jak doręczyciel listu bez adresu (VII)

demon wojciech weiss, 1904
Wojciech Weiss (1904) „Demon / (W kawiarni)”

 

Do twojego życia wtargnęły potwory, szczury, twoi bliźni, twoi bracia. Dziesiątki, setki tysięcy potworów.
Wykrywasz je, rozpoznajesz po nieuchwytnych znakach, po ich milczeniu, po ukradkowych zniknięciach,
niepewnym wzroku, zagubionym, wystraszonym, który odwraca się, gdy napotykają twoje spojrzenie.
Światło jaśnieje w samym środku nocy w mansardowych oknach ich odrażających pokoi.
Ich kroki rozbrzmiewają nocą. Szczury mijają się bez słowa, nie patrząc na siebie. (…)

Banici pariasi, wykluczeni, nosiciele niewidzialnych gwiazd. Idą, ocierając się o mury, mają spuszczone głowy,
opadnięte ramiona, zaciśnięte ręce, czepiają się kamiennych fasad, mają znużone gesty ludzi pokonanych, gryzących proch.
Idziesz za nimi, śledzisz ich, nienawidzisz: potwory przyczajone w swoich służbówkach, potwory powłóczące nogami
w szmacianym obuwiu w pobliżu gnijących bazarów, potwory o wodnistych oczach minogi,
potwory o mechanicznych gestach, potwory rozględzone.

Mijasz ich, towarzyszysz im, torujesz sobie pośród nich drogę: są tam lunatycy, nędznicy, starcy, debile,
głuchoniemi w beretach naciśniętych na oczy, pijacy, niedorozwinięci, którzy charczą i starają się pohamować
urywane drganie policzków i powiek, wieśniacy zagubieni w wielkim mieście, wdowy, ponuracy, ramole, ciekawscy. (…)

Włóczysz się, ale tłum już cię nie unosi, noc cię nie chroni. Wędrujesz nadal bez końca, wędrowiec niestrudzony,
tułacz niespożyty. Szukasz i czekasz. (…) Włóczysz się po martwym mieście, pośród zapomnianych rusztowań
na wypatroszonych budynkach, pośród mostów we władaniu deszczu i mgły. Miasto przegniłe, nikczemne, ohydne. (…)

Jak więzień, jak szaleniec zamknięty w celi. Jak szczur w labiryncie szukający wyjścia.
Przemierzasz miasto we wszystkich kierunkach. Jak głodomór, jak doręczyciel listu bez adresu.

Czekasz, masz nadzieję. Psy przywiązały się do ciebie, a także kelnerki, barmani, kasjerki z kin, bileterki, sprzedawcy gazet (…).
Możesz mówić bez obawy, za każdym razem odpowiedzą ci tym samym tonem. Ich twarze są ci teraz znajome.
Oni cię rozpoznają, wiedza, kim jesteś. Nawet nie rozumieją, że te zwyczajne pozdrowienia, te pojedyncze uśmiechy,
te obojętne skinienia głową są wszystkim, co każdego dnia przynosi ci ocalenie,
i że czekałeś na to cały dzień, jakby ich gesty były nagrodą za chwalebny czyn,
o jakim trudno ci mówić, ale który oni niemal odgadują.

 

 

(Georges Perec / Człowiek, który śpi / tłum. A.Wasilewska, Kraków 2011, str. 78-82)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x