gesty, których robienia unikam (I)

un_homme_qui_dort

” (…) kiedy nadchodzi dzień egzaminu, ty nawet nie wstajesz z łóżka. To nie jest gest premedytacji, to w ogóle nie jest żaden gest,
lecz brak gestu, to gest, którego nie robisz, to gesty, których robienia unikasz. (…) Nie ruszasz się. Nie ruszysz się.
Ktoś inny, twój sobowtór, widmowy dubler, wykonuje być może zamiast ciebie, jeden po drugim, gesty, których ty już nie robisz (…)
Twoje miejsce pozostaje puste (…) Nie masz ochoty nikogo widzieć, z nikim rozmawiać ani też myśleć, wychodzić ani ruszać się z miejsca.

W takim samym dniu jak tamten, może trochę wcześniej czy trochę później, odkrywasz bez zdziwienia, że coś jest nie w porządku,
że, mówiąc wprost, nie umiesz żyć, że nigdy się nie nauczysz. (…) Coś pękało, coś pękło. Już nie czujesz – jakby to powiedzieć? – żadnego wsparcia:
coś, co, jak się zdawało, jak się zdaje, krzepiło cie do tej pory, dodawało ci ducha, napełniało poczuciem własnego istnienia, niemal własnej wartości,
wrażeniem, że należysz do świata, że jesteś w nim zanurzony, zaczyna cię zawodzić. (…)

Jesteś próżniakiem, lunatykiem, ostrygą. Definicje zmieniają się zależnie od pory, zależnie od dnia, ale sens pozostaje mniej więcej taki sam:
nie czujesz się stworzony do życia, do działania, do kształtowania; chcesz tylko trwać, chcesz tylko oczekiwania i zapomnienia.
Współczesność na ogół niezbyt poważa takie usposobienie: wokół siebie zawsze widziałeś, jak nagradzano działanie, wielkie plany, entuzjazm:
w cenie jest człowiek zmierzający do przodu, człowiek ze wzrokiem utkwionym w horyzont, człowiek patrzący prosto przed siebie.
Jasne spojrzenie, silny podbródek, wciągnięty brzuch. Upór, inicjatywa, przebojowość, triumf wytyczają nazbyt świetlisty szlak
nazbyt modelowej egzystencji, kreślą uświęcone obrazy walki o przetrwanie. Pobożne kłamstwa, zwodnicze sny tych wszystkich,
którzy drepczą i grzęzną, stracone złudzenia tysięcy ludzi pozostawionych własnemu losowi, tych, którzy przybyli za późno,
tych, którzy postawili walizkę na chodniku i usiedli, aby obetrzeć z potu czoło.

Ale ty nie potrzebujesz wymówek, nie masz czego żałować, za niczym nie tęsknisz. Niczego nie odrzucasz, niczego nie odmawiasz.
Przestałeś zmierzać do przodu, ale ty już nie szedłeś do przodu, nie zaczynasz niczego od nowa,
ty już doszedłeś, bo nie wiesz, co mógłbyś robić dalej (…) pewnego dnia coś pękło, coś się zepsuło, coś się rozpadło (…)
w pełnym świetle dnia objawiła się ta prawda gorzka, smutna i śmieszna jak ośle uszy, przytłaczająca niczym słownik Gaffiota:
ty nie masz ochoty ciągnąć tego dalej, nie chcesz się bronic ani atakować.

Przyjaciół zmęczyło już stukanie do twoich drzwi. Nie chodzisz ulicami, na których mógłbyś ich spotkać.
Unikasz pytań, wzroku każdego, kogo przypadek stawia czasem na twej drodze (…).
Nie masz zwyczaju ani ochoty stawiać diagnozy. Tym, co cię dręczy, co cię niepokoi, co cie przeraża,
ale czasami wprawia także w podniecenie, nie jest nagłość twojej przemiany, lecz przeciwnie, uczucie niejasne i męczące,
że do niczego nie doszło, że nic się nie zmieniło, że ty zawsze byłeś taki, chociaż dowiadujesz się o tym dopiero teraz.”

 

 

(Georges Perec / Człowiek, który śpi / tłum. A.Wasilewska, Kraków 2011, str. 14-20)

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

[…] koło, które zataczam raz po raz:   I,   II,   III,   IV,   V,   VI,   VII,   VIII by wrócić do punktu wyjścia – tyle że […]

[…] koło, które zataczam raz po raz:   I,   II,   III,   IV,   V,   VI,   VII,   VIII by wrócić do punktu wyjścia – tyle że […]

Scroll to top
2
0
Would love your thoughts, please comment.x