dzień 06, sobota, 23 stycznia 2016
Dawno, dawno temu, wpadłam w błędne koło „wstydzenia się”. Wstydziłam się, że utyłam i zarazem było mi wstyd, że rozpaczliwie chcę schudnąć. Czułam się jak na cenzurowanym. Chciałam za wszelką cenę ukryć fakt, że się odchudzam, schować w najczarniejsze dziurze i nagle, pewnego pięknego dnia, zaskoczyć wszystkich „nową Zazie, lżejszą o 30kg”
Będąc smutną sfrustrowaną grubaską, do pewnego momentu uważałam walkę z kilogramami za sprawę tak intymną, że aż wstydliwą. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział, że próbuję schudnąć; że walczę ze sobą, że jestem na diecie i że męczę się, próbując ćwiczyć. Krew, pot i łzy. Oraz głód. Średnio malownicze okoliczności. Wolałabym raczej zniknąć i narodzić się na nowo – piękna, szczupła, szczęśliwa. Jakby problem dodatkowych 30 kilogramów nigdy mnie nie dotyczył. Bez tej całej męki, brudu, potu, niewygody i długich tygodni oczekiwania na jakikolwiek efekt.
Niestety wszystkie moje próby dokonania „dyskretnego cudu” i schudnięcia mimochodem kilkudziesięciu kilogramów (tak by nikt nie zauważył, że się staram, pocę i męczę) okazywały się absurdalną mrzonką. Kiedy się do tego przyznałam – coś w końcu się zmieniło. I choć nie trafiłam od razu na odpowiednia dietę, nie zrzuciłam oszałamiającej ilości kilogramów, to w końcu jednak przyznałam się, że jest mi źle i próbuję coś z tym zrobić. I może mi się uda, a może nie.
Trochę mi się już udało. 20 kg poszło.
Przede mną reszta wyzwania – ostatnie 10 kg ;)
♦ WAGA: czy ty zawsze wszystko musisz popsuć jednym głupim pytaniem?
♦ ILOŚĆ WYPITYCH PŁYNÓW: dużo kawy. dużo za dużo kawy.
♦ SUPLEMENTY: zapomniałam o wszystkich. nawet o antydepresantach. zamyśliłam się.
♦ POSIŁKI: zgodnie z planem. na szczęście o posiłki dba Syd, ja tylko sprzątam ;)
śniadanie: jajko na miękko, cykoria, pomidor
obiad: krewetki, liście szpinaku, awokado
kolacja: boczniaki duszone na tłuszczu kokosowym, roszponka, oliwki
♦ AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA: jeszcze nie. jeszcze nie. jeszcze nie. to dopiero kilka dni!
♦ SAMOPOCZUCIE: absurdalne.
♦ GRZECHY i WYSTĘPKI: kilkanaście pistacji. trudno.
♦ MOTYWACJA: czekam aż na mnie spłynie z niebios.
♦ PIOSENKA DNIA:
Moving on up! You’re moving on out!
Time to break free – nothing can stop me!
♦ KOMENTARZ: ej, będzie dobrze! naprawdę!
♦ PSYCHOLOGICZNY PROGRAM ODCHUDZANIA wg dr Judith S. Beck – dzień 006
zadanie 6: Znajdź mentora
“Tak, będzie ci potrzebny opiekun. Czy już odzywają się myśli sabotujące? Może uważasz, że dieta jest sprawą prywatną? Albo czujesz się niezręcznie, prosząc o pomoc?
Z moich doświadczeń wynika, że bardzo niewiele osób walczących z nadwagą potrafi się odchudzić i utrzymać sylwetkę bez niczyjej pomocy. Badania jednoznacznie dowiodły, że wsparcie zwiększa szanse na sukces.
Ale że co…? Jak to? Wsparcie w czym? W odchudzaniu się?
Ktoś ma mnie trzaskać po łapach, ilekroć sięgnę po ciastko? Truć do znudzenia o grzesznym nadmiarze kalorii i zbawieniu ciała poprzez ruch? Przypominać o konieczności wypicia kolejnej szklanki wody?
No dobra, przecież sama wiem, że nie o to chodzi. A o co?
Hmm, dla mnie chodzi o to, żeby mieć… świadka. Nie kontrolera wyliczającego kalorie i nie sędziego śledczego tropiącego ślady czekolady w kącikach ust i lukru na moich paluszkach, ale świadka. Świadka mojego procesu odchudzania, moich wzlotów i upadków, moich postanowień, wyzwań, potknięć i kolejnych etapów odchudzania. Kogoś kto nie będzie mnie oceniał i krytykował, ale też nie będzie mnie do niczego zmuszał czy ciągnął mnie za sobą tam, gdzie wcale nie mam ochoty iść. Kogoś, kto po prostu… będzie.
Potrzebujesz żywej osoby, z którą można porozmawiać; kogoś kogo lubisz i na kim można polegać.
Oto co może zrobić twój mentor:
* Podtrzymywać twoją motywację
* Wzmacniać twoja wiarę we własne siły
* Pomagać ci w rozwiązywaniu problemów
* Pomagać ci spojrzeć z innej perspektywy
* Pociągać cie do odpowiedzialności.Świadomość, że musisz kogoś informować o swoich postępach, także może motywować do trzymania się planu. Jest to decydujący element programu. Osoby, którym pomagałam schudnąć, wielokrotnie mi mówiły: “Nie podjadam, bo od razu trzeba byłoby pani o tym powiedzieć”.
Kontakt z moją dietetyczką Metabolic Balance miałam niestety tylko przez pierwsze trzy miesiące mojego odchudzania (i do tego był to kontakt jedynie telefoniczny – niestety, tak wyszło). Potem musiałam radzić sobie sama. Akurat wtedy przyszedł pierwszy kryzys, który dał mi ostro po głowie. Straciłam grunt pod nogami i wcale nie spadłam na cztery łapy. Nie był to żaden życiowy dramat, rzecz jasna, bo gruba dupa to nie jest most important world problem, ale wiecie jak to jest… I wtedy właśnie poczułam, że potrzebuję mieć „świadka” dyskretnie obserwującego moje dietetyczno-odchudzaniowe poczynania. Dlatego zaczęłam pisać na blogu o Metabolic Balance, dzielić się moim jadłospisem, zbierać od Was słowa uznania dla zrzutu wagi oraz krytykę tego, co waszym zdaniem powinnam zmienić, poprawić, przemyśleć czy dodać do mojego programu. Ale niestety słabo u mnie z systematycznością i regularnymi „raportami z pola bitwy”, więc i to po jakimś czasie zarzuciłam, zarzucając finalnie i dietę. No ale dosyć tego. Wracam. Wróciłam.
I potrzebuję Was tutaj! ;)
Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu
No i tu utknelam, bo nie wiem, kto mialby byc moim mentorem. Mam wrazenie, ze nikogo nie obchodze na tyle, by mu zawracac glowe. No i tyle :(
Ale i tak jest niexle, bo od kiedy ide Twym sladem pod choragwiami dr Beck, czyli chyba z tydzien, schudlam 1,5 kg., wczesniej przez wiele miesiecy nie mogac nic schudnac. DZIEKI!!!!!
Ola, już jestem, wróciłam! Motywujemy się dalej? ;))
Tak jak pisałam – miałam bardzo ciężki tydzień (nie w sensie dietetycznym, ale organizacyjno-życiowym), więc trochę zaniedbałam bloga, ale cały czas jestem na diecie i realizuję plan krok po kroku :) Trzymam za Ciebie kciuki! <3
[…] nie znudził im się – cytuję – „głupi poradnik dla otyłych mamusiek”). O tym, dlaczego potrzebuję „świadków” mojego procesu odchudzania pisałam w notce: Cz…. Absolutnie nie mam złudzeń, że miałoby to kogokolwiek zainteresować, ale – tak jak […]
Nie wiem jak to jest u Ciebie ale moim najwiekszym problemem jest mozliwosc dowolnego posilku(tak,tak!).Ja wole miec konkretny plan-jem to i to i koniec.Mozliwosc wyboru czegos co chce zjesc konczy sie tym,ze pozwalam sobie na zbyt wiele…probowalam wielokrotnie opanowac dowolny posilek ale ostatecznie rezygnuje z tej opcji .Zauwazylam,ze Ty nie masz chleba w swoim planie-nie jesz bo nie lubisz czy Twoja opiekunka odradzila to w 2ej fazie?
Ja właśnie lubię rygorystyczny jadłospis bez możliwości odstępstw i dowolnego kombinowania „aby się tylko kalorie zgadzały” ;) A chleba w diecie nie miałam od samego początku i – choć wydawało mi się to niemożliwe – to nie dośc, że zrezygnowanie z niego poszło mi zadziwiająco łatwo, to po 2 latach już w ogóle zapomniałam o istnieniu tzw. „kanapek”. Nawet jak Syd piecze w domu chleb bezglutenowy, to jakoś zupełnie mnie nie ciągnie do pieczywa
Czytam, kibicuje i postaram się zmienić swoje nawyki :)
Do boju Zaz!!
Każda para kciuków się przyda :)) Dzięki!
[…] o tym akurat już pisałam, więc już się nie będę powtarzać, tylko odsyłam do wczorajszej notki: „Uważasz, że dieta jest sprawą prywatną, intymną, wstydliwą?” – innymi słowy: żeby cokolwiek zmienić, musisz wyjść poza swoją osobistą […]