– No to wylądowałyśmy! Wspaniała, iście nie-londyńska pogoda! Jak ci się tu podoba, Orka?
– Fcare. Ani troche. Fcare a fcare.
– Ale czemu? Co się stało, Mały Kasztanie?
– Nie wiem. Nic.
– Jak się czujesz, Oreńka?
– Chyba widzis, ze **ujowo…
– No widzę. I nie wiem, jak ci pomóc. Masz zły humor? Może pobawimy się w plucie do Tamizy? Albo w przyklejanie przechodniom do pleców waty cukrowej? Albo w płoszenie gołębi…? Albo… Albooo…
– Niekcem.
– Syjwia, powiec jej, że kcem siem pszejechać centy-metrem!
– Kcem do centy-metra!
[ i tutaj mała dygresja: chyba nie powinno was dziwić zamiłowanie Małego Kasztana do metra
bo to u nas niejako rodzinne i genetyczne – sami zobaczcie (klik!) ]
Kasztan jojczył i jojczył, ani myślał przestać… A nam do metra było zupełnie nie po drodze. Tragedia grecka.
Próbowałyśmy z Sylwią zainteresować ją przejeżdżającym obok piętrowym autobusem…
pomogło tylko na chwilę:
– Chcesz się przejechać, Kasztan?
– Uhm, kcem. Niech będzie.
– I jak ci się podoba, Oreńka?
– Fcare. Fcare mnie siem nie podoba. Kcem pszejaszczke centy-metrem!
– Co…? Co ty chcesz…?
– Pszejaszczkem. Tudzież pżejażdżkeu.
– O, tam jest!
… i przyssała się do autobusowej szyby niczym glonojad.
– Metro! Tam!
– Fszyscy napierniczajo do metra! Tesz kcem!
Chcąc nie chcąc, doczołgałyśmy się z tobołami do pierwszej lepszej stacji metra.
– Pasuje panience?
– Najrepsiejsza! Arcyczaderska! – nie kryła entuzjazmu Orka.
– Fspaniare! Pszebombowo! Masakra! – cieszył się Kasztan.
… i nie marnując ani chwili rozpoczął swoją ulubioną zabawę:
– Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! … Stój! Stój! Stój! Stój! Ssssstttttóóóóój…..
– Najpief powoli jak żułf ocienżale rusyła masyna po synach ospale…
– A mogłabyś się Orka złapać poręczy? Bo zaraz będziemy zbierać z podłogi te cztery plastikowe ząbki, co ci ostatnio wyrosły…
Obraziła się i poszła usiąść. Bardzo przeżywa fakt, że nadal sepleni.
Na szczęście szybko się od-obraziła, bo musiałyśmy przesiąść się na inną linię:
– Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! Jedzie! …
– I pojechał.
– A mozemy jeszcze zejść na tę stację….?
– A mamy jakiś wybór…? – westchnęłam ciężko i retorycznie.
Tak pędziła, że musiałam ją trzymać.
A na peronie….
– Oooojaaaaacieeee…. Gościu ma rizaka! Ja tesz kcem sterować centy-metrem!
– Ej… On siem na mnie paczy…? … Paczy siem tu?!! Paczy..?!!
– Nie dość, że patrzy, to jeszcze się śmieje, robi miny, wygłupia i podskakuje. Chyba znalazłaś kolegę!
– No to… od-jaaaaazd!!!!
co ona ma z oczami? ciągle inny kolor?
też tak chcę!
Coraz bardziej podobają mi się te lalki, kiedyś wielkogłowe były dla mnie zbyt nieproporcjonalne … A wycieczki, przygody i dialogi z udziałem Twojej laki sprawiają, że Blythe zyskują jakby osobowość, poszukiwanie lalki to jak poszukiwanie charakteru, prawie przyjaciela :)
Zazie, czym pstrykasz zdjęcia? Same pikne ujęcia i pikna Orka!
Ogladalam ostatnio taki film, w ktorym jedna z glownych bohaterek jest dziewczynka, ktora moze nie jest podobna do Orki, ale ma podobna aure…czy cos w tym stylu…tez jest taka smutno-piegowata i z fochem. albo smutkiem. kto ja tam wie.
https://www.youtube.com/watch?v=NyMnNrAEfAY