strona główna > codziennik > psyche
Śnię, siedząc z otwartymi oczami, uśmiechając się do ludzi i dla niepoznaki pierdoląc trzy po trzy. Nie ma mnie tutaj tak bardzo, że aż czasem – po to tylko, by utrzymać się powierzchni – łapię rozpaczliwie czyjąś rękę i ściskam ją zachłannie dopóki ten ktoś nie wyszarpie jej z mojego potrzasku. Uważnie przyglądam się mijanym twarzom, szukając jakiegoś znaku, że jest nas więcej – tych wyrzuconych przez sztorm na nieznany ląd – i że jakoś to będzie. Albo i nie.
Albo i tak.