Przeanalizowawszy wszelkie za i przeciw, postanowiłam, że jednak na razie nie zostanę Pudzianką.
Co nie znaczy, że zamierzam wrócić do bycia Grycanką.
Nie będę jednak ukrywać, że moje plany zostały pokrzyżowane. Bom się wkurwiła. Ostro. Nie wiem dokładnie, na co i na kogo, bo chyba póki co nie dojdę, czy większy wpierdol powinnam dostać ja sama czy może mój metabolizm. Chociaż pewnie na jedno wychodzi. Jakkolwiek. Już mówię.
Zajarałam się tymi treningami jak dzika, napierdalam na rowerkach i orbitrekach, cisnę na maszynach, pocę się i nakoksowuję endorfinami…
… a następnie padam na pysk – bynajmniej nie z bólu mięśni czy zmęczenia członków – ale z najzwyklejszej na świecie i najbardziej upierdliwej senności. To już wiecie. Ale to jeszcze nie problem, o nie.
Problemem jest natomiast to, że ekspresowo… przytyłam!!!
WTF?!! – że tak powiem oraz FML.
Dzisiaj waga pokazała mi 72,2 kg.
I co wy na to?!
Skąd ta zwyżka? Co jest, do *uja wafla?!!
No fakt, że zwiększyłam odrobinę podaż węglowodanów, żeby w ogóle mieć siłę na te gimnastyczne ekscesy, ale teoretycznie powinnam to spalać w czasie treningu, a nie magazynować w dupie i udach?!
Nie, nie, nie!!! Nie tak się umawiałam sama ze sobą i wszechświatem.
Dobra, robimy inaczej.
Najpierw masa, potem rzeźba.
Odchudzaniowy sukces to w 70% dieta, a jedynie w 30% trening. Dlatego żywieniowo wracam do fazy ścisłej Metabolic Balance. No i zero alkoholu. Deficyt kaloryczny będzie spory, ale widocznie tylko to potrafi ruszyć z miejsca mój zjebany metabolizm. Nie sądzę, żebym na takiej redukcji była w stanie ćwiczyć po 2h dziennie.
Nie chcę jednak rezygnować z siłowni, bo za bardzo mi się to podoba. Lubię tam być. Jestem tam wesoła, pozytywna i zadowolona. Jest miłe ciepłe światło, mało ludzi, dużo miejsca, drewniana podłoga i mają ekstra nagłośnienie, przez które puszczają disko z idealnym BPM.
No way, nie zrezygnuję z tego! Po prostu będę tam ćwiczyć “zabawkowo” i rekreacyjnie, żeby się trochę poruszać i porozciągać, bez wyczynów i ekscesów. Do intensywnych 2-godzinnych treningów wrócę za 5-7kg, a o rzeźbie to pogadamy dopiero jak będę ważyła 60 kg. Taki jest plan.
Pytacie, czemu nie poradzę się jakiejś dietetyczki czy osobistego trenera…
Poradziłabym się, ale nie mam kasy. Ledwie mi wystarcza na siłownię, serio.
Ale za to mam pytanie do Was:
– Jak jecie? Co jecie?
– Ile razy w tygodniu, jak długo i co ćwiczycie?
Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu
Mozliwe, że piszę już za późno, bo dopiero teraz czytam Twojego bloga. Jak Cię dalej zastanawia dlaczego nie możesz schudnąć przy intensywnych treningach to bardzo polecam do przeczytania ten artykuł http://www.qchenne-inspiracje.pl/2016/08/aktywnosc-fizyczna-w-insulinoopornosci_26.html?m=1
ogółem też polecam tego bloga, mi dużo pomógł w zmianie nawyków żywieniowych. Pozdrawiam ;)
Zazie – odchudzanie to dość złożony proces i nie można do tego podchodzić z jakiegoś szablonu . Każdy człowiek jest inny i ma inne potrzeby – również żywieniowe .Stosowanie przeróżnych gotowych diet daje więcej szkody niż pożytku. Najpierw tzreba dokąłdnie poznać Twój organizm – np tarczycę , wątrobe itd , zrobić całą masę badań , które podpowiedzą jaką droge ochudzania wybrać . Dieta nie może być głodówką , bo odbierzesz to jako kare i szybko się zniechęcisz . Trzeba nauczyć Cię zmiany stylu życia i odżywiania . I dopiero wtedy można mówić o sukcesach . Szybkie chudniecię najczęściej kończy się sromotną porażką i efektem odwrotnym od zamierzonego. Bo efekt jo-jo tylko czeka aby się ujawnić . Nie wiem gdzie mieszkasz , ale jesli w małopolsce zapraszam Cię do naszego gabinetu – http://fizykoterapeuta.com.pl Tam po wnikliwym wywiadzie dobierzemy odpowiednią dla Ciebie dietę. Jesli mieszkasz dalej – pisz – biuro@fizykoterapeuta.com.pl – postaramy się jakoś na odległość Ci pomóc. Ale todługi i żmudny proces – wymagający pełnej współpracy i zmiany świadomości.
Chciałbym tyle ważyć co Ty. Narazie „cudowną” dietę pani dietetyk rzucam w kąt. Dorobiłam się tylko cudnej anemii. Oczywiście nie oznacza to że zaczęłam pożerać wszystko w ilościach hurtowych. Bez cukru,pięć posiłków zostaje, spacerki
to bardzo słaba pani dietetyk :(
Chodakowska też mówiła żeby się mierzyć bo z wagą to jest różnie.
Ja jakiś czas temu zgłosiłam się do jednego z cudownych umiesnionych trenerów, którzy sugerują że jestem w stanie wszystko jeśli tylko im zapłacę oczywiście za 3 miesiące z góry. Wysłałam Panu swoje zdjęcia wymiary oraz wagę (chociaż ta nie jest taka ważna). Pan rozpisal mi dietę i ćwiczenia. Wyglądało to mniej więcej tak że jem 5 posiłków dziennie (oczywiście podział na dni treningowe i nietrebingowe). Dieta of kors bezglutenowa i bez nabialowa bo musimy iść z duchem czasu ;-) miałam duże chęci więc na wszystko się godzilam. Każdy posiłek to 100 g białka i 10 gr tłuszczu, wieczorem zamiast tłuszczu były wegle. Rzeczywiście zaczęłam chudnac po 0,5 kg na tydzień i malec w centymetra. Jednak Posiłki były tak nudne i tak monotonne że zrezygnowałam po 6 tyg. Momentalnie przytyłam 6 kg! Mimo ciągłej aktywności fizycznej waga się nie zmieniała. Byłam załamana, a dodam że nie zaczęłam się obzerac… Postanowiłam ze udam się do profesjonalnego dietetyka (w priv mogę podać do kogo). Razem z nią ustalilysmy cel, zostałam dokładnie zbadana, Pani wysluchala co lubię a czego nie. Dostałam sztywny plan na 7 dni ( do stosowania na 8 tyg) – nie moge tego uznać dieta. Przepisy są tak fajne i pyszne, nie katuje się, sprawia mi to przyjemność. Pani dietetyk wyjaśniła mi czemu tak przytyłam… Otóż jak obcielam wegle do minimum a następnie zaczęłam normalnie jeść to organizm bal się że znowu mu ogranicze wegle i zaczął je magazynowac… Człowiek uczy się na błędach, najważniejsze mimo wszystko to nie poddawać się ale robić wszystko z głową ;-) pozdrawiam ;-)
Ja się odchudzalam z Lidlem ;) wchodzilam do sklepu i kupowałam wszelkie sałaty, ryby, ustalając sobie grafik jedzeniowy na kilka dni. Zero pieczywa i waga pięknie szla w dół… ja wiem ze to brzmi tragicznie i nieprofesjonalnie ale tak zrobilam. Dużo sałaty, warzyw, ryb i małe porcje przygotowane na cały dzień. Działało bez ćwiczeń. Co do metabolizmu to u mnie nie jest najlepszy a wiek to już prawie 4 dychy.
Zagladam na bloga a tu ciagle cisza…co sie dzieje u ciebie???Daj znac,nawet jak nie jest super…ja tez ciagle daze do celu.
Zazie, Twoja dieta MB to zwykła głodówka, dla osoby z kumpulsami dość ryzykowna, jeśli nie zabójcza. Wiem co mówię, bo mam ten sam problem. Poczytaj Wilczogłodna.pl (jeśli jeszcze nie znasz), mnie bardzo pomogła. Dzięki Kochana za dr Back, przeanalizowałam, zrobiłam notatki, rozpoczęłam terapię:).
Dzielę z Tobą nie tylko zaburzenia odżywiania, ale po trosze osobowość dziada borowego i pesymistyczne spojrzenie na real.. Na bloga trafiłam przypadkiem parę dni temu i czytam, czytam, czytam…..
Zazie, wywal wagę, przymierz spodnie, w które się nie mieściłaś przed siłką :)
mięśnie ważą więcej niż fruwająca tkanka tłuszczowa, a zajmują mniej miejsca
trzymam kciuki, bom walcząca z wagą od zawsze
Co robiłaś na fizyce? Od kiedy kilogram … jest ciezszy niz kilogram…?
Odrozniasz pojecia ciezaru od objetosci?
aaaaa, Zazie…
za co Ty się tak strasznie nie lubisz? :-(
to samokatowanie jest okropne.
a taczki pewnie dalej puste…
zazie droga :) jak Ty się szarpiesz, jak Ty nawywijasz, boszszsz . . . poczytaj proszę, pogrzeb w czeluściach tego bloga i zastosuj: http://www.pepsieliot.com/wszystko-o-odchudzaniu-a-nawet-jeszcze-wiecej/
U mnie z odchudzaniem masakra:-( Żrę jak opętana w ramach programu: „Od jutra jestem na diecie, trzeba się napchać na zapas”. Skutki? Łatwe do przewidzenia: 76 na wadze – nigdy nie było tak źle. Nowa Chodakowska kupiona i nawet nieodpakowana. Wiem, że w końcu muszę się za siebie zabrać, ale nie ukrywam, że także mam wątpliwości, czy przy tak drastycznym ograniczeniu węgli na MB da się ćwiczyć cokolwiek, nie mówiąc już o dosyć wymagającym treningu interwałowym. Myślę, żeby jednak dorzucić trochę węgli, zwłaszcza przed treningiem… Będę na bieżąco relacjonować moją walkę i trzymać za ciebie kciuki, Olga:-)
Zaz, a czy nie jest czasem tak, że po prostu brakuje w Twoim odchudzaniu konsekwencji? Nie ma co liczyć na to, że w 2 miesiące schudniesz na zawsze – bazując na swoich doświadczeniach (i tych osób, którym wmówiłam, że to działa), trzeba zapomnieć pół roku – rok o wadze, ale trzymać się planu i robić swoje.
U mnie wyglądało to tak: 170 cm, waga zawsze ok. 55 kg. Po dzieciach i po kompletnym ignorowaniu tego, co się działo z moim ciałem (oraz jedzeniem, czyt. wpierdalaniem) miałam 38 lat i 70 kg. Kiedy na wadze stuknęła mi siedemdziesiątka, lekko się zdenerwowałam i:
– zaczęłam biegać: dziś, po 8 latach, biegam po 6-8 km co 2 dzień w średnim tempie
– rzuciłam słodycze: wszelkie ciasta, ciastka, czekolady, wypieki, słodkie napoje, owoce, soki itp. Cukier używam tylko jako przyprawy w kuchni. Powiem Ci, że wbrew pozorom było łatwo, już po tygodniu odwyku porzuciłam także piwo, bo było za słodkie:)
– i przestałam się ważyć…
I tyle.
Oczywiście, można dodać do tego tzw. zdrową dietę – czyli jem wszystko, ale bez obżerania się.
Żeby nie było tak słodko. Codziennie piję białe wytrawne wino – latem z wodą w wersji szprycer, zimą bez rozwadniania, po prostu lubię i jest to jedyna forma alkoholu, którą w siebie wlewam. Palę – nie dużo, ale jednak.
Na czterdziestkę dostałam wagę i okazało się, że ważę 10 kilo mniej. Hmm, po dwóch latach… Dziś mam 43 lata, ważę cały czas 60 kg i wszystko co powyżej jest aktualne. Figurę mam lepszą niż w czasach, gdy ważyłam mniej. Kilka osób już tu pisało – mięśnie swoje ważą:)
Dlatego tak sobie myślę, że może, Zaz, trochę się wyciszyć, przestać liczyć te pieprzone kalorie, nie dorabiać filozofii, tylko zacząć plan i kontynuować, nie porzucać i nie kombinować. Spróbuj:)
Świnio Najmilsza <3
Święte słowa - konsekwencji brakuje nie tylko w moim odchudzaniu, ale i w całym moim żywocie. Miotam się raz w tę - raz w tę - i z powrotem, kręcę w kółko i histeryzuję. To prawda.
Popadam w skrajności, choć słodycze całkowicie rzuciłam 9 miesięcy temu i daję radę. Jednak nadal się ważę i raz po raz zaliczam załamkę. Skutkiem czego jednego dnia redukuje kalorie do minimum, wytrzymuje tak kilka dni, a potem znowu - jazzzda! I tak w kółko.
Masz rację - trzeba zamknąc dziób, przestać się miotać i robic swoje, realizować plan, nie oglądając się na kilogramy i na to, że koleżanka Wandzia po tygodniu głodówki schudła 5kg i że ja też tak chcę.
Dzięki! :)
uściski :*
u mnie sprawa wyglada następująco:
ćwicznia – 2 x 1h siłowego + 1x 1h interwałowego lub cario. to w rozkładam w ciągu tygodnia
jedzenie – 1500 kalorii to minimum, czasami wiecej. staram się jeść reguralnie ale róznie to bywa.
tempo chudnięcia bardzo powolne….
stąd moje duże zrozumienie Ciebie, strasznie wkurza ta waga która stoi w miejscu, strasznie! ale trzeba jakoś przetrwać, wytrwać i poczekać.
mierzenie obwodów (łydka, udo, biodra, talia pod biustem i biust) i zapisywanie wyników – z poczatku głupie ale uwierz mi jak patrze na moje wyniki z zimy i porównuję z obecnymi – micha się cieszy! i duma rozpiera, bo właściwie to tylko zasługa ćwiczeń, z jedzeniem u mnie bywa różnie bo mam napady kompusów (wczoraj np)
Przemyślałam sprawę i faktycznie to moje „szaleństwo wagowe” jest trochę bez sensu. Realnie i wizualnie liczą się obwody, a nie wskaźnik wagi. A Ty w sumie chodzisz 3x w tygodniu na siłkę czy łączysz cardio z siłowym?
Co do kompulsów jedzeniowych to jestem w tym mistrzem! Potrafię zjeść w pół godziny paczkę orzechów brazylijskich (=700 kcal) :/
„przytyłaś” bo zwiększyła się masa mięśni, nie tłuszczu. im więcej mięśni, tym skuteczniej zaczniesz spalać tłuszcz, ale tak – kolejność tego procesu może być frustrująca. nie oznacza jednak niczego złego. ja bym sobie dała jeszcze trochę czasu na pozostanie w starym modelu jedzenia i ćwiczenia, bardzo prawdopodobne, że lada moment waga zacznie lecieć. pozdro.
dokładnie, na pewno masa mięśniowa się zwiększyła, zacznij się ważyć na urządzeniu, które pokazuje poszczególne dane: mięśnie, tłuszcz, wodę, BMI itd-na większości siłowni je znajdziesz ;)
Ola, poszukam tego magicznego urządzenia :)
Przy moim jasłospisie Metabolic Balance – nie jestem w stanie ćwiczyć, bo padam z nóg. Mogę zachowac jego schemat, pod warunkiem, że jednak zwiekszę gramaturę produktów w poszczególnych posiłkach oraz dodam trochę węglowodanów, których w moim dotychczasowym jadłospisie nie było prawie wcale – co też mnie przeraziło, bo nie byłam tego świadoma, całkowicie zaufałam dietetyczce.
Droga Zazie! Co prawda dietetyczką nie jestem. Ale moje znajome są, bo jestem z uczelni medycznej. Sportowcem też nie jestem, ale czytam porady tylko osób z odpowiednim wykształceniem i doświadczeniem w tej dziedzinie. I sama schudłam MNÓSTWO, chudnę daję i nie tyję od ponad roku. Jeśli chcesz oto moje rady, ale oczywiście nie krytykuję Twoich wyborów, a to tylko moja prywatna opinia:
Przytycie może wynikać z kilku rzeczy: przy tak intensywnych treningach część tłuszczu „przeszła” w mięśnie. Mięśnie są o wiele bardziej ciężkie. Dlatego często osoby bardzo szczupłe ale umięśnione ważą więcej niż te większe odrobinę, ale oblane tłuszczem. Druga sprawa to za dużo soli lub też zatrzymanie wody w organizmie, spowodowane piciem za mało lub za dużo. Trzecia sprawa to SZOK dla organizmu. Jest coś takiego jak minimalna ilość kalorii potrzebna do przeżycia. Poniżej też wartości, co prawda możesz chudnąć, ale z metabolizmem dzieją się dziwne rzeczy. A przede wszystkim bardzo zwalnia! To jest naturalne bo przestawia się na tryb głodówkowy, oszczędza energię, wszystkoy odkłada aby przetrwać. Ja ważę tyle co Ty, chyba jestem trochę wyższa, trenuję 2-3 razy w tygodniu i moja minimalna ilość kalorii to 1500. Nie powinnam jeść więcej niż 2600 dziennie aby zachować wagę. A aby zdrowo chudnąć, nie zwalniać metabolizmu wielkość ta to ok 1700-1800. Więc jak widzisz, wcale nie o to chodzi by jechać na oparach, bo po tym jest zawsze efekt jojo. Bo gdy tylko zaczniesz odrobinę wiecej jeść, waga w najlepszym wypadku stanie, ale najprawdopodobniej podniesie się znacznie w górę. Przy niskich dawkach energetycznych po dłuższym czasie organizm przestawia się na tryb „mało jedzenia”, metabolizm jest powolny, każde nadwyżki błyskawicznie się odkładają. Tym bardziej dzięki śledzeniu Twojego bloga mogę wnioskować, że Twój metabolizm jest bardzo zachwiany. Okresy ścisłej diety łączone na przemian z okresem „szaleństwa”. Pewnie ktoś powie, że są te wszystkie diety 1000kcal. No dobra są. I zazwyczaj się szybko na nich chudnie. Ale czy ktokolwiek z nas tak naprawde zna kogoś kto schudł dużo i tę wagę utrzymał po dłuższym czasie? Wątpie. Być może są wyjątki potwierdzające regułę. Bardziej wage utrzymują osoby, które jedzą wiecej ALE zdrowo, i regularnie ćwiczą. Wcale nie krytykuję, sama to przeszłam, miałam tak wolny metabolizm że początkowo też nie było żadnych efektów, albo takie lekkie skoki wzwyż.
Jeśli chodzi o trening to przede wszystkim przed samym treningiem wciągnij więcej węglowodanów. Gdy tego nie robisz, organizm podczas Twojego cardio zamiast spalać tłuszcz pobiera energię z mięśni bo jest łatwiej dostępna. A im mniej mięśni tym ogólnie mówiąc wolniejszy metabolizm, bo to one podczas codziennych czynności spalają Twoją energię a nie tłuszczyk. Trening dobrze zacząć od cardio a nie od siłowego. Ja lubię na śniadanie zjeźć banana, a po treningu jajko na miękko i wielkiego pomidora. I tak wyglada moje całościowe śniadanie z rana. I najważniejsza sprawa jeśli chodzi o kardio to PULS i CZAS. Nigdy nie patrz na kalorie, odległość, szybkość itp. To są tylko statystyczne wartości. Aby wiedzieć że trening rzeczywiście coś dla Ciebie robi dobrze od czasu do czasu sprawdzać puls. Czas nigdy nie powinien wynosić poniżej 30 min. Nigdy. Dopiero po tych 30 min zaczyna się dziać coś dobrego. Najlepiej aby to było od 40 do 60 min CIĄGŁEGO cardio. Tutaj masz informalcje nt pulsu :
Intensywność treningu kardio określa się na podstawie bicia serca (HR). Ogólnym wzorem na wyliczenie tętna maksymalnego jest:
HR max = 220 – wiek
Dla zdrowych osób optymalne wartości można podzielić na 5 stref:
STREFA I – intensywność niska. Praca w warunkach tlenowych w przedziale 50-60% HR max. Zalecana dla początkujących. Podnosi i utrzymuje ogólną sprawność organizmu, redukuje napięcie i stres.
STREFA II – intensywność umiarkowana – redukcja tkanki tłuszczowej. Praca w warunkach tlenowych ?w przedziale 60-70% HR max
STREFA III – intensywność wysoka – strefa aerobowa. Praca tlenowa w przedziale 70-80% HR ma x. Zwiększa się ogólna wydolność i wytrzymałość organizmu, utrata tkanki tłuszczowej nie jest już tak efektywna.
STREFA IV – intensywność bardzo wysoka, praca w warunkach beztlenowych w przedziale 80-90% HR max. Strefa ta jest dla osób sprawnych fizycznie. Zwiększenie siły i szybkości oraz przyrost masy mięśniowej. Skutkiem ubocznym może być produkcja kwasu mlekowego w mięśniach. Strefa nie aktywna dla redukcji tkanki tłuszczowej.
STREFA V – intensywność ekstremalna – maksymalny wysiłek. Praca w warunkach beztlenowych powyżej 90% HR max. Wysiłek jest możliwy tylko przez bardzo krótki czas.
Oczywiście po pewnym czasie organizm przyzwyczaja się do określonych ćwiczeń. Kondycja się poprawia, już nie męczysz się jak kiedyś. Jednak ilość wylanego potu nie jest wyznacznikiem. Patrz na puls, jak widzisz, że jest za niski przyspiesz . Nie bój się też treningów siłowych, wzmacniają mięśnie, a to jest bardzo ważne, z uwagi na rolę mieśni w przetwarzaniu energii. O treningach można mówić dużo, ale nie jestem ekspertem, napisałam co wiem napewno, co mowili mi znajomi interesujący się fitnesem, co mi powiedział brat po treningach personalnych, co czytam w artykułach. i przede wszystkim co sama wyprobowałam! Ale przede wszystkim Zazie, bądź twarda! Waga może się wahać na początku, ale nie pozwól by Ciebie złamały liczby, ważne żebyś wiedziała że to co robisz jest prawidłowe, po czasie i ona spadnie, bo wymięknie przy Tobie :D Bardzo w Ciebie wierzę, trzymam mocno kciuki
Warto się mierzyć też w obwodzie itp. Często chudniemy bardzo, tylko waga stoi bo rosną mięśnie! Kiedyś moja waga stała przez dłuższy czas a okazało się że spadło mi 8 cm w talii!!
No właśnie, muszę się zacząć mierzyć! To akurat nieco bardziej pracochłonne niż wskoczenie na wagę i doznanie momentalnej depresji na widok wyniku :)
Aaaa i zdecydowanie się zgadzam, ze powinnaś zmierzyć swoje PPM/CPM (czyli zapotrzebowanie energetyczne) , np. tutaj: http://kalkulatorkalorii.net/przemiana-materii i zadbać o to, by dostarczać organizmowi co najmniej tyle energii . Bo inaczej będzie wariował-ta senność to może jednak stąd?
Ola, właśnie sobie obliczyłam pod tym linkiem, że do tej pory jadłąm ok.500 kcal mniej niż powinnam O_O
ANia, wielkie dzięki za tak obszerną i wyczerpującą temat wypowiedź :) przeczytałam dwa razy i dużo przemyślałam. Podliczyłam też kalorie w mojej dotychczasowej diecie Metabolic Balance i złapałam się za głowę! Masz absolutną rację – to prawda, schudłam, redukując kalorie do minimum i jadąc na oparach. Po schudnięciu tych 20kg po raz pierwszy w życiu miałam anemię i wyczerpane zapasy ferrytyny. Na szczęście jakoś udało mi się to „odbudować”.
Dlatego od jakiegoś czasu na serio biję się z myslami, czy aby na pewno jestem w stanie po raz kolejny podejść do MB i utrzymać reżim, który ostatecznie kosztował mnie trochę zdrowia. Czy dla spektakularnych efektów wagowych warto? A co z resztą organizmu? :( No właśnie.
Przede wszystkim chcę być zdrowa. Oraz silna i ładnie umięśniona. Nie chcę być słabą meduzą ważącą te wymarzone 55kg, ale z ciałem przelewającym się przez ręce, wiotkim i miękkim. Jestem bardzo zmotywowana do treningów, ale też chciałabym to robić z głową. Dzięki wielkie za rozpiskę „cardio” – chyba muszę zaopatrzyć się w pulsometr, bo na mojej siłce maszyny aerobowe nie mają czujników w uchwytach, a nie będę przecież ćwiczyć z palcem na tętnicy szyjnej ;)) Używasz może czegoś w tym stylu? Bo ja jestem zupełnie zielona…
W ogóle podniosłaś mnie bardzo na duchu, że to wszystko ma jakąś swoją logikę i jest procesem, w którym musze zaliczyć po kolei wszystkie etapy, bez obrażania się na siebie i swoje ciało, że skoro „przytyło” po treningach, to więcej ich nie dostanie, a za karę zrobię mu głodówkę. To kompletnie bez sensu i teraz to widzę. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję! <3
Nie ma sprawy, trzymam mocno kciuki :) u mnie na siłce akurat mają pulsometry, ale w internecie na pewno jest mnóstwo tego, wystarczy zwyczajny, on działa na tej samej zasadzie co te w rączkach sprzętu na siłce, więc nie daj się nabrać na jakieś wypasione z personalnym trenerem czy coś, bo to tylko o puls chodzi :) Myślę, że nie masz co się bać węglowodanów, jak się odpowiednio ćwiczy i z nimi nie przesadza to nie są wcale takie złe, w końcu węglowodany to też warzywa ;> Tylko trzeba uważać na te największe bomby, w stylu makaron, chleb, płatki itp. Mi się zdarzy zjeść dwa razy w tygodniu chleb na śniadanie, i jest okej, grunt to rozwaga :) Dasz radę! Po prostu rób swoje, bo jest to zdrowe więc prędzej czy później da efekty bez niszczenia twojego zdrowia i psychiki, bo nikt mi nie wmówi że życie na ciągłym „tego nie moge, tego nie moge” jest dobre na dłuższą metę. grunt to rozwaga :)
A w obwodach też Ci skoczyło? Bo po treningach – u mnie obwody 7 cm pospadały a waga 3 kg w górę. O! Też się wkurw mi włączył ale trochę przekonuje teoria o większej wadze mięśnia od tłuszczyku.
No właśnie ja się nie mierzę… Głupio. Powinnam zacząć. Ale to prawda, muszę przyznać, że odkąd chodzę na siłownię, to jestem taka bardziej „zbita” i twarda – widzę to np po łydkach i udach, które wcześniej „rozlewały się”, a teraz sa takie zwarte i zaczynają nabierać kształtu ;) więc może i dla mnie jest nadzieja :))
Widzę na fb że już się zmieniłaś, i twarz i ciało.Nieocenione dobrodziejstwa siłki i innych Chodakowskich! Będę dziś Ćwiczyć!