niedzielny poranek.
najpierw do Posłańca wpada nasz posłaniec i sprawdza, czy kuchnia już wydała…
ooo, panie… wydała. i to jak wydała!
nabogato!!!
no więc posłaniec szybciutko – cyk! cyk! cyk! cyk! – rozsyła pikczersy po ziomkach z dzielni…
i wrzuca na fejsbunia, żeby reszta świata doznała ślinotoku i zapalenia kubków smakowych…
posłaniec działa szybko, sprawnie i niemalże bezszelestnie.
wystarczy dyskretne: wing! wing! wing!
a każdy zainteresowany podnosi słuchaweczkę swojego srajfonika
i już po chwili świńskim truchcikiem popiernicza po ochockim trotuarze…
byleby tylko znaleźć się jak najbliżej smakowitej zawartości dzielnicowego korytka
a wszystko dzięki ŁOOOOZAAAAP…
więc jeśli siedzisz godzinami w oknie, z poduszką na parapecie i wzrokiem utkwionym w przystanek autobusowy,
podczas gdy tak naprawdę chciałbyś szaleć, bywać, błyszczeć, lansować się, klabingować, street-artować i dzielnicować,
jeśli rozpaczliwie studiujesz rozkłady jazdy i „co jest grane”, a nocami słychać
scream from the top of your lungs: „what’s goin’ on?” – to wiedz, że coś się dzieje, a Ty nadal nie masz WhatsApp’a ;))
– Popatrz, to proste! Piszę do wszystkich, że idę wyrzucić śmieci! A wy odpisujecie mi, że ekstra oraz spotkamy się w Posłańcu!
– Niewiarygodne!
– Zobacz, a tutaj możesz jeszcze wkleić banana albo jakieś warzywo…
– Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę…
a jednak. rzeczywistość bywa zaskakująca bardziej niż automatyczne aktualizacje w applestore.
kiedy Posłaniec pustoszeje, zostają tylko najwytrwalsi bywalcy, którzy tym razem postanowili grać w bobasy…
ale koniec końców i tak trzeba sprawdzić, co się dzieje w drugim miejscu zamieszkania…
więc do zobaczenia! spikniemy się na dzielni!
A ja pozdrawiam Panią ze Światłoczułych :-)
chwilowo mam jakieś 320 km ale za miesiąc, może dwa bylabym 50 km od Poslańca…
i już mnię żal, że mogłabym nie skorzystać.
czy zatem tam się trza anonsować, że przybędą 2-4 glodne mordki?
i czy mogłabym wziąc swoje na wpół okrzesane dzieci? 6 i 2,5 r.ż.?
No to wygrałaś, człowiek wszedł i ślinotoku dostał a w lodówce wiatr huczy i echo gwiżdże a pizza ze stuletnim serem grzeje się w pięćdziesięcioletnim piekarniku (czyt. dłuuuuuuugo). Żołądek na takie widoki wystawiony to jak najgorsza tortura, ale oko chce patrzać dalej… Smacznego lizania ekranu monitora. ZAZIE, Ty we mnie wyćwiczysz odruch Pawłowa jak tak dalej będzie takie foty z żarciem wrzucać!