a kiedy w końcu przestało padać – gówno białe na przemian z gównem płynnym – to z euforii nie wiedzieliśmy, co począć:
czy tarzać się w śniegu pod pensjonatem, czy go żreć, biec z nartami na stok, a może jechać w cholerę szukać wiosny…
trochę to trwało, zanim się ogarnęliśmy i jak wytrawni wymiatacze austriackich stoków
postanowiliśmy zaszczycić swą obecnością okoliczny lodowiec, by rzucić łaskawym okiem
na całą panoramę tego alpejskiego bajzlu i okolic. nie żebyśmy jakoś podnieceni byli czy coś, ale…
aaaaaaaa!!!!!!! japierdole-błękitne-niebo-i-słońce wielkości-arbuzaaaaaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!!
wrzucam jeszcze naprędce podkolorowane ajfonkiem focie na fejsbunia i – nu dawaj! idi siuda! – zapierniczamy na Dachstein:
a oto i lodowiec Dachstein, a dokładniej jego południowa ściana z kolejką gondolową Dachstein Südwandbahn
lodowiec jest bardzo sympatyczny. na tyle sympatyczny, że wpisano go na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
na szczyt Hunerkogel (2995 m n.p.m ) wiedzie kolejka linowa zbudowana pod koniec lat 60. XX wieku. aby zbudować górną stację,
niestrudzeni robotnicy austriaccy musieli w pokrywie lodowej szczytu wykonać betonowe fundamenty o głębokości 70 metrów. phiiii…
ale tak na zdrowy rozum, to… jakim cudem?!! nie, to niemożliwe, my wszyscy na tym sznurku do góry?!! ściema jakaś, ja tam nie jadę!!!
przy wejściu do kolejki wisi przezornie tablica informująca, że:
Spokojnie, bez paniki, nic się państwu nie stanie. My mamy doświadczenie, my nie takie tonaże i gabaryty wciągaliśmy na powyższy szczyt…
nie no, jasne. rozumiem. nie to, że ja wam nie wierzę, ale załóżmy – tak zupełnie hipotetycznie – że taki wagonik, który bynajmniej ma już swoja lata…
że no on się po prostu jak gdyby może wykoleić… albo nie wiem, prąd pójdzie nie w tę dziurkę czy coś… no bo to się jednak przecież może urwać, prawda?
acha, że mogę nie wsiadać…? pan chyba żartuje!!! wsiadam pierwsza i zajmuję miejsce przy oknie!
– juuuhuuu, ale ekstra!!!! szybciej! gazuuu!!!
ruszamy gondolą po lodowcowym kanale powietrznym. naszym gondolierem jest przesympatyczny siwy brodacz,
a portem coś na kształt drewnianej krypy: łodzi-matki
konkrety: budowa kolejki trwała 30 miesięcy i zakończyła się w czerwcu 1969 roku.
początkowo dla narciarzy dostępne były tylko dwa wyciągi, a kolejne dobudowywano w latach 1974, 1980 oraz 2003.
w 2003 roku do górnej stacji doprowadzono linię elektryczną – kabelek o średnicy 70 mm, długości 2600 m i wadze 7,5 kg na metr.
przy pełnej elektryfikacji można już było przejść z ręcznego sterowania kolejką na automatyczne.
no dobra, tak na serio to nie potrafię sobie wyobrazić ręcznego sterowania kolejką… jak?!! na korbkę?!!!
czy ktoś z was jechał na Dachstein przed 2003 rokiem?!
w jaki sposób tą całą machiną dało się sterować ręcznie??!! mnie to przeraża! mnie to podnieca!
parametry techniczne Dachstein Südwandbahn
- kolejka pokonuje różnicę wysokości 998 m
- długość liny 2.174 m
- w najwyższym punkcie gondola znajduje się 210 m nad ziemią
- czas jazdy to ok. 7 minut przy prędkości 6-10 m/s
- 2 gondole o pojemności po 70 osób + jedna z obsługi
gondole kursują co 20 minut i służą nie tylko rozrywce turystów, ale pełnią także funkcję transportową.
w zbiornikach mocowanych pod wagonikami wywożona jest czysta woda i olej (w wagoniku wjeżdżającym),
a także zwożone są ścieki (w wagoniku zjeżdżającym).
– a czy może mi pan otworzyć szybkę?!! jes, łindoł, pliiiizzz….
[i oto Królowa Paradoksu wychyla się – a raczej przewiesza – przez okno razem z aparatem,
drąc ryja z zachwytu i przeżywając megaeuforyczny orgazm panoramiczny]
no i chłonę. oddycham krystalicznie czystym powietrzem, o którym nawet nie śniło się specom
od reklam wody żywiec i szczęśliwych fioletowych krów milki
to jest chwila, w której nie mam depresji.
chwila, w której w ogóle nie czuję, że kiedykolwiek miałam depresję.
moment, w którym niezapłacony ZUS i podatek dochodowy obchodzą mnie tyle, co zeszłoroczne babie lato
moment, w którym Warszawa nie istnieje.
ale dajcie mi moje psy!!!
nic nie muszę. wystarczy tylko, że oddycham.
i że mam przywilej życia. tu i teraz.
i tak o. chmura wpływa na górę. góry wpływają na wszystko.
no ale ileż można trwać w zachwycie?!
no dobra, jeszcze trochę… :)
i ciut-ciut!
a oto i stacja górna Dachstein Südwandbahn
nasza podniebna gondola przybija do macierzystego portu
brodzimy po omacku w gęstych chmurach
wciągając je głęboko do płuc
powiem wam szczerze, że piździ tu bardziej niż w kieleckiem…
najniższa zanotowana tutaj temperatura to -30*C, zaś najwyższa to zaledwie +20*C
wymiana tlenu na stacji kosmicznej Mir
podobno ten wagonik jest w stanie pomieścić 70 osób. no nie wiem…
ja sama zajmowałam ze 40 miejsc (biegając w te i wewte z aparatem) + wszystkie przy oknach.
przyznam się wam do czegoś: zawsze kiedy jestem na górnej stacji jakiejś kolejki linowej, to wyobrażam sobie, że to stacja kosmiczna
i że właśnie wysiadamy z całą ekipą kosmonautów, żeby eksplorować tajemniczą planetę
a tak naprawdę, to na terenie górnej stacji znajduje się…
Dachstein:Cult – najwyżej na świecie położona pracownia artystyczna!
od 2005 roku z inicjatywy stowarzyszenia Art:Network dwa razy do roku zjeżdżają tu artyści z całego świata
i na szczycieHunerkogel (2700 m n.p.m.) mieszkają sobie i tworzą…
a powyższy portret autorstwa Herberta Soltysa przedstawia… naszego operatora kolejki ;)))
a tutaj gazetka ścienna ku czci: tablica przybliżająca turystom życie i twórczość współczesnego chińskiego artysty Ai Weiwei
sztuka sztuką, ale my przyjechaliśmy tutaj raczej krajoznawczo…
oto wśród chmur wisi sobie malowniczo nad 250-metrową przepaścią platforma widokowa – Skywalk,
której stalowa i częściowo przeszklona konstrukcja waży ponad 40 ton
oto właśnie przeszklony fragment podłogi Skywalk – można sobie popatrzeć nad przepaść pod stopami.
wielu turystów skrzętnie omija ten fragment Skywalka, trzymając się kurczowo dookolnych barierek.
oczywiście, Królowa Paradoksu – cała w emocjach, że zaraz może runie, pęknie, zawali się lub wybuchnie –
przezywa kolejna ekstazę panoramiczną…
Austriacy twierdzą, że statycznie konstrukcja wytrzyma nacisk 8 m pokrywy śnieżnej na metr kwadratowy i wiatr o sile 210 km/h
ale kto ich tam wie.
na wypadek gdyby widoczność nie była zadowalająca – mamy tutaj „lornetę”, przez którą możemy
pooglądać nagraną animację z dookolnym widokiem na szczyty
ale widoczność mamy super.
w sumie wszystkie zdjęcia wyglądają podobnie…
ale różnią się kształtem chmur w kadrze, co nie?
no przecież nie byłabym sobą, gdybym nie przytargała w kieszeni Małego Kasztana ;)
ale zdjęcia kasztaniarskie pojawią się w osobnej notce
teraz rozkoszujmy się pięknym widokiem…
bez zakłóceń w postaci krzywej grzywki, wytrzeszczonych oczu, machających plastikowych łapek i rozdartej buziuni….
– Khhhhraaaaa!!! – Khhhraaaaa!!!
no tak, widzę. jesteś logotypem. gratuluję.
prezentujesz się ekstra!
a mogę prosić o wyraźniejszy profil?
dosko! bosko! mamy to!
– Daj bułę!
i rzucił się w przepaść.
a chmury płynęły….
płynęły…
płynęły…
zawsze jestem na siebie wściekła, że robię pierdyliard zdjęć, które potem muszę opisywać na blogu…
czasem żałuję, że nie są to zdjęcia, które mozna by opisać konkretniej – np. „a to ja pod fontanną w Ciechocinku,
obok ciocia Cesia je loda, a Fafik cioci Cesi sra nieopodal na klombie wysadzanym bratkami z Funduszy Unijnych”
no i co ja tu mogę napisać…
Rosną skrzydła u ramion
Czas się w wieczność przemienia
Obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy
Gdy zbliżamy się do szczytu po kamieniach
Rosną skrzydła u ramion
Czas się w wieczność przemienia
Góry i wolność dokoła
Chyba dostąpimy tu wniebowstąpienia!
i tutaj ja podryguję z gitarą, ona tańczy dla mnie,
skarpety suszą się przy ogniu, obok wymiotują studenci z politechniki rzeszowskiej…
dobra, wracamy na dół!
tutaj widzicie te zbiorniki podczepione pod wagonik wjeżdżający.
acha, czyli my zjeżdżamy razem z szambem…
a gdyby tak się urwało… – myślę sobie – to co spadałoby szybciej: my czy szambo?
dalszy ciąg rozmyślań jest w sumie łatwy do przewidzenia…
doceniam piękno i majestat gór. ale nie mogę udawać, że nie jestem prostakiem.
buziaczki!
xoxoxoxoxo
jak pięknie :) a jakie jesteście kolorowe cudnie :) ale – nadal mam dość zimy, więc oficjalnie nie zazdroszczę wcale, i już :) nawet widoków :)
vertigo mnie najszło. mówisz, że nie rzygłaś?? respect.