I teraz wchodzę, ja – cała na biało, wielkości lodówki.

Na fali skutecznego odchudzania, zachłysnąwszy się własnym sukcesem, bardzo łatwo zrobić z siebie idiotkę i klepiąc się po płaskim brzuchu, przekonywać inne laski, że to nic trudnego i że dieta to twoje drugie imię, a silna wola to przydomek bojowy.

Owszem, no chwała tobie, że dałaś radę i schudłaś, ale przekonanie, że tak już będzie zawsze jest niestety zuchwałością nie do darowania. Zwłaszcza jeśli jesteś wysokoestrogenową babą po 30. (choć umówmy się, jesteś już prawie ryczącą czterdziestką) o budowie “gruszki”, z tendencją do tycia od samego tylko patrzenia na żarcie; a do tego neurotyczką, która zwykła zajadać wszystkie stresy węglowodanami i średnio co 2 tygodnie przeżywać niedowład mentalny połączony ze zwątpieniem w sens istnienia, to masz jak w banku, że Twój zwycięski pochód w pierwszym szeregu cudownie odchudzonych nie potrwa długo.

I teraz wchodzę, ja – cała na biało, wielkości lodówki.
Ważę 70kg.
No i chuj.

saturia

Przez ostatnie miesiące zajmowałam się wszystkim, tylko nie dietą. [klik!]
Dużo pracowałam, stresowałam się, pędziłam w niedoczasie, szukając pocieszenia w tłustej i aromatycznej kuchni indyjskiej oraz szklaneczkach whisky z colą. To prawda, że nie tykam słodyczy od prawie 9 miesięcy, bo obiecałam to Kumokowi w ramach handlu wymiennego za jej zdrowie, ale to, że w przyrzeczeniu tym wytrwałam bez skuchy zawdzięczam tylko i wyłącznie mojej nerwicy natręctw, która z lęku o zdrowie ukochanych, potrafi mnie zmusić do wszystkiego.

Jakkolwiek. Przytyłam 5 kilogramów i jest mi z tym tragicznie. Serio. Ja wiem, że to niby nie jest dużo, ale uwierzcie, że te 5kg naprawdę robi różnicę, a granica między Pulchną a Grubą jest bardzo cienka i właśnie ją przekroczyłam. Założyłam wczoraj kabaretki i pozornie błaha rozmowa z Syd, że niby buty nie pasują mi do rajstop, zakończyła się smutną konstatacją.

zaz
Zazie: – No cóż, zajebistych nóg to ja niestety nie mam…
Syd: – Nie no, jakoś tam SĄ zajebiste… Bo dwie… No i chodzą…
Zazie: – No… Nie są połamane czy coś…
Syd: – No…

 

Stety bądź niestety – Syd nie pozostawia mi złudzeń w kwestii mojego wyglądu. A kiedy płaczę, że jestem brzydka, zazwyczaj pociesza mnie, że spoko, ona też do pięknych nie należy i że w sumie pasujemy do siebie. No i tyle tytułem wstępu.

Także teges… Odchudzam się. Zaczynam od jutra – czyli od niedzieli. Trochę na przekór sobie, bo to zwykle w poniedziałki postanawiałam zacząć nowe życie. Co prawda nigdy się to nie udawało, ale tradycja pozostaje tradycją, same rozumiecie.
Odchudzam się, choć strasznie mi się nie chce i jakoś tym razem nie wierzę w sukces. No ale skoro raz dałam radę, to i drugi nie zaszkodzi spróbować. Zastanawiam się też, czy może byłabym w stanie pokochać moje obecne ciało, bez diet, bez odchudzania, bez męczenia się.
Niestety nie.

jelly
Może gdyby ktoś uparcie powtarzał mi, że jestem piękna, seksowna i nic nie muszę zmieniać, to nawet byłabym skłonna rozważyć opcję samoakceptacji. Niestety, wybierając taki a nie inny typ osobowości moich partnerów/partnerek, nigdy nie dane mi było usłyszeć słów krzepiącej aprobaty. Więc akurat ta droga wiodłaby zdecydowanie pod górkę, a i szczyt byłby trudny do zdobycia. Raczej nigdy nie będę „gruba, piękna i spełniona”.

thinner
A jeśli nie „piękna” i „spełniona”, to przynajmniej chuda.

 

 

Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu

     

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

26 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Dorota

że jesteś atrakcyjną laską na zewnątrz i od środka nie będę Cię przekonywać, bo masz swoją wizję i zdanie innych nic tu nie da (wiesz, coś jak te anorektyczki, co widzą w lustrze grube baby).

kiedyś co prawda spojrzysz na swoje obecne fotki i powiesz: „kurde, jaka ja ładna byłam”, no ale to za milionpińcet doświadczeń życiowych dalej, więc nie uprzedzajmy faktów.

ale piszę z innego powodu – tak mnie natchło – czy te Twoje hocki-klocki z dietami i żywieniowym cudowaniem to czasem nie temat zastępczy?… no wiesz – „taka jestem zajęta odchudzaniem, że nie mam czasu taczek załadować”.

co tam miało być w tych taczkach, hmm?…

zazie.com.pl

No i tu mnie masz…
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Dał mi do myślenia.
Co miało być w tych taczkach…?
Muszę do tego dojść.

Ania

Skoro nowy wpis o odchudzaniu to i ja podzielę się swoją historią.
Mam 28 lat i 168 cm. W październiku 2015 ważyłam 96 kg. W tej chwili 72 kg. Schudłam 24 kg. Ktoś powie, że to wcale nie tak dużo z uwagi na to, że minął prawie rok. Czyli coś koło 2kg na miesiąc. Ale myślę, że osoby które ważą dużo za dużo rozumieją ile samozaparcia trzeba mieć w sobie żeby mimo wszystko dojść do takiego momentu.
W moim przypadku obyło się bez famfarów. Nie było „łaaaał” usłyszanego od znajomych czy choćby od pani w warzywniaku. Nie było dużej miany garderoby, bo mam dość toporną budowę ciała. Uda i dupa dalej pozostały wielkie. A cycki na przekór zmalały, zwiędły, obwisły. Przez to, że zmiana była powolna, co jest w sumie dobre bo taka jest najzdrowsza, i przeze mnie została jakby niezauważona. Wszystko zmieniało się bardzo powoli i płynnie. I tak naprawdę patrząc teraz na siebie nie jestem dumna z tego co osiągnęłam, bardziej rozgoryczona i zażenowana. Bo skoro teraz uważam się za grubą, to boshe, jaka ja byłam wcześniej? Istnym mutantem. Ktoś inny by powiedział, 24 kg! Szalejesz dziewczyno! Ktoś inny. Bo nie ja.

Anonimowo

Strasze to trochę, taki dołujący aspekt związku. Usłyszenie w trudnych momentach (albo zupełnie bez okazji, ot przy przebieraniu się przed lustrem) od tej drugiej, najwazniejszej osoby „ale jesteś piękna/śliczna/ładna”, czyni w moim małym mózgu cuda. Miałam ogromne problemy z samoakceptacją, kryzysy przychodzą nadal, ale jeśli jestem piękna w oczach kogoś kogo kocham, to czas najwyzszy sobie odpuścić i być wystarczająco piękną dla samej siebie. Zawsze są rzeczy króre warto zmienić i oczywiście nie uwazam, ze mozna odpuśić, ale kiedy czuję się ładna i kochana, to zmiany przychodzą jakoś łatwiej i pod mniejszym ciśnie iem. ;)

Katarzyna

Pewnie mi nie uwierzysz jak powiem, że nie jesteś gruba. Bo nie jesteś. Ale wiem jak to jest – mnie też dobija te kilka kg za dużo – niby nie dużo za dużo ale jednak … W każdym razie mi się podobasz taka jaka jesteś, jak ci to poprawi samopoczucie to sobie trochę schudnij ot tak dla własnej przyjemności bo konieczności nie ma.

Imago

Trzymam kciuki

banga

Och, Zazie…wiem, że to najmarniejsze z najmarniejszych pocieszeń, ale wiedz, że inni są jeszcze grubsi od Ciebie:-) Na przykład ja;-) Po spektakularnym schudnięciu na zerżniętej od Ciebie diecie 10 kilogramów, w ramach przedłużającego się świętowania sukcesu i osiągnięcia prawie wymarzonej wagi 65 kg, ze wstydem melduję, że obecnie na liczniku mam równiutkie 75 kg:-( Wyglądam tragicznie – jak szynka w siatce: wszystko mi wyłazi dziurkami:-) Zaczynam więc od jutra:-) Już nawet nie wiem, który raz z rzędu…

banga

O tak, wiem o kogo chodzi. I jako weteranka odchudzania i ciągłych skoków wagi będę ostatnią, która pierwsza rzuci kamieniem:-) Przypadek Dominiki to dla mnie żywy dowód na to, że grubym jest się przede wszystkim ” w środku”:-(

Adam Krzyzanowski

Genialne <3

Gabriela Dziwosz

Ważysz TYLKO 70 kg ??? To Cię pocieszę ,że ważę duuużo więcej. A po cudownych dietach dietetyków dorobiłam się tylko anemii

Anonimowo

To chodzi o to że nie masz faceta, który by Ciebie porządnie wyruchał

banga

Ja mam, mam także identyczne problemy z wagą jak Zazie. Obawiam się, że przeprowadzona przez Pana/Panią nader wnikliwa analiza psychologiczna stanu autorki wpisu jest jednak nietrafiona…

Milena Misiak

Aśka

Zazie, Ty masz zajebiście zgrabne nogi!!!

Milena Misiak

Nie muszę pisać bloga, wystarczy że będę kopiować Twój, bo wsio się zgadza. Ja zaczynam od poniedziałku, bo ostał mi się tort urodzinowy, szkoda wyrzucić ☺

Katarzyna Nosowska

Czy z tym „na biało, wielkości lodówki” to o mnie, dla mnie? Że nie Przyjdziesz więcej w odwiedziny, jeśli nie sprawię się wreszcie z tym odchudzaniem???? Dobra. Ślubuję . Zależy mi!

Bałagan Zazie

JA JESTEM LODÓWKĄ. Ty na biało jesteś Śnieżynką oraz Dmuchawcem. Natomiast ja, wystroiwszy się, rozumiesz, w kabaretki, idę ulicą, kląskając radośnie udem o udo.

Bałagan Zazie

Jak mnie Syd zobaczyła na ulicy taką kląskającą radośnie, to aż się o latarnię musiała oprzeć z wrażenia. A rozmowę ze mną zaczęła nieśmiało, o tym – mianowicie – czy zastanawiałam się kiedyś nad doborem kolorów. Potem delikatnie skierowała się na długość sukienki oraz że mnie opina i podkasuje. A dalej to już poszło samo… Także ten. Łezki.

Ola

W taczkach? Oczywiście Pam Bóg!;)

Scroll to top
26
0
Would love your thoughts, please comment.x