orka,
która ostatnio – w ramach programu edukacji wczesnoszkolnej – zaliczała praktyki
w pewnej tajemniczej fabryce na obrzeżach miasta…
powiedziano nam, że to zakład przemysłowy produkujący na masową skalę lód w kostkach –
na co Orka, rzecz jasna, strzeliła mega focha, bo wolałaby cukiernię
albo kombinat przetwórstwa owocowo-warzywnego (z naciskiem na linię produkcyjną dżemu truskawkowego).
no ale cóż poradzić, polski system edukacyjny jest bezwzględny.
Orka miała poznać wszystkie tajniki produkcji lodu w kostkach.
– Gówno! Gówno! Siki! Góównoooo! Nie wejdę tam za Chińską Republikę Ludową!! –
mamrotała cholerycznie, złorzecząc na swoją ojczyznę i bawiąc się wziętą na pocieszenie deskorolką.
Zamierzała oczywiście na niej jeździć, za nic mając przepisy BHP.
– Oreczko – mówię jej – Ty mały kasztanie! Sznurujesz trampki i zasuwasz do fabryki! Jasne?
– O nie! To jest wyzysk! Chcesz żerować na pracy moich małych chińskich rączek! – zabulgotał Mały Kasztan
– Orka, nie marudź! Będziesz zachwycona! Ta fabryka… – ściszyłam głos – To wiesz… To jest tak naprawdę
laboratorium niskich temperatur, pracownia wysokich napięć i wieża zmiennych ciśnień w jednym! – dokończyłam już scenicznym szeptem.
Mały Kasztan wybałuszył okrągłe oczyska i rozdziawił dziób. Zastygł w niemym zachwycie.
Po czym zaczęła przebierać nóżkami w miejscu, a następnie podskakiwać i klaskać swoimi plastikowymi łapkami.
– Wiedziałam! Wiedziałam!!! Od początku przeczuwałam, że tu się czai coś ekstra!
To wcale nie jest fabryka lodu w kostkach! To jest tajna stacja meteorologiczna! Tu się robi pory roku!
– To jest mój panel sterowniczy! Mam tu przyciski do wszystkiego! Mogą włączać deszcz nad miastem i zapalać słońce…
– W takim razie uważaj, co naciskasz!
– Spokojnie! Wszystko mam pod kontrolą! Co teraz mamy? Grudzień, prawda? Dosypię trochę śniegu!
– Mam tu różne opcje… Może być śnieg z deszczem… Niee! Lepiej puszczę gwiazdeczki… albo kuleczki! I małą zamieć śnieżną!
– Uwaga! Na trzy-cztery… Włączam! …. Wyjrzyj przez okno! Pada już?
– Faktycznie… Śnieży! To działa!!! – nie mogłam ukryć zdumienia. Sądziłam, że ten Mały Kasztan jak zwykle zmyśla…
– To jest czujnik, który rejestruje ilość śnieżynek na metr kwadratowy powierzchni miasta…
– Dzięki temu mogę kontrolować zawartość śniegu w śniegu! Czyli kształt, ciężar i lepkość śnieżynek.
No wiesz, współczynnik lepialności bałwanów!
– To jak? Może jednak podkręcę tę śnieżycę…? W końcu idą święta…
– A przecież Mikołaj sunie saniami po śniegu! Więc zima musi zaskoczyć drogowców!
– Dobra, podkręciłam na maxa! Nie wiem, jak wrócimy do domu przez te zaspy, ale pewnie coś wymyślisz!
– Jasne, Orka. Jak zwykle… Nie ma problemu… – westchnęłam ciężko. Kasztan się bawi w najlepsze, a ja muszę po tym sprzątać.
– Teraz zajmiemy się lodem! Mam tutaj cały system lodociągowy prosto z lodowca!
– Ile ślizgawek mam zrobić w Warszawie? Może po jednej na każdą ulicę!
– Gotowe!
– Co teraz?
– Muszę jeszcze zaimplementować w systemie pogodowym długie zimowe wieczory…
… i odrobinę depresji. Sorry, ale wiesz jak jest… Przecież mamy zimę!
– Nie no, jasne. Nie ograniczaj się – mruknęłam – Włącz pełnoobjawową depresję i resztę mrocznych klimatów…
– No więc tak: ciemne poranki, dymy nad miastem, zmarznięte paluszki, niedowład woli i zaburzenia poczucia sensu życia…
– Chyba wystarczy. Resztę dodam w styczniu!
– Nie wiem, czy zdążysz, bo w piątek mamy koniec świata… – wtrąciłam nieśmiało – Kalendarz Majów mówi, że 21 grudnia…
– Spokojna głowa! Mnie obowiązuje kalendarz Grudniów, który mówi, że koniec świata będzie w maju!
– Więc jeszcze zdążę zrobić przedwiośnie, roztopy z powodzią, wiosenną słabochę oraz pochód pierwszomajowy!
– Teraz muszę się wdrapać na wieżę zmiennych ciśnień. Będę ustawiać wyże i niże…
… oraz bóle i zawroty głowy, senność i całą resztę meteoropatycznych objawów! Który lubisz najbardziej?
– Zdecydowanie najbardziej lubię dzwonienie w uszach. Poproszę podwójna dawkę…
– Nie ma sprawy, już podkręcam! – zawołała Orka, zwisając z wieży ciśnień na stalowej linie.
– Świetnie, dzięki. Od razu mi lepiej – odburknęłam. Cała ta zimowa szopka pogodowa zaczęła mnie już męczyć.
No ale skoro Mały Kasztan tak świetnie się bawił, postanowiłam wytrzymać do końca.
– Ale mi ciśnienie skoczyło! Ojoj, moja główkaaa… Oczka mi zaraz wypadną! – zapiszczał Kasztan.
– Zdeeejmiiij mnieeee!!! Ratuuunkuuuu!!! – darła się Orka wniebogłosy.
Wyplątawszy Małego Kasztana ze stalowej uprzęży, zadecydowałam, że koniec na dzisiaj tej meteorologii.
– O nie nie nie nie! Mam tu jeszcze kilka spraw do załatwienia! – zaprotestowała.
– Na przykład jakich? Burza z gradobiciem? Globalne zlodowacenie? – jęknęłam.
– Nie przesadzajmy! Ja się dopiero uczę! Tego jeszcze nie przerabiałam…
– I całe szczęście… – westchnęłam – No więc co jeszcze zrobisz w ramach tej pracy domowej?
– Coś ekstra! W sam raz na święta! Zobacz! Wcisnę guzik i…
– Gwiazdeczki, światełka, komety Halleya, pierścienie Saturna, kosmiczny brokat i droga świetlna!
– Zaraz zza chmur wynurzą się srebrne jednorożce, fosforyzujące renifery i śnieżne iluminacje!
– No i jeszcze ktoś… – Orka tajemniczo ściszyła głos – Ale wcale nie będzie to święty Mikołaj…
– A kto? – zainteresowałam się. Na serio.
– Ktoś ekstra! Zobaczysz! – uśmiechnęła się szelmowsko – Na razie nie mogę ci powiedzieć!
– Ale za to… Niniejszym ogłaszam, że święta już tuż-tuż! I mnóstwo kosmicznych niespodzianek!
No ekstra. Wprost nie mogę się doczekać :>
[…] jeszcze rarkę Orkę? [ klik! – 1, 2, […]
[…] (to dokładnie ten sam model, z którego powstał Mały Kasztan czyli Rarka Orka) […]
[…] (to dokładnie ten sam model, z którego powstał Mały Kasztan czyli Rarka Orka) […]
„kasowanie sygnału buczka” powaliło mnie…
że też ja wcześniej nie trafiłam tutaj… ale już odnalazłam i pozostać zamierzam! pięknie tutaj… pozdrawiam z moją blythową Ebi :-)
Zaz, wiem, że milczenie złotem, ale może już sterczy? dość tego milczenia…., co? mar
Niesamowite!masz bardzo mądrego Kasztana!nie wiedziałam,że tak zna się na metereologii :)
A ja zawsze chcę odgarnąć Orce włosy z buzi :) Mam wrażenie, że jej niewygodnie. Hi, hi… Zazie, co Ty robisz z ludźmi!
A ja się nieśmiało zapytam co u Miszura słychać? No siem zakochałam normalnie w tej mordeczce… i tęskniem za wieściami jakimiś, zdjęciem okraszonymi. Kocham Miszura od kiedy tak pięknie cierpiał z powodu Pscoły.
Uwielbiam Twoje orkowe wpisy ;-)
Świetnie piszesz.
Myslalas o ksiazce?
Zakochałam się w Orce i zaglądam tu każdego dnia by sprawdzic czy są nowe foty:)
Kevin sam w domu przetrwa nawet koniec świata.
I znowu Orka nieubrana…………ech …..:)))
fcale się nie znacie, najlepsiejsze są niebieskie :) będę wypatrywać na niebie srebrnego jednorożca :)
A ja cię kocham. I wcale nie dlatego, że też wciąż masz trądzik młodzieńczy. chyba.
A mój syn sprokurował czerwony guzik atomowy i stale nosi go w kieszeni, więc kto wie co będzie, a co nie będzie…
pozdro
a gdzie ten industrial znalazłaś? Szuperanackie
A ja brązowe lubię najbardziej, bo zawsze takie mieć chciałam!
Orko, podobają mi się Twoje oczy szare najbardziej.