DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 17 – niedziela, 20.10.2013: wszystko jest kwestią decyzji.

och, wiem, że histeryzowałam:  „nie da się żyć bez czekolady, sera żółtego, tarty z owocami i bezy z kremem!”
ale po pierwsze: da się, a po drugie: ja zawsze trochę histeryzuję. na każdy temat. i jeszcze nie raz histeryzować będę.

po 2 tygodniach diety dochodzę do wniosku, że wszystko jest kwestią decyzji i konsekwencji. cóż za odkrycie!
oraz że obiektywna prawda na temat jedzenia nie istnieje, a o wszystkim decyduje nastawienie oraz to, ile własnych emocji
upakujemy do kremowego ciasteczka, pszennej bułeczki czy słodkiej chałki z kremem cytrynowym.

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

pod poprzednią notką, w której chwalę się triumfem ducha nad materią (czyli mojej silnej woli nad czekoladowymi muffinami)
kilka osób z troską podejrzewa, że najpewniej jestem masochistką i takie zabawy z cukrem i czekoladą to mój sposób
na perwersyjną przyjemność płynącą z dietetycznej udręki. w skrócie: „chwalisz się, że balansujesz na cienkiej czerwonej linii i jeszcze się nie spier…łaś ?”

niestety muszę was rozczarować. pieczenie muffinów nie było dla mnie udręką. wręcz przeciwnie – to było nawet miłe:
trwać w dystansie i poczuciu kontrolowania siebie oraz sytuacji zewnętrznej.
Syd jest świadkiem, że nie przeżywałam katuszy nad otwartym słoikiem Nutelli oraz rąbanką z białej i ciemnej czekolady.
czemu? nie wiem.
wiem jednak, że nie jest to mój stan „wrodzony”, naturalny i dany od teraz już na stałe.

 

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

co ważne – przestałam stosować wobec siebie „psychiczną przemoc”, emocjonalny terroryzm i mentalny zamordyzm.
zaczęłam ze sobą „rozmawiać”, tłumaczyć, negocjować, iść na układ. okazuje się, że to działa – im mniej dokręcam sobie śrubę,
tym mniejsza jest siła odśrodkowa, z którą mogłabym wystrzelić sobie samej w oko w ramach buntu przeciwko dietetycznemu reżimowi.

 

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

nie unikam sytuacji, w których mam wizualnie do czynienia z pysznym jedzeniem. uważam bowiem, że nie jestem od niego uzależniona.

 

 

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

nie chcę umieszczać samej siebie pod kloszem i prosić bliskich, by nie jedli w mojej obecności pyszności, słodkości i innych smakowych rozkoszności,
udając, że pokusy nie istnieją i że mogę sobie beztrosko trwać w przekonaniu, że unikanie ich wcale mnie nie dotyczy.

 

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

nie znaczy to jednak, że nic nie czuję na widok TAKIEGO jedzenia. jasne, że mam ochotę.
zresztą na wiele rzeczy miałabym w życiu ochotę i jakoś ich nie robię z przyczyn obiektywnych. oraz z własnej decyzji.
i właśnie próbuję rozszerzyć tę strefę hamowania na kwestie żywieniowe.

 

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

miło jest upiec muffiny. jeszcze milej jest, gdy smakują innym.

niedzielne śniadanie w Posłańcu Uczuć Warszawa Stara Ochota ul. Glogera 6

ale najmilej jest mi ze świadomością, że potrafiłam się powstrzymać. piekąc je i patrząc, jak są potem jedzone przez innych.
mała rzecz, a cieszy jak cholera.

 

 

 

 

 

Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu

     

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

19 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
roz

uwielbiam Cię Zaz :-*

viki

dajesz czadu i zadajesz szyku ;)
ba, wpływasz na ambicję!
a ja sobie postanawiam, że nim kolejny raz wejdę na Twojego bloga, to zjem co nie co, bo teraz( jestem bez śniadania) połknęłabym słonia i konia z kopytami przez te smakowite zdjęcia, a ślinka mi leci do dupy
trzymam kciukaski i wierzę, że zrobisz to!!!

ela kos

Droga Zazie, nie o „perwersyjną przyjemność z udręki” mi chodził, tylko o brutalne zjebanie Cię po prostu za to,że będąc na diecie pieczesz muffiny, robisz im zdjęcia, które już, owszem, zahaczają o perwersję, a potem głosisz MORALNE (!!!?) zwycięstwo nad muffinami i krajanką czekoladową.
Innymi słowy: Zjebuję Cię oficjalnie i z zaangażowaniem. (oczywiście, że jest to wyraz troski – przecie ludzie obojętni nie reagują na twe posty?)
Z mojego (zaznaczam: MO JE GO) punktu widzenia postawiłaś siebie w sytuacji bardzo niebezpiecznej (stąd „balansowanie”) – jest to właściwie cienka czerwona LINKA nad bagnem czekolady, w które możesz, ale nie musisz, wpaść. Jak Ci się podoba takie porównanie? Moją intencją jest powiedzenie Tobie o tym zanim się spieprzysz i zrujnujesz swoją dietę, swoje sukcesy, które już odniosłaś (SZACUNECZEK!), i te, które odniesiesz.
Po prostu drę się do Ciebie: Uważaj! (jak dzieci na strasznych przedstawieniach: „Uważaj! za tobą jest potwór”)
Retoryka „dokręcania sobie śruby” nie trafia do mnie,proszę cię – a co ze wspieraniem i najzwyklejszym chronieniem siebie? Nikt Ci nie karze zamykać się w ciemnej komórce z wodą i chlebkami ryżowymi, ale jak rany – od razu ładować się do piekarnika z kilogramem czekolady, mąką i aparatem fotograficznym? Czy nie ma nic pomiędzy tymi skrajnościami. jasne – to jest Twój świat i będziesz w nim żyć, ALE:
Bierzesz się za gotowanie i pieczenie wlaśnie podczas diety. hm. No jakoś bardzo mnie to frapuje. Podczas gdy narzekasz na jedzenie atakujące z reklam, billboardów, półek sklepowych etc – niniejszym uznając słusznie, że bycie na diecie jest cholernie trudne – jednocześnie pieczesz muffiny z czekoladą, i głosisz TRYUMF (twój nad czekoladą, czy twój nad swoimi zachciankami? – obie opcje stawiają cię na polu bitwy – zamiast siebie wspierać podejmujesz ZBĘDNĄ w tej chwili walkę) PO CO dokładnie?
No i teraz mam taki pomysł: Na co Ty się, Zazie, ze sobą umówiłaś właściwie?
1. Na udowadnianie, że nie masz problemu z jedzeniem, czy
2. Na schudnięcie?
Bo jeśli na schudnięcie, to z mojego punktu widzenia strzelasz sobie w kolano udowadniając, że nie masz problemu z jedzeniem.

Aniaha

Pojawiło się słowo kontrola? Ono zawsze towarzyszy anorektykom… Nie, żebym Ci wpierała. Tylko mi tak przyszło na myśl. ;)

Taka fasolka szara z czarnym oczkiem, drobna, to u mnie rosnie. Lubię ją bardzo.

schronienie

nawet hacklerom z The Muppet Show szczeny opadły i nie wiedzą, co powiedzieć :)))
super! xxx

Z.

Ej, dziewczyno, jestem z Ciebie dumna :-) Bedziesz miala jeszcze niejeden kryzys, ale z czasem nauczysz sie szybko przygotowywac posilki, wybierac te ktore smakuja Ci najbardziej, pozniej wyczaisz tez co jesc w Poslancu, zeby nie poszlo w dupsko, a do tego wszystkiego dojdzie poczucie satysfakcji, ze potrafisz o siebie zadbac.

I z kazdym straconym kilogramem bedziesz robila sie ladniejsza. I sama bedziesz to zauwazac.

Twoje obecne podejscie jest poprawne. Przestalas rozpaczac, ze odejmujesz sobie od ust, a zaczelas podchodzic do sprawy zadaniowo – to dobrze rokuje :-)

Z.

No i dokladnie wlasnie tak :-)
Twoje zdjecie z nordic walkingu mnie totalnie rozczula.

anka

nie brawo. to smutne. okropnie smutne. możesz zjeść każdego muffina, tartę, canelloni i steka świata, bo to nie jedzenie tuczy… ale nie umiem Ci odpowiedzialnie wytłumaczyć co…:( jak chcesz mogę nieodpowiedzialnie;)

anka

przemyślę to i coś wydukam:)

anka

no dobrze – najogólniej chodzi o koncept, że tuczą treści psychiczne, ponieważ to one determinują jak gospodarujemy tym, co wkładamy do ust. W szczegółach – jest wiele wątków. Od takich różnych prostackich, że jak się nie ma poczucia wsparcia to rośnie brzuszek, a jak ma się żal do tatusia to udka, poprzez bardziej złożone (że zwierzęta, w tym ludzie, znają dwa podstawowe rodzaje stresu: śmierć głodowa i śmierć od ataku drapieżnika; i w zależności od tego, jakie ma zwiężę nawyki karmiczno-genetyczno-jakieśtam tak przyporządkowuje sobie stresy w życiu i albo kumuluje żeby mieć na zapas, albo przepala, żebyu szybko uciekć) po takie całkiem nie-do-wiary, że możemy budować materię swojego ciała z tego co wdychamy, lub z promieni słonecznych. Mnie to się zgadza z moim doświadczeniem, bo już w swoim życiu i chudłam i tyłam od tych samych jedzeń, zachowań i ćwiczeń. Więc wspólny mianownik musiał być gdzie indziej. No ale to jest MOJE doświadczenie, a wiadomo, gdzie sobie można cudze doświadczenie, niestetyż, wetknąć;)

ginger

wyglada na to, ze brak mi wsparcia, w genach odziedziczylam tylko stres od smierci glodowej a w moich poprzednich wcialeniach zaden drapeznik mnie nie zaatakowal..a szkoda;) gdybym miala jakas karmiczna historie ze mnie jakis zwierz przepedzil po prerii to moze bym byla bardziej sklonna joggingowac sie co rano, co za zycie, no taka karma

Aśka

<3!!!!! :-D
Brawo!brawo! brawo Zazie!!!!! sto milionów lajków i jak ja sie cieszę:)wiedziałam:)ja wiedziałam noo :-D
Bardzo się cieszę czytając to co napisałaś. I wiesz co – aleś wydorosłaś ;-) :-*

Scroll to top
19
0
Would love your thoughts, please comment.x