sięgnąć dna nic nie znaczy (IX) – czyli:   odpowiedź na pytanie o sens trwania w bezwładzie

oto koło, które zataczam raz po raz:   I,   II,   III,   IV,   V,   VI,   VII,   VIII
by wrócić do punktu wyjścia – tyle że po drugiej stronie

 


Georges Perec & Bernard Queysanne „Un homme qui dort” (1974)

 

Nie umarłeś ani nie jesteś mądrzejszy. Nie wystawiłeś oczu na żar słońca. (…)
Miłosierne wulkany okazały ci swą obojętność.

Jakim wspaniałym tworem jest człowiek! Może chuchać na dłonie, aby je sobie ogrzać i dmuchać na zupę, aby ją ostudzić.
Może, jeśli za bardzo się nie brzydzi, ująć delikatnie w rękę chrząszcza i potrzymać go między kciukiem a palcem wskazującym. (…)

Ileż to modelowych opowieści wychwala twą wielkość, twoje cierpienie! Iluż Robinsonów, Roquentinów, Meursaultów, Leverkűhnów!
Dobre stopnie, ładne obrazki, same kłamstwa: to wszystko nieprawda. Niczego się nie nauczyłeś, o niczym nie mógłbyś zaświadczyć.
To nieprawda, nie dawaj im wiary, nie dawaj wiary męczennikom, bohaterom, awanturnikom.
Tylko durnie mówią jeszcze na serio o Człowieku, o Bestii, o Chaosie. Najkomiczniejszy robak wkłada we własne przeżycie podobną,
jeśli nie większą energię niż ta, na jaką miał się zdobyć pewien pilot – ofiara morderczych nadgodzin, narzuconych mu przez linie lotnicze,
z których na domiar wszystkiego był jeszcze dumny – kiedy musiał przelecieć nad górą, nie należącą do najwyższych na planecie.

Szczur jest w swoim labiryncie zdolny do prawdziwych wyczynów: jeżeli pedały, na które musi nacisnąć, chcąc otrzymać pokarm,
podłączy się zręcznie do klawiatury pianina lub organów, można oczekiwać, że gryzoń wykona poprawnie “Jesus meine Freude”
i nic nie przeszkadza nam sądzić, że nie miałoby mu to sprawiać ogromnej przyjemności.

Ale dla Ciebie, nieszczęsny Dedalu, nie było labiryntu. Pozorny więźniu, twoje drzwi stały otworem. Nikt nie pełnił przy nich warty,
żaden dowódca straży nie stał na końcu korytarza, żaden Wielki Inkwizytor nie czekał u ogrodowej furtki.

Sięgnąć dna nic nie znaczy. Ani dna rozpaczy, ani otchłani nienawiści, ani alkoholowego upadku, ani dna dumnej samotności.
Nazbyt budujący obraz nurka, który energicznie odbijając się nogą, powraca na powierzchnię, ma ci w razie potrzeby przypominać,
że ten, kto upadł, ma prawo do wszelkich honorów (…). Grzesznicy, podobnie jak nurkowie, powołani sa do tego, żeby odpuszczano im winy.

Ale żadna błędnie krążąca Rachela nie wyłowi cię z cudem ocalałych szczątków “Pequoda”, żebyś jako jeszcze jeden sierota mógł dać świadectwo. (…)
Nie wyruszasz po raz tysięczny na poszukiwanie prawdziwych doświadczeń, nie spieszno ci wykuwać w kuźni własnej duszy
przedwiecznej świadomości rodzaju ludzkiego. Żaden starożytny przodek, żaden starozytny rękodzielnik
nie udzieli ci wsparcia ani dziś, ani nigdy.

Niczego się nie nauczyłeś z wyjątkiem może tej prawdy, że samotność niczego nie uczy, że obojętność niczego nie uczy:
to była oszukańcza przynęta, fascynująca i podstępna ułuda. Byłeś sam, to wszystko, i chciałeś siebie osłonić;
chciałeś, żeby pomiędzy światem a tobą mosty na zawsze zerwano. Ale ty jesteś czymś tak niepozornym,
a świat jest tak wielkim słowem: zawsze tylko błądziłeś w wielkim mieście,
kilometrami maszerowałeś wzdłuż fasad, wystaw, parków i nabrzeży.

Obojętność jest bezużyteczna. Możesz czegoś chcieć albo nie chcieć, to bez znaczenia!
Możesz zagrać w elektryczny bilard, albo też nie zagrać,  
i tak znajdzie się ktoś,
kto wsunie dwadzieścia centymów w szparę aparatu.
Może ci się wydawać, że zjadanie codziennie takiego samego posiłku

jest jakimś rozstrzygającym gestem. Ale twoja odmowa jest bezużyteczna.
Twoja neutralność nic nie znaczy.

Twój bezwład jest równie daremny jak twój gniew.

Wydaje ci się, że obojętnie kroczysz alejami, że dryfujesz po mieście, podążasz za tłumem,
przenikasz grę cieni i szczelin.

Tymczasem nic się nie wydarzyło: nie było żadnego cudu, nie nastąpił żaden wybuch.
Każdy odliczany dzień nadgryzał tylko twoją cierpliwość, obnażał ułudę twoich śmiesznych wysiłków. (…)

Przez długi czas stwarzałeś sobie kryjówki i je niszczyłeś: porządek lub bezczynność, dryfowanie lub sen, nocne obchody,
nijakie chwile, ucieczka świateł i cieni. Może jeszcze długo potrafiłbyś sobie kłamać, otępiać się, pogrążać.
Ale gra jest skończona, skończyło się wielkie święto, zwodnicze upojenie życiem w zawieszeniu.
Świat się nie poruszył ani ty się nie zmieniłeś. Obojętność nie uczyniła cię innym.

Nie umarłeś. Nie oszalałeś.

Klęski nie istnieją, są gdzie indziej. Może wystarczyłaby choć drobna katastrofa, żeby cię ocalić: utraciłbyś wszystko,
miałbyś czego bronić, wypowiadałbyś słowa, aby przekonywać, aby wzruszać. Ale ty nie jesteś nawet chory.
Twoje dni ani noce nie są zagrożone. Twoje oczy widzą, twoja ręka nie drży, puls masz regularny, serce ci bije.
Gdybyś był brzydki, to brzydota może by fascynowała, ale ty nie jesteś nawet brzydki, ani garbaty, ani zająkany,
ani jednoręki, ani beznogi, ani nawet kulawy.

Żadne przekleństwo nad tobą nie ciąży. Jesteś potworem, być może, ale nie potworem z Piekieł.  
Nie musisz się wić, nie musisz krzyczeć. Nie czeka cię żadna próba, żaden głaz Syzyfa,
żaden kielich nie zostanie ci odebrany, nim po niego sięgniesz, żaden kruk nie czyha na źrenice twoich oczu,
żaden sęp nie odrabia niestrawnego pensum, wyjadając ci wątrobę rano, w południe i wieczór.
Nie musisz pełzać przed swoimi sędziami, wołając o łaskę, błagając o litość.
Nie ciąży na tobie żaden wyrok ani żadna wina.
Nikt na ciebie nie patrzy tylko po to, żeby z miejsca odwrócić się z odrazą.

Czas, który czuwa nad wszystkim, znalazł rozwiązanie, na przekór tobie.
Czas, który zna odpowiedź, nie przestał upływać.
Takiego dnia jak ten, może trochę później, może trochę wcześniej,
wszystko rozpoczyna się od nowa, wszystko się zaczyna, wszystko dalej trwa.

Przestań mówić, jak człowiek, który śni.

Patrz! Patrz na nich. Są tam, tysiące milczących wartowników, ustawionych wzdłuż bulwarów, nabrzeży
i zalanych deszczem chodników placu Clichy, tysiące nieporuszonych Ziemian,
pogrążonych w oceanicznych marzeniach, czekających na mżawkę,
na rozpryśnięte fale, na chrapliwe krzyki nadmorskich ptaków.

Nie. Nie jesteś już bezimiennym panem świata, tym, nad którym historia nie miała władzy,
tym, który nie słyszał, jak pada deszcz, który nie widział jak zapada noc.
Już nie jesteś kimś niedostępnym, kryształowym, przezroczystym.
Boisz się i czekasz.
Przeczekujesz deszcz na placu Clichy.

 

 

(Georges Perec / Człowiek, który śpi / tłum. A.Wasilewska, Kraków 2011, str. 97-102)

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
sxc

Apel do władz RP w sprawie klerykalizacji kraju

http://wyborcza.pl/0,133791

Dotychczas Wielbiciel

Czy Ty juz całkiem swirujesz czy grasz na potrzeby publiki?? Dziewczyno-opamiętaj sie bo czytam cię kilka lat ale widzę ze Ci coś mocnooo zaszkodziło?! A co na TO TWÓJ SYDA?!?!??????????? Czy myślisz o innych! Czy wyłącznie o sobie? Bzdury piszesz! Wiesz? Świadomie to robisz pod c zytelnikow? Oto nie jest fair! Fajnego weekendu marudo!!!

Scroll to top
2
0
Would love your thoughts, please comment.x