mój Hercules jest śliczny, szybki i zwinny. ja nieco mniej.
dlatego – wsiadłszy nań ostatnio i pojechawszy z Roz na miejską przygodę –
w ciągu jednego zaledwie wieczoru spadłam zeń jakieś pięć razy.
w listach do redakcji często pytacie mnie,
jakim cudem można spaść z miejskiego roweru typu damka
podczas zjazdu z krawężnika na ulicę. i to po wielokroć.
otóż można. wystarczy tylko założyć spodnie z krokiem w okolicy kolan,
poluzować linki hamulcowe, a następnie hamować butami,
kolanami, a na końcu dupą. to pierwszy z moich popisowych manewrów.
a drugi jest taki: jadę sobie chodnikiem, jadę, jadę,
i już z daleka widzę, że oto dostawczy van nie żałował sobie miejsca do parkowania,
zostawiwszy zaledwie 40-centymetrowy przesmyk chodnikowy
pomiędzy mega billboardem a swoja przednią maską.
no więc cyrkluję na oko – zmieszczę się czy nie? przejadę czy utknę?
a potem: – no co? ja nie dam rady?!!
i – buch! – centralnie wbijam na styk, dostaję w twarz billboardem,
a następnie rozpłaszczam się na masce samochodu.
khe khem… otrzepuję się, rozglądam, czy aby nikt nie widział mojej porażki w starciu z materią,
poprawiam przekrzywioną kokardę i odjeżdżam z miejsca zdarzenia. tyle.
kolega z sąsiedztwa, kiedy pokazałam mu moje zdarte do krwi dłonie, zapytał mnie czule, czemu wciąż przydarzają mi się takie przykrości.
zafrasowałam się nieco, miast mu odpowiedzieć, bo jednak nie odczuwam tego jako przykrości.
ot, po prostu – rzeczywistość raz po raz lubi mi dawać siarczystego prztyczka w nos. co mnie raczej bawi :)
ale-ale, do rzeczy. dojechałam do celu podróży. z Ochoty – wzdłuż Wisły – aż za Most Gdański – na Wybrzeże Gdyńskie.
gdzie mieści się Nadwiślańskie Centrum Palenia Ognisk nad Rzeką
oraz Pieczenia Tanich Kiełbas z Tesco
a także picia wina z butelki, a po jej wyczerpaniu – z pobliskiej tawerny
dawno nie piłam, więc dosyć szybko zrobiło mi się błogo…
i nie zważając na ogólną konsternację towarzyską, wyciągnęłam z plecaka lalkę oraz jej rowerek,
po czym udałam się nad brzeg akwenu wodnego celem wykonania kilku zdjęć…
kiedy wróciłam, ogień buzował, komary wirowały w powietrzu, a dziewczyny oddawały się rozkoszom plenerowej biesiady
– boże, jak pięknie… – myślałam, uśmiechając się do atramentowej toni…
a wracając rowerem przez nocne miasto, śmiałam się już do siebie i do Roz, chciało mi się płakać i krzyczeć:
– Roz, żyjemy! Jakie to szczęście, że żyjemy!
och well, czasem bywam nieznośnie egzaltowana.
zwłaszcza po czerwonym winie.
Roz się żyje! Prowda ;)
:-)
Ja ostatnio się malowniczo wyłożyłam w samym centrum Łodzi, kierownica obraziła się na koło a wiklinowy koszyk poszedł w pizdu
zazie, jak Twoja dieta i chudniecie? ja juz od miesiaca jestem vege i odkrywam nowe smakowe horyzonty o ktorych nie mialam pojecia i chyba zaczynam chudnac wiec jestem podwojnie happy- czuje sie etycznie ok wzgledem zwierzat i zdrowiej; teraz planuje przestawic moje koty na diete weganska( okazalo sie, ze jest taka karma, calkiem dobrze zbilansowana)ale w przypadku niepowodzenia bedzie problem bo zdecydowalam, ze nie kupie juz nigdy miesa z chowu przemyslowego( artykul i filmy skutecznie poruszyly moje sumienie)a mieso z chodowli „eko” jest horendalnie drogie wiec nie wiem czy nie zbankrutuje; zreszta zwiekszona refleksja na ten temat spowodowala, ze zaczelam miec morale dylematy czy moge dokonywac takiego wyboru- zabic jedno czujace i madre zwierze, zeby nakarmic swoje..hmmm- nie mam pewnosci tym bardziej, ze w naturze koty nie jedza krow, cielakow, swinek, kur; trudno mi sobie tez wyobrazic, ze mam w lodowce mysie oseski co byloby najbardziej zblizone do natury…ech, cywilizacja, moze trzeba sie wyprowadzic na wies:)
Szkoda, że nie uprzedziłaś w porę swoich kotów, że będą musiały zostać jaroszami. Słyszałaś kiedyś o kotowatym jaroszu? Czy uważasz, że masz prawo zmieniać koty w roślinożerców i jest to mądre?
a czym mam prawo zabijac swinie czy krowy z chowu przemyslowego zeby nakarmic swojego kota? nie widzisz roznicy w skali cierpienia pomiedzy zwierzetami, ktore cale zycie spedzaja w zamknieciu, w metalowych boksach, gdzie nawet nie moga sie obrocic tak, ze jak juz jada do ubojni to nie moga stac na wlasnych nogach albo kur trzymanych w klatkach tak malych, ze maja obcinane ogony i dzioby i stoja na metalowych pretach a ewentualnym cierpieniem moja kota, ktory dostanie dobrze zbilansowana karme vege zamiast smakowitej cielecinki? trzeba troche zglebic ten temat i spojrzec szerzej- latwo jest deklarowac milosc do zwierzat dogadzajac swojemu pupilowi ale bedac slepym na niewyobrazalne barbarzynstwo, ktore ma miejsce w chowie przemyslowym- miesko nie rosnie na drzewie- to co dzis kupisz w markecie jeszcze wczoraj mialo oczy, czulo przerazenie, bol etc; w ostatniej polityce jest artykol o ubojnikach, ktorzy opisuja co dzieje sie w rzezniach- jak zwierzeta reaguja, jak cielaki placza( lzy im ciekna) etc, etc; poza tym takie zywienie nie ma nic wspolnego z natura- koty nie jedza krow, swin, kur- jedza myszy, jaszczurki, owady
Może lepiej nie mieć kota, jeśli nie chce się go karmić zgodnie z jego naturą i przystosowaniem układu pokarmowego.
Człowiek biorąc kota, staje się za niego odpowiedzialny.
zgodnie z natura czy nie kastrowac i pozwolic polowac na polne myszy i jaszczurki? no to chyba nikt w miescie nie powinien miec kota;)
no tak, przestawmy koty na trawę. A że kicia ie jest przystosowana do diety wege? no to już problem kici…
zajebisty utwór, towarzyszy mi non stop
mniej prztyczków życzę:)
Zazie! „a wracając rowerem przez nocne miasto, śmiałam się już do siebie i do Roz, chciało mi się płakać i krzyczeć:
– Roz, żyjemy! Jakie to szczęście, że żyjemy!” – to jest tak cudne, że się chce przytulić do serca Ciebie i cały świat i w ogóle i tego . . . :)
Ja też często przewracam się razem z rowerem. Najczęściej na zakrętach oraz na piasku. Gdy zaczyna padać,ja zaczynam jeździć bardzo sprawnie.
Kiedyś gdy go kupiłam, byłam tak przejęta, że przewracałam się idąc obok niego. Wreszcie dotarło do mnie, że przecież nie jadę tylko idę, co potrafię robić, i trochę się to poprawiło.
hmmmmm
cieszę się, że nie tylko mnie zdarza się wypierdol z przykrywką na rowerku