Pisałam już, że Orka dosyć intensywnie poszukiwała odpowiedniego dla siebie lokum w Londynie. Sami rozumiecie, że planując nadchodzącą koronację i przejęcie władzy nad Imperium Brytyjskim, nie można spać na (nawet najwygodniejszym!) turystycznym łóżeczku w opcji RBnB na Mile End. Trzeba się jakoś w życiu i w Londynie ustawić. Dlatego Mały Kasztan zawzięcie wertował katalogi londyńskich zabytków i przewodniki turystyczne, poszukując czegoś na miarę swoich oczekiwań…
Mimo początkowych zachwytów nad gmachem Muzeum Historii Naturalnej, Oreńka stwierdziła, że jednak za dużo tam kościotrupów, robaków i innych straszydeł, które nocą mogłyby podgryzać ją w stopki albo co gorsza pić z jej kubeczka, tudzież zjadać ciastka z podwieczorku. Poszukiwania trwały…
Big Ben zrazu nie robił na niej większego wrażenia: ot, zwykły zegarek. W dodatku trudny do nakręcenia i nie mieszczący się w kieszeni fartuszka.
A poza tym to nawet jakiś taki krzywy…
– Ej, nie chwiej się tak, bo wyglądasz jak krzywa wieża w piź… w piz.. – zaczęła się jąkać Orka ku uciesze grupy turystów z Polski, ale w ostatniej chwili udało mi się ją spacyfikować, zatykając jej na moment dzioba lizakiem i oddalając się z miejsca zdarzenia w lekkim popłochu. Nie minęła chwila, a moja mała następczyni tronu zdążyła już wypluć lizaka, przyklejając go do służbowej czapki przechodzącego policjanta, a następnie wierzgać kopytami i drzeć się wniebogłosy. Bo tak.
Tego było już za wiele! Odstawiłam Małego Kasztana na pogadankę wychowaczo-dyscyplinującą do Syd…
… która w krótkich, acz treściwych i dobitnych słowach wytłumaczyła Orce, czego tolerować nie będziemy oraz jak należy robić, żeby było dobrze. Kropka. Orka stanęła na baczność, a następnie odmaszerowała grabić miejski trawnik.
Następnego dnia chodziła jak – nomen omen! – w zegarku…
Grzecznie przywitała się z Wielkim Benem i pomachała mu rączką
co go chyba odrobinę wzruszyło, bo nagle odezwał się dźwięcznym, acz dudniącym, głosem:
– Bim-bom! Bim-bom! Byłby ze mnie miły dom!
Mały Kasztan w pierwszej chwili nie zajarzył… Zamrugał oczętami, a następnie popadł w lekki stupor, typowy dla siebie w chwilach głębszego zastanowienia…
Jednak szybko odzyskał łączność z rzeczywistością i zaskrzeczał…
– Pseciez ja nie jestem kukułką, żeby mieskać w zegarze!
– Chyba ci coś nieźle psydzwoniło, Wielki Benie! Opsytomniej!
Wielki Ben rozdzwonił się tubalnym śmiechem:
– Mała dziewczynko, jeśli chcesz królować w Londynie to ja będę Twoim najlepszym pałacem! Czy wiesz, że to zawiaduję całym miastem?
– To ja zrywam londyńczyków z łóżek o poranku, wydzwaniam przerwę na lunch, poganiam ich, żeby szybciej pracowali i przygrywam kołysanki do snu… Wszyscy tutaj tańczą tak, jak im zagram! Gdyby nie ja, to miasto zamarłoby w bezruchu! Pomyśl o tym, moja droga.
– Faktycnie… Całkiem nieźle pomyślane… – przyznała Orka.
– Wprowadzam się do ciebie! I psez cały cas będzies wskazywał fajf-o-klok cyli porę na herbatkę i ciastecka, dobze?
Nawet ja ujrzałam oczami wyobraźni Małego Kasztana (i siebie, rzecz jasna!) podczas tych królewskich fajf-o-kloków…
Ale z marzeń wyrwał mnie stanowczy głos londyńskiego policjanta…
… informujący mnie o wysokości mandatu za próbę nielegalnego wtargnięcia na zegarową wieżę. Westchnęłam ciężko, zdjęłam wierzgającą Orkę uwieszoną na ogrodzeniu i jak niepyszna oddaliłam się w kierunku bliżej nieokreślonym.
Same problemy z tym Kasztanem!
Oj tam problemy :P. Orka po prostu pokazuje, że królowa jest tylko jedna i należą jej się przywileje wszelakie :)))